fbpx
niedziela, 28 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonCzy jeszcze jesteśmy posiadaczami pieniądza?

Czy jeszcze jesteśmy posiadaczami pieniądza?

Ludzkość od początku istnienia pieniądza traktowała władztwo nad środkiem płatniczym w kategoriach własnościowych. Z perspektywy kształtu systemów podatkowych obecnych czasów, szczególnie tego polskiego, zastanawiam się, czy nie dotknęła nas kolejna cicha rewolucja.

Tak nam się obecne czasy pokiełbasiły, że do lamusa musiała zostać odłożona żelazna zasada każdego dżentelmena, że o jego pieniądzach się nie rozmawia, a do cudzego portfela nie zagląda. Obecnie o pieniądzach się rozmawia, a w zasadzie powinno się rozmawiać. Szczególnie o swoich. O ile bowiem jeszcze u progu ubiegłego wieku nikogo nie interesowało, skąd dżentelmen ma pieniądze, dziś interesuje to każdego, a szczególnie władze publiczne.

Trudno się temu dziwić. Mentalność ludzka kierowana jest przez przykład, jaki daje działanie władzy państwowej. Z jednej strony, tej ze wszech miar wszechwładnej władzy, która obecnie nie ma żadnego problemu z zaglądaniem w każdą transakcję, inwigilowaniem każdego konta, a nawet kwestionowaniem zasadności poczynionych przez nas na rynku w stosunkach prywatnych decyzji. Z drugiej strony przeznaczanie odebranych w podatkach środków pieniężnych, stanowiących dochód za podjęte przez nas działanie, głównie pracę lub co gorsza, tych pożyczonych na nasz rachunek, w zasadzie na każdy dowolnie wybrany przez władzę cel, w wielu przypadkach niemający nic wspólnego z zasadą ekwiwalentności i równości, rodzi przeświadczenie o publicznie otwartym charakterze stosunków finansowych każdego obywatela. Stąd i poniekąd zasadnie wszyscy chcą wiedzieć wszystko o wszystkich, a już szczególnie w zakresie przeznaczania odebranych pieniędzy.

Powodem tej sytuacji jest oczywiście kształt systemu podatkowego, będący następstwem niekończącej się inwencji polityków, o której wspominałem już w poprzednich felietonach. Kiedyś, gdy trzeba było posługiwać się pieniądzem kruszcowym, a szczytem metod inwigilacji był konfident czający się za rogiem, system podatkowy był prosty, w miarę przejrzysty i co ciekawe – traktujący zasadę równości dosyć poważnie, różnicując obciążenia w granicach konkretnego przedmiotu opodatkowania lub ścisłej klasy społecznej. Im dalej w las, tym więcej drzew. Im więcej możliwości technicznych, tym więcej szczegółowości, mniej przejrzystości, większe zróżnicowanie, tworzenie nowych kategorii definicji podstawy opodatkowania, takich, które już można skontrolować. Pewnego rodzaju wiekopomnym „osiągnięciem” jest wejście władzy publicznej w sferę dotychczas zarezerwowaną jedynie dla podmiotów prywatnych i nota bene, która winna być chronioną właśnie przez państwo, czyli swobodę kontraktową, co przejawia się tym, że władza, w imię najwyższego dobra, jakim jest chciwość, może zakwestionować konsensualną i zgodną z dobrymi obyczajami umowę, pod pretekstem łamania prawa. Mechanizm kota goniącego za swoim ogonem. Byłoby to nawet i śmieszne, gdyby nie fakt, że takie działanie podważa sens traktowania pieniądza jako własności jego posiadacza, który uprzednio wszedł w to posiadanie zgodnie z prawem.

Ale tyle teorii. Ostatnimi czasy nasz rząd, po raz kolejny zresztą, był łaskaw nam pokazać, że władza nad naszym pieniądzem leży po jego stronie. I tym razem nie czepiam się sposobu kreacji pieniądza. Chodzi o zapowiedź, która z dużą dozą pewności będzie zrealizowana, czyli nieprzedłużenie od 1 kwietnia zerowej stawki VAT na żywność. Zapowiedź, która wywołała szereg skrajnych emocji. W kręgach polityków obozu rządzącego przyjęta została z nieskrywaną radością, szczególnie wobec złożonych obietnic, które oczekują na realizację i dziury w kasie zasypywanej pożyczkami. Pozytywnie nastawieni eksperci i komentatorzy zauważyli, że biorąc pod uwagę programy socjalne, które należy realizować, „podwyżkę” uzasadnia niska (rekordowo!) stopa inflacji w ostatnim miesiącu. Ci realniej stąpający po ziemi zauważyli słusznie, że brak przedłużenia preferencyjnej stawki VAT na większość artykułów żywnościowych, obok naturalnego wzrostu cen niemal wszystkich produktów, spowoduje także wzrost inflacji, co najmniej o 1 proc. Jest to argument tak samo zasadny, jak zasadne jest udawanie naszych rządzących, że tego problemu nie ma. Wysyp środków z KPO też inflację spowoduje, ale co z tego, skoro pieniądze są, na dodatek takie, które łaskawie rząd nam rozda.

I tu pojawia się ciekawszy problem, który raczyła wyartykułować nawet „Gazeta Wyborcza” w pompatycznie brzmiącym haśle: „chleb będzie może droższy niż do tej pory, ale manicure tańszy”. No bo jak się ma owa chęć przywłaszczenia sobie naszych pieniędzy do zasady równości wobec prawa? Jeżeli rząd musi zabierać nam pieniądze, to czy nie może każdy podmiot opodatkować w ramach każdego podatku na tych samych zasadach i taką samą stawką? Choć przykład jest bardzo obrazowy i obalany leninowską potrzebą „sterowania” gospodarką, to problem tylko narasta wraz z zagłębianiem się w poszczególne elementy systemu podatkowego, niezależnie której ustawy dotyczy. Milczy też „ministra” ds. równości, pomimo że do jej kompetencji należy realizowanie polityki rządu w zakresie zasady równego traktowania, w tym przeciwdziałania dyskryminacji. No, chyba że polityka walki z dyskryminacją jest gdzieś daleko poza polityką fiskalną albo… nasz pieniądz nie jest traktowany przez państwo jak nasza własność.

Może to odważne stwierdzenie, ale i czasy są ciekawe, pełne rewolucji i zmian w niemal każdej dziedzinie życia. Może i w postrzeganiu pieniądza jesteśmy świadkami cichej rewolucji? Choć pieniądz, od zawsze, a już szczególnie ten obecny, fiducjarny – ten, którego nawet realnie nie widzimy, jest środkiem płatniczym, stanowiącym ekwiwalent innych dóbr przy wymianie, nauczyliśmy się go traktować własnościowo, nawet jeśli nie mamy żadnego wpływu na jego emisję. Opisana wcześniej ewolucja systemu podatkowego powoduje jednak, że rząd posiada pełnię władzy nad naszym posiadaniem pieniądza. Dowolnie decyduje, ile nam go zabierze w ramach opodatkowania, ale też i łaskawie nam go zostawi przez ulgi, lub zwróci przez różnego rodzaju dotacje, subwencje czy rekompensaty. W ramach polityki finansowej państwa władza zaciąga zobowiązania pod zabezpieczenie, jakim jest posiadany przez nas pieniądz. Wreszcie w wielu przypadkach (jak choćby płaca minimalna, regulacje branżowe, korporacyjne, czy nawet czynności prawa cywilnego) to organy władzy publicznej decydują, ile zarabiamy, czyli ile pieniądza możemy pozyskać na skutek naszej pracy.

W tej sytuacji trudno stwierdzić, czy jesteśmy właścicielami lub chociaż posiadaczami otrzymanych za nasze działanie środków pieniężnych. Już starożytne prawo prywatne znało instytucję tzw. prekarium, która w dużym skrócie określała specyficzny rodzaj stosunku użyczenia jakiegoś dobra (rzeczy lub nawet prawa), którym nawet można było rozporządzać, ale z zastrzeżeniem pełnej kontroli nad przedmiotem tej umowy, z uprawnieniem do zwrotu na każde żądanie właściciela. Może i tak jest z pozostającym do naszej indywidualnej dyspozycji pieniądzem?

Jacek Janas

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Jacek Janas
Jacek Janas
Z zawodu radca prawny. Z zamiłowania muzyk, kompozytor i myśliciel. Działacz społeczny, Prezes Zarządu Stowarzyszenia Brzozowski Ruch Konserwatywny i Członek Zarządu Stowarzyszenia Przedsiębiorców i Rolników SWOJAK. Fundator i ekspert Instytutu im. Romana Rybarskiego.

INNE Z TEJ KATEGORII

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Czasami i sceptycy mają rację

Wszystkie zjawiska, jakie obserwujemy w ramach gospodarki, są ze sobą połączone. Jak w jednym miejscu coś pchniemy, to w kilku innych wyleci. Problem z tym, że w przeciwieństwie do znanej metafory „naczyń połączonych”, w gospodarce skutki nie występują w tym samym czasie co przyczyna. I dlatego często nie ufamy niepopularnym prognozom.
5 MIN CZYTANIA

Samorządność wysłana na urlop przez centralę

Wróżby exit poll w momencie zamknięcia lokali wyborczych, konferencje prasowe i sztabowe przemówienia liderów największych sił politycznych, a od poniedziałku niemal niekończące się wypowiedzi w mediach, jak nie polityków to ekspertów na temat tego, która partia polityczna wygrała, mogą wzbudzić w obywatelach uzasadnione obawy, czy aby rzeczywiście brali udział w wyborach samorządowych. Ten dylemat implikuje kolejne pytanie: ile nam pozostało z tej samorządności?
5 MIN CZYTANIA