Niektórzy mówią: błogosławiony czas i ja ich nawet rozumiem. Nigdy chyba nie miałem tak dość jak podczas tej kampanii, a przecież z powodów zawodowych śledzę kolejne od wielu lat. Problem w tym, że przepisy o ciszy wyborczej, zapisane w kodeksie wyborczym w jego rozdziale 12., są całkowicie absurdalne w epoce mediów społecznościowych, internetu i faktycznego braku granic w sferze wirtualnej.
Pomińmy fakt, że zapisy interpretowane są skrajnie rozszerzająco, kodeks mówi bowiem wyraźnie, że „agitacją wyborczą jest publiczne nakłanianie lub zachęcanie do głosowania w określony sposób, w tym w szczególności do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego”, nie zaś w ogóle mówienie o polityce, wymienianie nazw partii politycznych czy nawet analizowanie ich działań. Przepisy są jednak przede wszystkim z gruntu nielogiczne, szczególnie wówczas, gdy dointerpretowuje je Państwowa Komisja Wyborcza. Jedną z najbardziej nonsensownych regulacji, mających wynikać z zapisów kodeksu wyborczego, jest ta określająca, co można robić z mobilnymi reklamami kandydatów. Otóż jeśli na przyczepce czy wprost na pojeździe jest zamontowany banner kandydata albo komitetu wyborczego, to taki pojazd z tą reklamą może sobie stać gdziekolwiek – i w piątek wieczorem na ogół zostaje zaparkowany jak najbliżej jakiegoś lokalu wyborczego, bo przecież zakazu nie ma – ale nie może jeździć. Jednocześnie jednak mogą jeździć pojazdy komunikacji publicznej, wyposażone w bannery czy reklamy kandydatów. Nie wiem, prawdę mówiąc, czy dotyczy to jedynie pojazdów samorządowych czy również prywatnych, zapewniających komunikację zbiorową (w niektórych miejscowościach jest tylko taka, oparta na prywatnych busach czy autobusach) – ale nie ma to tutaj większego znaczenia.
Znaczenie ma, że w dość eksponowanym miejscu polskiego systemu prawnego istnieje zbiór przepisów, które nie spełniają jakichkolwiek kryteriów logicznej spójności, a ich cel nie został właściwie w żadnym momencie jasno wskazany. Jeśli ma nim być „zapewnienie wyborcom czasu na refleksję” – jak niektórzy próbują ciszę wyborczą uzasadniać – to można spytać, czy gdziekolwiek w polskim systemie prawnym jest mowa o tym, że decyzję wyborczą można podjąć jedynie po „refleksji”. Otóż nie, można ją podjąć nawet na podstawie losowania monetą czy kostką dopiero po wejściu do lokalu wyborczego i nikomu nic do tego. Nie mówiąc już o tym, że wyborca przez projektodawców ciszy wyborczej został uznany za kompletnego idiotę, który w razie potrzeby nie umie sam sobie „ciszy wyborczej” zapewnić, na przykład wyłączając telewizor.
Właściwie wszyscy wiedzą, że przepisy o ciszy wyborczej nie spełniają żadnych standardów trzymającego się kupy prawa. Wiedzą to, jak sądzę, nawet jej zwolennicy. Mimo to cisza wyborcza jest, trwa i nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek proponował jej rewizję. A przecież w kolejnych latach czekają nas aż trzy tury wyborcze (samorząd, Parlament Europejski oraz prezydent). To każe postawić – kolejny raz, nie jest to przecież nic nowego – pytanie o fenomeny polskiego systemu prawnego, także w tej jego części, która dotyka i dotyczy przedsiębiorców. Przepisy o ciszy wyborczej są jedynie przykładem rozwiązań jawnie bezsensownych, a mimo to trwających, uzasadnianych jakimś ogólnosłusznym bełkotem.
Bierze się to najpewniej z różnych przyczyn, ale ja wskazałbym na jedną. Otóż prawo tworzą przecież ludzie. Nie ma sposobu, że system prawny był lepszy niż kwalifikacje jego twórców. W tym wypadku – posłów, bo to jednak oni mają tu najwięcej do powiedzenia, mimo różnych etapów po drodze (mamy między innymi Biuro Legislacyjne Sejmu czy Rządowe Centrum Legislacji). W polskim systemie edukacji logika jest gdzieś na szarym końcu. W szkołach w ogóle zresztą nie ma takiego przedmiotu. Jego elementy mogą się znaleźć w przypadku nauki filozofii, ale to kompletny margines programu. Do polityki wchodzą coraz młodsze pokolenia, w tym te, których mózgi od dziecka były poddawane oddziaływaniu internetu i mediów społecznościowych, a to nie sprzyja rozumieniu związków przyczynowo-skutkowych. Myślenie, którego uczy sieć, jest wycinkowe, fragmentaryczne, a nie linearne. Linearność zaś jest warunkiem rozumienia związków, a więc także rozumienia skutków podejmowanych działań. Jeśli w programie nauczania pojawia się łacina – język z gruntu logiczny i sprzyjający rozumieniu logiki – to również na marginesie. Efekty widzimy.
Życzę Państwu pięknego weekendu!
Łukasz Warzecha
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie