fbpx
poniedziałek, 16 września, 2024
Strona głównaFelietonSocjaliści rozdają mieszkania (niezbudowane)

Socjaliści rozdają mieszkania (niezbudowane)

Hasło „mieszkanie prawem, nie towarem” jest na wielu poziomach głupie i szkodliwe. Jak zwykle problemem są już definicje. Kto mianowicie będzie stwierdzał, co jest potrzebą na tyle podstawową, że ma być uznana za „prawo”, a nie towar? – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Donald Tusk, mówiąc w Pabianicach o nieoprocentowanym kredycie na mieszkania, użył ulubionego chwytu ideowych socjalistów, przywołując hasło „mieszkanie prawem, nie towarem”. W symboliczny sposób to zdarzenie zamknęło ewolucję przewodniczącego Platformy Obywatelskiej od liberała do populisty-etatysty. Słowa Tuska skomentował prof. Leszek Balcerowicz, pisząc: „Czy Tusk myśli, że zwolennicy PO nie lubią PiS, ale lubią PiS-owską politykę gospodarczą, tzn. upolitycznianie (nacjonalizowanie) gospodarki oraz zwiększanie wydatków socjalnych, które prowadzi do wzrostu podatków, wzrostu jego deficytu i kosztów obsługi długu publicznego?”. Niestety, obawiam się, Panie Profesorze, że nie tylko Tusk tak właśnie myśli, ale co więcej – ma rację.

Hasło „mieszkanie prawem, nie towarem” jest na wielu poziomach głupie i szkodliwe. Jak zwykle problemem są już definicje. Kto mianowicie będzie stwierdzał, co jest potrzebą na tyle podstawową, że ma być uznana za „prawo”, a nie towar? Owszem, istnieją pewne kwestie, uznawane na podstawie politycznego konsensusu za podstawowe potrzeby życiowe, które w jakiejś formie należy zaspokoić w przypadku każdego obywatela, na przykład poprzez ośrodki pomocy społecznej czy programy socjalne. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy zapewnieniem bezdomnemu dachu nad głową w noclegowni (czym zresztą państwo w makroskali się nie zajmuje) albo podaniem mu gorącego posiłku a zapewnieniem każdemu mieszkania. Nieruchomość to konkretny majątek i wartość, a nie ratowanie człowieka przed wychłodzeniem czy śmiercią z głodu. Jeśli mieszkanie ma być prawem, to dlaczego prawem nie ma być na przykład posiadanie samochodu (koniecznie elektrycznego!) przez osoby mieszkające na terenach wykluczonych komunikacyjnie? Można by tu bez trudu wykorzystać podobną argumentację do tej używanej przez lewicę w sprawie mieszkań, pokazującą, że państwo powinno każdej takiej rodzinie zapewnić pojazd. A czemuż to prawem, a nie towarem nie miałaby być pralka? Albo lodówka? Wszak to podstawowe sprzęty gospodarstwa domowego. Jak w wielu podobnych kwestiach, tak i tutaj nie ma granicy, na której to szaleństwo miałoby się zatrzymać. I pod takim sposobem myślenia podpisuje się teraz Donald Tusk.

Co to oznacza dla państwa i jego budżetu? Tych kalkulacji już Tusk nie przedstawił, może dlatego, że musiałyby być szokujące. Kredytów bez oprocentowania na pierwsze mieszkanie dla każdego do 45. roku życia nie zaoferują przecież komercyjne banki. Chyba że budżet im to wyrówna. Można też stworzyć taki program poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego, można do niego zaangażować banki, będące dzisiaj pod kontrolą państwa. Ale w każdym przypadku oznacza to radykalną i skrajnie kosztowną – zapewne na poziomie kilkudziesięciu miliardów złotych rocznie – interwencję w rynek. Oferowane dzisiaj kredyty hipoteczne – bardzo zresztą trudno dostępne – są oprocentowane na poziomie od ok. 9 do 10 proc. (są tu oczywiście możliwe różne warianty – inaczej wygląda oprocentowanie o stopie zmiennej, inaczej – o stałej, są preferencje dla klientów banków itd.). I o wyrównaniu tej różnicy mówimy.

Za program Tuska musieliby zatem zapłacić wszyscy podatnicy, finansujący „prawo do mieszkania” innym. Co jest z gruntu niesprawiedliwe.

Lecz na tym skutki realizacji tej propozycji się przecież nie kończą. Deweloperzy mogliby zacierać ręce, bo dla nich taki program byłby czystym zyskiem, napędzając grzęznący właśnie sektor. Ktoś mógłby powiedzieć, że to znakomicie – pomysł Tuska dałby trochę paliwa sektorowi budowlanemu. Tyle że byłoby to uleganie złudzeniu o istnieniu gospodarczych perpetuum mobile, a więc sytuacji, gdy pieniądze podatnika i rosnące zadłużenie mają napędzić jakiś sektor gospodarki, który następnie będzie generował przychody budżetowe. Ostatecznie taki mechanizm zawsze prowadzi do krachu i jest bajką, tak jak baron Münchhausen nie mógł sam wyciągnąć się za włosy z bagna. To rodzaj piramidy finansowej.

Jeszcze dalej w populistycznej konkurencji poszedł Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii, sprzymierzonej z Porozumieniem, niegdyś partią Jarosława Gowina, dziś pod kierownictwem Magdaleny Sroki. Rolniczy populista zażądał, aby „najwięksi deweloperzy” oddawali państwu 20 proc. budowanych mieszkań. Tu oczywiście powstaje pytanie, jak zmierzyć, którzy deweloperzy są „najwięksi” – takie kryterium, zawarte w ewentualnej ustawie albo rozporządzeniu, byłoby gwarantowaną okazją do korupcji i pokątnego lobbingu. Te sprawy zawsze się pojawiają, gdy państwo chce ingerować w rynek i jest to jeden z powodów, dla których takie ingerencje powinny być jak najrzadsze.

Przede wszystkim jednak realizacja tego absurdalnego pomysłu oznacza, że deweloperzy wrzuciliby koszty owych 20 proc. mieszkań w cenę pozostałych 80 proc., które przez to stałyby się jeszcze mniej dostępne. Powstałaby skrajnie niemoralna i patologiczna sytuacja, gdy ludzie, których jakoś tam na mieszkanie jeszcze stać, musieliby się dodatkowo żyłować na sfinansowanie mieszkań pozostałym. Ba – jakaś liczba osób wypadłaby z tego pierwszego grona właśnie z powodu realizacji genialnego pomysłu pana Kołodziejczaka.

Lider populistycznej partyjki tłumaczy: „My we wspólnym programie, który tworzymy, mówimy jasno, ci którzy budują najwięcej mieszkań w Polsce, nawet 20 proc. mieszkań mają przeznaczyć na mieszkania komunalne, czynszowe, którymi będą zarządzać samorządy. To mają być mieszkania dla ludzi. Nie może być tak, że dziś deweloperzy budujący mieszkania pływają jachtami, cieszą się zarobionymi pieniędzmi, a Polscy nie mogą się rozwijać, bo nie stać ich na swoje mieszkanie”. Znaczy to również, że ludzie, którzy za swoje mieszkania zapłaciliby na komercyjnych zasadach, z dużym prawdopodobieństwem musieliby sąsiadować z lokatorami komunalnymi – a powiedzmy sobie szczerze, że nie zawsze jest to miłe i pożądane sąsiedztwo.

Obie koncepcje są niebezpieczne, niszczące dla rynku, gospodarki, a przede wszystkim omijają istotę problemu. Rozwiązania kłopotów z dostępnością mieszkań trzeba szukać w sposobach mniej efektownych, całkowicie niepopulistycznych i zajmujących więcej czasu, ale znacznie lepszych. Po pierwsze – trzeba by w taki sposób zmienić prawo, żeby właściciele przestali się obawiać wynajmować mieszkań na długi czas. Dziś wynajmujący jest właściwie z góry na straconej pozycji, jeśli trafi na cwaniaka. A tych nie brakuje.

Po drugie – zamiast iść w stronę absurdalnych nadregulacji, zapowiadanych niedawno przez pana ministra Budę, trzeba pójść w przeciwną stronę. Tu ogromne szkody wyrządza lobby populistycznych aktywistów w rodzaju Jana Śpiewaka, pokrzykujących wciąż o „patodeweloperach”. Nie powinno być niczyją sprawą, kto na jakie mieszkanie się decyduje. Jeśli jest rynek na mikromieszkania – niech takie powstają.

Po trzecie – trzeba prowadzić racjonalną politykę gospodarczą, finansową i monetarną. Problem z mieszkaniami bierze się dziś z tego, jak gigantyczne stały się koszty kredytów. A stały się tak wielkie, ponieważ RPP, ręka w rękę z władzą, doprowadziły do gigantycznej inflacji. Tego nie da się szybko naprawić, ale na pewno nie pomoże dorzucanie kolejnych miliardów na rynek, co rząd nieustannie robi, tworząc takie łapówkarskie programy jak „laptop plus”.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Z pewnością zgodzimy się wszyscy, że najbardziej nieakceptowalną i wywołującą oburzenie formą działania każdej władzy, niezależnie od ustroju, jest działanie w tajemnicy przed własnym obywatelem. Nawet jeżeli nosi cechy legalności. A jednak decydentom i tak udaje się ukryć przed społeczeństwem zdecydowaną większość trudnych i nieakceptowanych działań, dzięki wypracowanemu przez wieki mechanizmowi.
5 MIN CZYTANIA

Legia jest dobra na wszystko!

No to mamy chyba „początek początku”. Dotychczas tylko się mówiło o wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę, ale teraz Francja uderzyła – jak mówi poeta – „w czynów stal”, to znaczy wysłała do Doniecka 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Muszę się pochwalić, że najwyraźniej prezydent Macron jakimści sposobem słucha moich życzliwych rad, bo nie dalej, jak kilka miesięcy temu, w nagraniu dla portalu „Niezależny Lublin”, dokładnie to mu doradzałem – żeby mianowicie, skoro nie może już wytrzymać, wysłał na Ukrainę kontyngent Legii Cudzoziemskiej.
5 MIN CZYTANIA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA