Gdy przyjrzymy się realnym działaniom Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego względem rolników, zauważymy dysproporcję uderzającą szczególnie w sektor hodowlany. Nie bez powodu ciche wsparcie zyskały w ostatnim czasie inicjatywy takie jak Koniec Epoki Klatkowej, Koniec Epoki Rzezi i próby zmaksymalizowania podatku VAT na produkty odzwierzęce. Wszystkie te działania są „zasługą” tak zwanych organizacji prozwierzęcych, które – przy użyciu głośnych unijnych polityków – od lat zaszczepiają swoje idee Unii Europejskiej. Klamrą spinającą wszelkie te działania jest nowa wielka strategia dla europejskiego sektora rolnego, czyli słynny już Zielony Ład. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ograniczenie możliwości stosowania środków ochrony roślin, nawozów czy konieczność przeznaczenia jednej czwartej areału na produkcję „ekologiczną” (czyt. niskotowarową) zachwieje wskaźnikami unijnej produkcji rolnej. Cóż, Komisja Europejska twierdzi inaczej, choć naukowcy wielokrotnie przedstawiali twarde wyliczenia pokazujące, że wiązanie rąk rolnikom nie może się nie odbić na skali produkcji rolnej.
Niestety Komisja się w swoich działaniach nie zatrzymuje. W ostatnim czasie zaproponowała rolnikom nowy plan dotyczący funduszy promocji produktów rolnych…
Dyskryminacja hodowców?
Nowy plan nie spotkał się z aprobatą państw członkowskich. Propozycję Brukseli przyjąć chciały tylko dwa kraje, 10 było przeciw, a 14 postanowiło wstrzymać się od głosu. Dlaczego? Ano dlatego, że nowa polityka promocji produktów rolnych wprowadzić miała przepisy wprost dyskryminujące hodowców zwierząt i producentów wina. Postanowiono między innymi powiązać politykę promocji z programami walki z rakiem. Dziwne? Dla Komisji Europejskiej w ogóle. Postanowiła ona bowiem uwierzyć zawartości (krytykowanego przez naukowców z wielu części globu) raportu Global Burden of Disease, który wskazał, że spożywanie czerwonego mięsa ma zwiększać zachorowalność na raka. Serio.
Trudno tu nie przypomnieć o argumentach używanych dobrych kilkanaście lat temu w USA przez wiodącą tam organizację „prozwierzęcą” PETA. W kampanii skierowanej do dzieci, okraszonej nazwą „Got beer” (sic!), utrzymywano, że picie mleka powoduje trądzik i jest przyczyną chorób serca. Podobne absurdy można mnożyć. Szkoda tylko, że w takie „naukowe” wyczyny wierzą ludzie decydujący o przyszłości Starego Kontynentu. Cóż, może KE wierzy w to, w co wierzyć się jej opłaca? W tym kontekście warto zauważyć, że kulminacja promowania polityki Europejskiego Zielonego Ładu zbiegła się w czasie z negocjacjami na temat umowy handlowej UE – Mercosur, która ma umożliwić dostawcom z Ameryki Południowej zalanie Europy tanią żywnością produkowaną na masową skalę w Brazylii czy Argentynie. To jednak z całą pewnością przypadek.
Sami hodowcy podkreślają, że polityka promocji produktów rolnych musi mieć charakter inkluzywny i nie może proponować rozwiązać dyskryminujących kogokolwiek. Kierunek działań KE jest tu jasny. Zauważalna jest tendencja promująca choćby producentów owoców i warzyw – i słusznie, bo jest to ważna część europejskiego rolnictwa. Uderzanie jednak w jakąkolwiek inną branżę rolną jest dziś nie do pomyślenia.
Dziś, ponieważ wojna na Ukrainie pokazała jak ważnym elementem bezpieczeństwa państwa, czy w kontekście UE – całej wspólnoty państw, jest bezpieczeństwo produkcji i dostaw żywności. Produkcja rolno-spożywcza wykorzystywana jest bezustannie jako broń czy choćby mechanizm zapewniający pewnym grupom interesu kontrolę nad całymi państwami – jak dzieje się to choćby w kontekście części państw Afryki.
Czas ważnych pytań
Ciekawe, czy Komisja Europejska zdaje sobie sprawę z faktu, że każde kolejne działo wymierzone w sektor hodowlany niechybnie odbije się na kondycji finansowej gospodarstw nastawionych na produkcję roślinną? Czy KE wie, że większość produkowanego w Unii zboża przeznaczona jest na potrzeby produkcji paszowej? Czy zdaje sobie sprawę z faktu, że znaczące ograniczenie liczby hodowanych zwierząt sprawi, że rynkowi produkcji roślinnej odebrana zostanie część możliwości zbytu?
Czas poważnie zastanowić się, czy okres, w którym za wschodnią granicą Unii Europejskiej toczy się wojna z rosyjskim gigantem, jest na pewno najlepszym czasem dla prowadzania wyśrubowanej do granic możliwości polityki klimatycznej. Polityki, która doprowadzi zresztą tylko do tego, że produkcja rolna z Europy przeniesie się w inne rejony świata przyczyniając się np. do zniszczenia kolejnych połaci lasów deszczowych. Czy to kogoś obchodzi?