fbpx
czwartek, 21 września, 2023
Strona głównaFelietonAutorytaryzm oparty na dowodach

Autorytaryzm oparty na dowodach

Świat, w którym wszystko jest pomierzone i w konsekwencji zakazane (albo nakazane, gdy chodzi o rzekomo zbawienne dla dobra wspólnego zachowania) w istocie jest rzeczywistością groteskową. Nie chodzi więc o to, aby odrzucić wyniki badań naukowych ani rozsądne prawodawstwo, oparte na minimum – a nie maksimum – moralności. Chodzi o to, żeby to wszystko później skonfrontować ze zdrowym rozsądkiem.

W moim poprzednim felietonie pisałem o problemie stosowania metody naukowej w połączeniu z przymusem państwowym w celu regulowania różnych spornych kwestii społecznych. Chodziło po prostu o to, że polityki proponowane przez instytucje powołujące się na wiedzę ekspercką nie mogą w demokracji liberalnej (w dobrym znaczeniu tego słowa) stanowić prawd objawionych, niepodlegających jakiekolwiek krytyce zewnętrznej i być tym samym po prostu ogłaszane do powszechnego stosowania. Żadna propozycja nie powinna mieć takiego charakteru w ustroju demokratycznym, nawet jeśliby ją przekazał na kamiennych tablicach sam Bóg Wszechmogący.

Długo nie trzeba było czekać, aby zobaczyć, że ten scjentystyczno-technokratyczno-progresywistyczny model uprawiania polityki w istocie prowadzi do absurdów. Dla prawników jest jasne, że „najwyższe prawo jest najwyższą niesprawiedliwością”. Chodzi o to, że regulowanie wszelkich możliwych do pomyślenia zachowań człowieka ścisłymi, administracyjnymi albo penalnymi przepisami, prowadzi do krzywdy i nieelastyczności systemu prawnego. Dlatego prawo zawiera liczne wentyle bezpieczeństwa, na przykład w postaci zasad słuszności, zakazu nadużycia prawa podmiotowego albo klauzuli znikomej szkodliwości czynu zabronionego. Jeśliby bowiem takie pozbawione skrupułów, pozytywistyczne przepisy podszyć jeszcze pozytywistyczno-naukową nomenklaturą, a więc politykami uprawianymi w oparciu o „zobiektywizowane” i statystycznie „uśrednione” modele, to właściwie mamy do czynienia z państwem dobrotliwie autorytarnym.

Na konkretny przykład natknąłem się, gdy przeglądałem profil portalu „Medycyna Praktyczna dla pacjentów”. Pozwolę sobie skorzystać z prawa cytatu i przytoczyć fragment artykułu „Niewyspany jak pijany. 5 godzin to minimum”. Autorzy tego newsa wskazują, że „Jazda po mniej niż pięciu godzinach snu jest tak samo niebezpieczna jak jazda pod wpływem alkoholu – wykazali australijscy naukowcy (…) W związku z wynikami analizy pojawia się postulat penalizacji wsiadania za kierownicę w stanie zmęczenia. Problem polega jednak na tym, że jego poziom nie jest łatwo mierzalny, a badania na razie nie da się przeprowadzić poza laboratorium”.

Innymi słowy, największym problemem okazało się to, że wyników jednego badania (o którym nie wiadomo w ogóle, czy podjęto próbę replikacji albo jakiegoś potwierdzenia lub koroboracji) nie da się szybko przekuć na przepisy karne. Ogółu populacji niestety (jeszcze) nie można zmusić do raportowania online godzin, o których kładą się spać, albo zaaranżować nocnych kontroli ze strony drogówki i sanepidu, jakie miałyby sprawdzać, czy aby na pewno obywatel słodko śpi. Względnie nie ma takiego urządzenia, które pozwoli policjantowi zeskanować siatkówkę oka i na miejscu ocenić, czy kierowca jest mocno zmęczony. Gdyby tylko było to możliwe, na pewno zaraz by je zastosowano. Na nic zdałyby się tłumaczenia, że obywatel cierpi na bezsenność i za bardzo nie wie, kiedy twardo śpi, a kiedy tylko majaczy, utknąwszy pomiędzy snem a jawą. Znając polskie prokuratury i sądy, więzienia pełne byłyby niewyspanych kierowców. Może w gwarze więziennej otrzymaliby jakiś specyficzny pseudonim, na przykład „śpioszki”?

Nic dziwnego, że komuś przyszło do głowy, aby w ogóle pomyśleć o penalizacji tego typu zachowań. W trakcie epidemii przecież wiele państw korzystało z podobnych rozwiązań jak aplikacje do nadzoru epidemiologicznego, aplikacje śledzące, kamery termowizyjne, paszporty szczepień albo masowe testowanie na obecność choroby. Krytykowanie ich zastosowania z etycznego albo praktycznego punktu widzenia było uznawane za objaw szaleństwa, względnie politycznej herezji. Jeśli ktoś mówił o zastosowaniu metod woluntarystycznych, śmiano się z niego, jakby oczywistością było to, że najdrobniejsze zachowanie człowieka musi podlegać kontroli i obmiarowi.

Tymczasem taki świat, w którym wszystko jest pomierzone i w konsekwencji zakazane (albo nakazane, gdy chodzi o rzekomo zbawienne dla dobra wspólnego zachowania) w istocie jest rzeczywistością groteskową. Nie chodzi więc o to, aby odrzucić wyniki badań naukowych ani rozsądne prawodawstwo, oparte na minimum – a nie maksimum – moralności. Chodzi o to, żeby to wszystko później skonfrontować ze zdrowym rozsądkiem.

Niektórzy twierdzą, że zdrowy rozsądek to zabobon, który prowadzi nawet do wiary w płaską Ziemię. Nie chodzi tu jednak o zaaplikowanie zdrowego rozsądku do samego poznania naukowego. Chodzi o jego zastosowanie już do wyników ustaleń mniej lub bardziej opartych na dowodach, a więc szerszą, filozoficzną ocenę sposobu uprawiania polityki. Ostatnio coraz częściej postulaty zmian w prawie przypominają bowiem autorytaryzm podszyty tylko dowodami naukowymi i skoncentrowany na kolektywie oraz efektywności, a nie na jednostce i sprawiedliwości. I to wszystko w systemach, które rzekomo bronią demokracji liberalnej. Co w tym wszystkim jednak jest z demokracji, a co z liberalizmu? Obawiam się, że coraz mniej tak z jednego, jak i z drugiego.

Michał Góra

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Michał Góra
Michał Góra
Zawodowo prawnik i urzędnik, ale hobbystycznie gitarzysta i felietonista. Zwolennik deregulacji, ale nie bezprawia. Relatywista i anarchista metodologiczny, ale propagator umiarkowanie konserwatywnej polityki społecznej.

INNE Z TEJ KATEGORII

Unik zrobił byk!

Dlaczego każdy dobry Europejczyk powinien zwalczać Unię Europejską? Dlatego, że coraz bardziej stanowi ona biurokratyczną czapę, nałożoną na pożyteczną inicjatywę jednolitego europejskiego obszaru celnego, który dał Europie potężny impuls rozwojowy, a który, pod ciężarem owej czapy, zaczyna właśnie wygasać.
6 MIN CZYTANIA

Głośne decyzje cichych nazwisk. Co powinniśmy robić, aby mieć coś do powiedzenia w Brukseli

Każda polityka ma swoją scenę i kuluary. Europejska też. I podobnie jak w jej krajowych odpowiednikach, kuluary są bardzo często niedoceniane przez tzw. zwykłych ludzi, czyli po prostu wyborców.
4 MIN CZYTANIA

Blokada za recenzję

Myślałem, że pisarze – jako de facto również osoby publiczne – są bardziej odporni na krytykę. Nie w tym przypadku. Napisałem recenzję biografii Zbigniewa Nienackiego autorstwa Pana Jarosława Molendy i autor mnie za nią... zablokował, mimo że w gruncie rzeczy była to recenzja pozytywnie odnosząca się do książki.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Niesprawne państwo? To nie rosyjska dezinformacja, to rzeczywistość

Brzmi to jak wątek humorystyczny, ale w tej historii jest też coś złowieszczego. Wystrzelony granatnik, prawie rozbity policyjny helikopter i tym podobne sprawy to nie są wymysły rosyjskiej propagandy. Nierzadko to po prostu przejaw bylejakości, jaką mamy zapisaną w genach.
2 MIN CZYTANIA

Mainstream jaki jest, każdy widzi

Przez ostatnie kilka lat dało się słyszeć krytykę pewnych zjawisk lub postaw wyłącznie z tego względu, że „nie są mainstreamowe”. Na rudymentarnym poziomie łatwo zresztą zrozumieć, skąd się ta pochwała mainstreamu bierze. „Alternatywna” medycyna to po prostu nie jest medycyna. Kreacjonizm nie jest żadną współmierną alternatywą dla teorii ewolucji. Przykłady takie można mnożyć.
3 MIN CZYTANIA

Fakty nie zawsze są najważniejsze, czyli w obronie zgniłego relatywizmu

Obserwując dyskusje pojawiające się w sferze publicznej, da się zauważyć co najmniej deklarowaną niechęć do różnych rodzajów relatywizmu w życiu społecznym. Równą nienawiścią pałają do niego naukowcy i akademiccy filozofowie, jak religijni przywódcy i fundamentaliści. Skoro wszyscy oni poświęcają swoje życie odkrywaniu lub obwieszczaniu „prawd”, to rzeczywiście niezwykle musi ich irytować to, że ktoś śmie kwestionować istnienie lub możliwość jednoznacznego poznania czegokolwiek (albo przynajmniej części rzeczy).
8 MIN CZYTANIA