fbpx
piątek, 17 maja, 2024
Strona głównaFelietonPoznaj Polskę za moje pieniądze

Poznaj Polskę za moje pieniądze

Tak naprawdę dofinansowanie do szkolnych wycieczek nie jest największym problemem Polski. Niestety mamy większe. To dofinansowanie jest za to symptomatyczne, bo pokazuje logikę rozdawnictwa. I topi alternatywne rozwiązania.

Kampania wyborcza to bardzo mięsny czas. Oprócz kiełbasy, są też odgrzewane kotlety. Jednym z nich jest pomysł rządzącej koalicji, czyli program „Bon szkolny – poznaj Polskę”. Chodzi o rozszerzenie programu, który już jest i który stał się częścią szkolnej rzeczywistości od czasu Nowego Ładu (bardzo lubię pisać Nowy Ład wielkimi literami, mogę dzięki temu oddać skalę zniszczeń, jakie wprowadził). Na dofinansowane wycieczki jak na razie pojechało prawie milion uczniów. Kosztowało to nas około 180 milionów złotych.

W skali państwa to pieniądze tak naprawdę niewielkie. Dodatkowo – w pewien sposób wydane na edukację. To można podciągnąć pod inwestycję, a nie konsumpcję. I po trzecie, wycieczki były dofinansowane, a nie sfinansowane w pełni, co trzeba ocenić jako rozwiązanie mniej złe – dawanie czegoś zupełnie „za darmo” powoduje nieszanowanie prezentu, ale nawet cząstkowa opłata z własnej (czy rodziców) kieszeni zmienia ten stan.

Odwróćmy jednak sytuację. Chciałbym mieszkać w kraju, w którym wydatek 180 milionów złotych jest w skali jego budżetu znaczny – i to nie dlatego, że ten kraj jest tak biedny, ale dlatego, że budżet centralny jest niewielki, ludzie za pośrednictwem bliższych sobie sposobów organizowania się zapewniają sobie i swoim bliskim potrzebne dobra i usługi, wśród nich także wycieczki. Wolny rynek ma dostatecznie dużo rozwiązań, aby to zrobić. W przypadku naprawdę niezwykle ubogich rodzin pomóc powinny wspólnoty lokalne, także parafie, albo samorząd, jako bliższy mieszkańcom niż ministerstwo w Warszawie.

Chciałbym też, aby odgórna lista miejsc, które mogą odwiedzać wycieczki, nie była, no właśnie, odgórna, ale oddolna. I aby było tych list wiele, a nie jedna. Bo tak jak popieram decentralizację kanonu lektur szkolnych, tak samo odpowiada mi idea decentralizacji miejsc wartych zwiedzenia. Oczywiście są wśród nich takie, które nie budzą większych kontrowersji. Intuicyjnie potrafimy zbudować takie zestawienie, na pewno byłby w nim Wawel, Zamek Królewski w Warszawie, Muzeum Powstania Warszawskiego i miejsca tej właśnie skali, najbardziej emblematyczne. Coś jak lektura „Pana Tadeusza”, a więc rdzeń programu, co do którego zgodzą się właściwie wszyscy. Jeśli potrafimy wymyślić taką listę, to możemy ulżyć w pracach ministerialnym urzędnikom, tym bardziej że z ich perspektywy, jakoś określonej warszawskim horyzontem i konkretnym ideowym kolorytem, inne lokacje mogą być niewidoczne.

Po trzecie, sam proces dofinansowania też ma swoje ciemne strony. Odgrzany program ma mieć budżet jednego miliarda złotych. Więcej wycieczek niż w starej wersji, ale też więcej dopłat do rozdzielanych centralnie pieniędzy, więcej nie tylko od rodziców, co byłoby jak najbardziej w porządku, ale również od organów prowadzących szkoły, w większości są tu już jadące na wyżyłowanych budżetach samorządy. W sytuacji, w której jako wspólnota nie wydajemy, a rozdajemy za dużo – warto by było się opamiętać.

Trudno to zrobić wspólnocie, piszę tu o ogóle Polaków, którym rządzący z tej czy innej partii mogą sprzedać wszystko, byleby owinęli to w przekaz o tym, że to przecież dla dzieci. Jest to zjawisko niestety ugruntowane dużo głębiej niż w polityce, ale bardzo widoczne właśnie dzięki niej. Dlatego program 500+ jest tak skuteczny i tak trudno będzie się go pozbyć. Bo uruchamia argument, że ktoś żałuje dzieciom, a ktoś inny przeciwnie, otwiera kieszeń bardzo szeroko. Dwoje rodziców to aż dwa głosy.

Ci sami rodzice, którzy od kilku lat pobierają 500+, już niedługo rozszerzone do 800+, dostają 300+ na wyprawkę, a nawet po laptopie, nie są w stanie odłożyć niewielkiej przecież w skali roku kwoty na wycieczkę dla dziecka? Wiadomo, że mogą. Ale przecież nie o to tu chodzi.

Dbanie o dzieci, także te większe, które z wycieczki do Krakowa zapamiętają więcej niż legendę o smoku wawelskim, jest ważne i cenne, także dlatego, że w każdej wspólnocie żyje więcej niż jedno pokolenie i nieźle by było, aby ludzie urodzeni w różnym czasie mogli się niekoniecznie zgodzić, ale choćby porozumieć co do pewnych rudymentarnych kwestii. Temu powinny służyć wycieczki, budowaniu wspólnego kodu komunikacyjnego. Tyle że spokojnie można to robić inaczej. Bez dopłat, bez ingerencji państwa, bez pieniędzy podatników. Lista ważnych miejsc do odwiedzenia rodzi się sama, bo ważne miejsca mają to do siebie, że o nich wiemy. Niskie ceny, także paliwa do autokaru, oznaczałyby większą dostępność ekonomiczną wycieczek. To wszystko można zrobić prościej. Ale wtedy nie można aż tyle obiecać.

Marcin Chmielowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Z pewnością zgodzimy się wszyscy, że najbardziej nieakceptowalną i wywołującą oburzenie formą działania każdej władzy, niezależnie od ustroju, jest działanie w tajemnicy przed własnym obywatelem. Nawet jeżeli nosi cechy legalności. A jednak decydentom i tak udaje się ukryć przed społeczeństwem zdecydowaną większość trudnych i nieakceptowanych działań, dzięki wypracowanemu przez wieki mechanizmowi.
5 MIN CZYTANIA

Legia jest dobra na wszystko!

No to mamy chyba „początek początku”. Dotychczas tylko się mówiło o wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę, ale teraz Francja uderzyła – jak mówi poeta – „w czynów stal”, to znaczy wysłała do Doniecka 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Muszę się pochwalić, że najwyraźniej prezydent Macron jakimści sposobem słucha moich życzliwych rad, bo nie dalej, jak kilka miesięcy temu, w nagraniu dla portalu „Niezależny Lublin”, dokładnie to mu doradzałem – żeby mianowicie, skoro nie może już wytrzymać, wysłał na Ukrainę kontyngent Legii Cudzoziemskiej.
5 MIN CZYTANIA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

Pluszowy krzyż polskich liberałów i libertarian

Rozmowa z innym pozwala docenić to, co mamy. Szczególnie wtedy, kiedy ten inny jest tak naprawdę bardzo do nas podobny. Na przykład jest libertarianinem z Białorusi.
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA