fbpx
poniedziałek, 20 stycznia, 2025
Strona głównaFelietonPubliczne obietnice i prywatne prezenty. Św. Mikołaj (na razie) nie jest patronem...

Publiczne obietnice i prywatne prezenty. Św. Mikołaj (na razie) nie jest patronem libertarian

Skoro felieton został opublikowany szóstego grudnia, to oczywiście musi być o prezentach. Tych, które dostaliśmy, i tych, których miejmy nadzieję: nie dostaniemy. Bo czasami prawdziwym prezentem jest brak kolejnego utrudnienia.

Najpierw perspektywa prywatna. Jak co roku przy okazji początku sezonu rozdawania i przyjmowania prezentów, uderza i poraża, jest to jednak pozytywne uczucie, wielość rzeczy, jakie można nabyć. Dla kogoś na prezent, dla siebie na prezent, dla siebie nawet i bez okazji. I jak najbardziej rozumiem, że są tacy, którym nie po drodze z kapitalizmem, ale ja akurat, nawet tym bardziej, w sezonie prezentowym cenię sobie ten system dwa razy bardziej niż na co dzień. Wyraźnie widzę jednak, to jest rynek, który akurat trochę śledzę, wzrost cen książek. Szczególnie tych, które ładnie prezentowałyby się pod choinką i na okładkach mają znane nazwiska. Takie książki to bowiem bezpieczny prezent i nic dziwnego, że wiele wydawnictw wychodzi z nimi jako propozycjami właśnie teraz. Jak na mój gust łatwiej niż w zeszłym roku znaleźć tytuły w oczywisty sposób przeszacowane. Polacy przyzwyczaili się więc do wysokich cen. I to jest akurat problem, z którym kapitalizm sobie nie poradzi. Zrobiłoby to poważne zajęcie się inflacją, na które liczę.

Teraz perspektywa szersza. Ale łącząca się z prywatną. Każdy z nas ma jakąś listę prezentów, dóbr, jakie chciałby otrzymać i dać bliskim. Każdy z nas ma też listę nietrafionych prezentów. Dóbr, jakich wolelibyśmy nie dostać i nie chcielibyśmy dać. A co, jeśli popatrzylibyśmy w dzień upamiętniający św. Mikołaja na obietnice wyborcze w taki sposób, jak gdyby były listami prezentów?

Wtedy, przynajmniej z libertariańskiej perspektywy, łatwo byłoby nas uznać za niegrzecznych w całym mijającym roku. Św. Mikołaj nie bardzo chce nam przynieść to, co chcielibyśmy dostać. Może nam dać – i to warunkowo – tylko skrawki z naszej listy. Byłby to jednak pozór, bo polityczni „święci Mikołajowie” nie patrzą na to, kto co sobą prezentował. Czy wyrzucał śmieci, wyprowadzał psa, karmił kota i nie bił się z bratem. Ich interesuje zdolność do przebijania się ze swoją listą. Skoro worek nie jest bez dna (co prawda każdy partyjny spin-doctor udaje, że jest inaczej), to trzeba wybierać. I czasami wybór trafia na najliczniejszych. Ale jeszcze częściej: na nielicznych, ale za to dobrze zorganizowanych i potrafiących przebijać się ze swoim przekazem. I tutaj libertarianie muszą więcej pracować. Nigdy nie będziemy większością, ale to nie one rządzą. Górnicy przecież nią nie są, a regularnie dostają prezenty. Jednocześnie tu i ówdzie znajdujemy postulaty, także w mainstreamie, miłe libertariańskiemu oku. Wpisujące się w moją listę życzeń. Nawet na słynnej już liście 100 konkretów Koalicji Obywatelskiej libertarianin znajdzie coś dla siebie. Na przykład zniesienie zakazu handlu w niedzielę czy ograniczenie kontroli mikroprzedsiębiorców do 6 dni w roku. Albo obniżka VAT dla sektora „beuty”. Ale też zakaz finansowania z pieniędzy publicznych działalności diecezji i parafii.  Wolność to jednak też i wieczna czujność, co oznacza, że teraz trzeba przypilnować spełnienia tych deklaracji.

Lepiej mają nasi koledzy w innych krajach. Póki co dla nas egzotycznych. Jak już wszyscy wiemy, Javier Millei został prezydentem Argentyny. Ale oprócz tego: kolejny rząd Nowej Zelandii będzie współtworzony przez libertarian. Inspirujący może być też sukces na poziomie lokalnym. Nowym burmistrzem miasta Wichita została libertarianka. I choć największe miasto stanu Kansas nie jest metropolią tej skali co Nowy Jork czy Los Angeles, to jednak ma mniej więcej tylu mieszkańców co Szczecin.

Oczywiście każdy z tych sukcesów bierze się z innych źródeł. Czasami z zasady „im gorzej, tym lepiej” i po prostu tego, że po wypróbowaniu wszystkich etatystycznych rozwiązań ludzie w końcu zaczęli głosować za wolnym rynkiem – to oczywiście przykład argentyński. Ale zawsze, za każdym razem, za libertariańskimi politykami stali libertariańscy aktorzy poruszający się w innych przestrzeniach: medialnej, pozarządowej, akademickiej. To łączy Kansas, Argentynę i Nową Zelandię. I to już mamy też i w Polsce. Do posiadania liberalno-libertariańskiej reprezentacji w Sejmie jest więc już całkiem blisko.

Na razie mamy Sejm, jaki mamy i już wkrótce nawet będziemy mieli rząd mający poparcie sejmowej większości. Będzie po co agregować poparcie, bo mamy postulaty, o jakie chcemy zabiegać. Na przykład warto będzie powalczyć o to, aby pewne punkty z cytowanej już listy 100 konkretów pozostały tylko na papierze, bo kredyt 0% i dopłaty do najmu to skok na bungee – ale bez liny. To są właśnie te prezenty, których nie potrzebujemy i których nie potrzebują tak naprawdę też nielibertarianie. Bo są to zwyczajnie pomysły szkodliwe.

Libertarian w Polsce jest niewielu, za mało na samodzielny projekt polityczny. Ale razem z liberałami: prawie 20 proc. To dostatecznie dużo, aby blokować realizację cudzych list życzeń i realizować sporo swoich. Bo tak naprawdę państwo to nie jest święty Mikołaj i nie powinno rozdawać prezentów. My chcemy dostać od niego tylko jedno: święty spokój. Nie tylko od święta.

Marcin Chmielowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Z pewnością zgodzimy się wszyscy, że najbardziej nieakceptowalną i wywołującą oburzenie formą działania każdej władzy, niezależnie od ustroju, jest działanie w tajemnicy przed własnym obywatelem. Nawet jeżeli nosi cechy legalności. A jednak decydentom i tak udaje się ukryć przed społeczeństwem zdecydowaną większość trudnych i nieakceptowanych działań, dzięki wypracowanemu przez wieki mechanizmowi.
5 MIN CZYTANIA

Legia jest dobra na wszystko!

No to mamy chyba „początek początku”. Dotychczas tylko się mówiło o wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę, ale teraz Francja uderzyła – jak mówi poeta – „w czynów stal”, to znaczy wysłała do Doniecka 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Muszę się pochwalić, że najwyraźniej prezydent Macron jakimści sposobem słucha moich życzliwych rad, bo nie dalej, jak kilka miesięcy temu, w nagraniu dla portalu „Niezależny Lublin”, dokładnie to mu doradzałem – żeby mianowicie, skoro nie może już wytrzymać, wysłał na Ukrainę kontyngent Legii Cudzoziemskiej.
5 MIN CZYTANIA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

Pluszowy krzyż polskich liberałów i libertarian

Rozmowa z innym pozwala docenić to, co mamy. Szczególnie wtedy, kiedy ten inny jest tak naprawdę bardzo do nas podobny. Na przykład jest libertarianinem z Białorusi.
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA