Zmiany demograficzne, w tym starzenie się populacji oraz różne modele rodzin, mają bezpośredni wpływ na rynek mieszkaniowy. Polska, podobnie jak inne kraje europejskie, musi zmierzyć się także z kwestią dużej liczby gospodarstw jednoosobowych. Jest to wyzwanie także dla firm deweloperskich.
– Musimy zastanowić się nad dostosowaniem naszych przestrzeni mieszkaniowych do zmieniających się potrzeb – podkreśla Thomas Beyerle, szef działu badań międzynarodowej grupy Catella Real Estate AG, która zajmuje się inwestowaniem na rynku nieruchomości, cytowany w najnowszym raporcie Urban Institute.
Oczekiwania młodszych pokoleń
Młodsze pokolenia chcą mieszkać w centrach miast, gdzie mogą się cieszyć bliskością swojej pracy, rozrywek i oczekiwanych przez nich usług. Cenią sobie również mobilność, elastyczność oraz możliwość dostosowania przestrzeni mieszkaniowej do swoich szybko zmieniających się potrzeb. Według Urban Institute część z nich mogłaby interesować się także współdzieleniem przestrzeni z innymi lokatorami (coliving), na pewno zamieszkaniem w mikroapartamentach czy tzw. mieszkaniach serwisowanych, które mogą odpowiadać ich aktywnemu trybowi życia.
– W pięćdziesięciu największych europejskich miastach ponad połowa gospodarstw domowych jest obecnie jednoosobowych. Pytanie dla graczy rynkowych brzmi: czy te młodsze pokolenia wyprowadzą się z wynajmowanych mieszkań, gdy w końcu będą mieć dzieci i czy zamieszkają na przedmieściach? – zastanawia się Thomas Beyerle.
Preferencje starszych osób
Baby boomers to pokolenie wchodzące obecnie w okres emerytalny. Ci ludzie mogą czuć się już zmęczeni życiem na podmiejskich osiedlach i zaczynają poszukiwać mniejszych, bardziej funkcjonalnych dla nich przestrzeni mieszkalnych. Często także w mieście, gdzie istnieje pełniejsza infrastruktura niż na przedmieściach. Dla wielu z nich ważne stają się także: możliwość życia w społecznościach wspierających aktywny tryb życia seniora oraz bezpieczeństwo i łatwy dostęp do pomocy medycznej.
Rywalizacja o mieszkanie w mieście
Interesującym zjawiskiem jest bitwa pokoleń na rynku mieszkaniowym, gdzie preferencje mieszkaniowe baby boomers i pokoleń Y/Z zaczynają się przenikać. Tego rodzaju swoisty konflikt pokoleniowy ujawnia się głównie poprzez zderzenie oczekiwań dotyczących lokalizacji, wielkości i funkcjonalności przestrzeni mieszkaniowej. Młodsze pokolenia poszukują elastycznych rozwiązań mieszkalnych w miejskich centrach. Te starsze, decydując się na przeprowadzkę do miasta, również poszukują mieszkań wygodnych i z dostępem do usług oraz odpowiednio przystosowanych do potrzeb osób w wieku starszym i senioralnym.
– To zderzenie oczekiwań może prowadzić także do wzrostu cen nieruchomości w atrakcyjnych lokalizacjach, ograniczając dostępność lokali dla młodszych osób i rodzin – przewidują eksperci Instytutu.
Coliving dobrym rozwiązaniem?
Rozwiązaniem konfliktu pokoleń na rynku mieszkaniowym mogą być innowacyjne rozwiązania mieszkaniowe, które charakteryzują elastyczne i przystępne cenowo opcje zamieszkania dla osób w różnym wieku. Jednym z takich rozwiązań może być właśnie coliving (współzamieszkiwanie), czyli rozwiązanie, które – jak to tłumaczy Gui Perdrix, prezes globalnego stowarzyszenia colivingu CoLiv oraz współzałożyciel inkubatora colivingu Art of Co – polega na tym, że więcej niż dwie niespokrewnione osoby mieszkają w tej samej przestrzeni i dzielą wspólne zasoby, na przykład kuchnię czy salon.
– Od 2017 r. liczba profesjonalistów z branży colivingu wzrosła prawie dziesięciokrotnie, liczba marek colivingowych również odnotowała gwałtowny wzrost: ze 120 w 2016 r. do ponad 1,7 tys. w roku ubiegłym – podlicza Gui Perdrix.
Zdaniem Marcina Wyszomierskiego, prezesa firmy Proaltum specjalizującej się w budowie domów seniora, nie tylko zmiany demograficzne napędzają rynek colivingu, lecz także wzrost liczby ludności.
– Mikroapartamenty i coliving mogą być w przyszłości odpowiedzią nie tylko ze względu na dostępność mieszkań, ale także na ich przystępność cenową – uważa Marcin Wyszomierski.
Zachodzi tu pytanie, czy jednak z czymś podobnym nie mieliśmy już do czynienia w socjalizmie peereleowskim? Zwłaszcza w okresie powojennym, gdy bardzo brakowało mieszkań. I czy faktycznie współzamieszkiwanie z osobami obcymi znajdzie swoich amatorów – nawet w perspektywie kurczącej się bazy mieszkaniowej w miastach oraz przystępnych cen lokali mieszkalnych?