Ukraina i Rosja są jednymi z największych producentów żywności, łącznie odpowiadając za 19 proc. globalnej podaży kukurydzy, 29 proc. światowego eksportu pszenicy i 80 proc. światowego eksportu oleju słonecznikowego – tak sytuację na tym rynku opisuje w swojej najnowszej analizie Bank Światowy. Około 70 proc. rosyjskiego eksportu pszenicy trafia do krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Aż czternaście krajów jest obecnie zależnych od Ukrainy, która zapewnia im 10 proc. konsumpcji pszenicy.
Teraz – z powodu wojny – łańcuchy dostaw zostały zerwane, a eksport z Rosji i Ukrainy zamarł. Nie tylko w Polsce, ale w wielu krajach żywność jest coraz droższa. Będzie jej także coraz mniej.
21 dni, a potem głód?
Jeśli tak poważna instytucja, jak Bank Światowy dedykuje rynkowi żywności swoją ekspertyzę, to co najmniej jest coś „na rzeczy”. Okazuje się bowiem, że nie ma sposobu, aby świat wystarczająco szybko dostosował się do utraty dostaw z Ukrainy i Rosji – tym bardziej, gdyby wojna miałaby się przeciągnąć. Według Międzynarodowej Rady Zbożowej zapasy pszenicy głównych eksporterów, takich jak Rosja, Ukraina, Kanada, UE, Australia, Stany Zjednoczone, Kazachstan i Argentyna spadną w tym sezonie do poziomu najniższego od dziewięciu lat. Wyłączając Rosję i Ukrainę pozostali wymienieni najwięksi eksporterzy zapewniają łącznie tylko 16 proc. światowych zapasów pszenicy, co wystarczy, aby wyżywić świat przez maksymalnie 21 dni! Na dodatek wojna może uniemożliwić wielu rolnikom na Ukrainie i w Rosji uprawianie ziemi w nadchodzącym sezonie wiosennym. To odbije się nie tylko na cenach żywności. Bardzo możliwe, że także na jej mniejszej dostępności.
– Dużo naszych firm przemysłu żywnościowego zainwestowało – jak się okazało w złym momencie – w instalacje gazowe jako „ekologiczne”. Teraz płacą pięciokrotnie więcej za energię, niż przed wojną na Ukrainie – mówi Andrzej Gantner, wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności. – Przy tym branża przetwórstwa żywności to trzecia najbardziej energochłonna branża na świecie – zauważa ekspert alarmując jednocześnie, że zapasy żywności nie są duże.
Dlatego musi być – i będzie – coraz drożej. Również tak zwana inflacja producencka, która określa koszty produkcji w rolnictwie, przybiera niepokojące rozmiary. W zeszłym roku wynosiła ona 30 proc. r/r i nadal rośnie, ostatnio skokowo. Andrzej Gantner mówi też o zagrożeniu bezpieczeństwa żywnościowego Polski i tu już sprawa zaczyna się robić szczególnie poważna.
Zagrożone bezpieczeństwo żywnościowe
Może się okazać (co wielu osobom wychowanym w dobrobycie cywilizacji zachodniej wydaje się nieprawdopodobne), że żywność będzie nie tylko droga, ale że zacznie jej w sklepach brakować. Nawet w bogatych Niemczech tamtejsze ministerstwo rolnictwa wystosowało uspokajający komunikat: – Zaopatrzenie w żywność w Niemczech i Unii Europejskiej jest pod kontrolą, ale można spodziewać się większych niedoborów w niektórych krajach poza Unią – zwłaszcza tam, gdzie już dziś panuje niedobór z powodu problemów takich jak susza – takie informacje zawarł Cem Oezdemir w oświadczeniu zatytułowanym „Podwyżki cen produktów rolnych nie mogą być wykluczone również w krajach uprzemysłowionych”.
Przed historyczną szansą?
W 2021 roku padł kolejny rekord eksportu polskiej żywności – jego wartość wzrosła w stosunku do 2020 r. o 9 proc. osiągając rekordowy poziom 37,4 mld euro, tj. 170,8 mld zł. Największe przychody z eksportu odnotowaliśmy ze sprzedaży do Niemiec (9,4 mld euro, wzrost o 9 proc.), Niderlandów (2,2 mld euro, wzrost o 16 proc.), Francji (2,1 mld euro, wzrost o 16 proc.), Włoch (1,9 mld euro, wzrost o 10 proc.) i Czech (1,6 mld euro, wzrost o 5 proc.) W strukturze towarowej eksportu dominowało mięso i produkty mięsne (7 mld euro, wzrost o 9 proc.), w tym głównie mięso drobiowe, przetwory mięsne, mięso wołowe i wieprzowe. Ten wynik może nie tylko zostać powtórzony; po tym roku może być jeszcze lepszy.
Tak jak dla rządu wyzwaniem i obowiązkiem powinno być zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego Polakom, tak dla naszych producentów i przetwórców żywności załamanie produkcji za wschodnią granicą może stać się nową – i być może niepowtarzalną szansą – na zwiększenie sprzedaży w kraju oraz na poszerzenie zagranicznych rynków zbytu. Pod warunkiem oczywiście, że tegoroczne zbiory będą udane i Polski nie dotknie klęska żywiołowa. Sprzedaży za granicę sprzyja też słabość złotego. Nawet jeśli złoty w którymś momencie znowu zacznie się umacniać, długo jeszcze nie wróci do poziomów sprzed kilkunastu lat.