Święta Wielkanocne mają to do siebie, że choć intensywne oraz bogate w treść, trwają niczym mgnienie oka. Wprawdzie Kościół, zgodnie z wielowiekową tradycją, „wydłuża” nam radość paschalną, a zatem i świętowanie przez osiem dni tzw. „oktawy” Wielkiejnocy, jednak realnie to już we wtorek nasze umysły powróciły do normalnego biegu codziennych spraw. Najlepszym przykładem tego stanu rzeczy jest fakt, że nasi parlamentarzyści wzięli się do roboty nad wyraz śpiesznie i pomimo trwającej kampanii (bo nie powinniśmy zapominać, że zarówno politycy obozu rządzącego, jak i opozycja intensywnie jeżdżąc po Polsce i spotykając się z wyborcami, licytują się w obietnicach przedwyborczych) zebrali się w środę na kolejne posiedzenie Sejmu.
A nad czym debatują i co gorsza głosują nasi przedstawiciele? Nad kolejnymi ustawami, bez których w Polsce nie dało by się normalnie żyć, a przeciętny Polak zginąłby, gdyby nie wynikająca z tych ustaw „przyjacielska” ręka urzędnika państwowego. Dla przykładu zmieniana będzie ustawa o samorządzie gminnym zapewne w związku z nowymi przepisami ustawy o świadczeniu pieniężnym z tytułu pełnienia funkcji sołtysa. Domyślam się, że nasi rządzący, odbierający kawałek po kawałeczku autonomię samorządom w imię poprawnie rozumianej „decentralizacji”, ustalą, jak ma zarabiać sołtys, by żyło mu się godziwie z sołtysowania. Do tej pory była to, mimo że regulowana ustawą, funkcja quasi społeczna, nie podejmowana oczywiście w ramach wolontariatu, jednakże nie można jej było nazwać odpłatną i zarobkową.
W ślad za tym przeformatowane zostaną zapewne i obowiązki sołtysa, czyniąc go – niech zgadnę! – funkcjonariuszem publicznym. No to już jesteśmy na etapie PRL, gdy „sołtys to był ktoś!”. Miejmy nadzieję, że ci sołtysi zapamiętają, kto im tego niewątpliwego szczęścia przysporzył, w przeciwnym przypadku posłowie, którzy głosowali i liczyli z tego tytułu na wdzięczność, mogą się czuć bardzo rozczarowani. Takie to zapewne rozumowanie w myśl zasady: ziarnko do ziarnka, a uzbiera się 5 proc.
Zresztą projekt regulacji funkcji i wynagrodzeń sołtysów to nie jedyny pro-obywatelski pakiet przepisów. W agendzie znajdują się jeszcze m.in. pierwsze czytania: projektu ustawy o świadczeniu wspierającym, swego czasu głośno komentowany przez media, oraz obywatelskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o rencie socjalnej. O ile obywatelski projekt ustawy to zapewne rzut kolejnych pieniędzy w obieg gospodarczy, o tyle drugi – pomimo potrzeby pomocy osobom, które zmagają się z niepełnosprawnością – jak zwykle dla uzyskania takiej pomocy będzie obwarowany uwłaczającym godności postępowaniem zakończonym oczywiście decyzją urzędnika ustalającą „odpowiedni poziom wsparcia”.
A skoro jesteśmy już przy rzucaniu kolejnych pieniędzy w obieg, tworzeniu dodatkowych obowiązków i kreowaniu jeszcze większej administracji, skupmy się na zupełnie innej, ale niezwykle interesującej kwestii i to mającej zasięg globalny, niewątpliwie powiązanej z inflacją. Nie chcę wyjść na jakiegoś bufona przechwalając się zdolnościami profetycznymi, tym bardziej że takowych nie posiadam. Zwrócę jednak uwagę, że gdy w połowie ubiegłego roku nastąpiła ogromna bessa na rynku kryptowalut, gdzie olbrzymią korektę zanotowała najjaśniejsza gwiazda tegoż rynku czyli Bitcoin, a wszyscy stawiali krechę na kryptowalutach, ja nie tylko byłem w tych sądach ostrożny, ale nawet stopowałem emocje, twierdząc, że kryptowaluty jeszcze będą miały swoje pięć minut.
Sensacją ostatnich tygodni jest spektakularny powrót Bitcoina (i szeregu innych kryptowalut) na podium zysków kapitałowych. Jak podaje serwis www.money.pl, kurs bitcoina przekroczył granicę 30 tys. dol. pierwszy raz od czerwca 2022 r., a od początku 2023 r. jego cena wzrosła aż o 80 proc. Zdaniem większości ekonomistów jest to wynik napięć na rynkach finansowych, których punktem kulminacyjnym było załamanie się Sillicon Valley Bank w Kalifornii i szwajcarskiego Credit Suisse. Co do przyszłości kursu Bitcoina eksperci zdają się wróżyć z fusów, chociaż ich myśli oscylują – chyba nieświadomie, ale i zaskakująco moim zdaniem poprawnie – gdzieś w okolicach dalszych decyzji co do polityki monetarnej FED-u.
Ja daję kryptowalutom nie tylko „drugie życie”, ale i przyszłość, choć usłaną zapewne serią wzlotów i upadków. I wbrew pozorom nie zamierzam zaklinać rzeczywistości – kryptowaluty w zdecydowanej większości to instrumenty finansowe nie posiadające zabezpieczenia wartości w odniesieniu do aktywów bazowych. Są to instrumenty podatne na spekulację, których wycena może okazać się wielką bańką. Mają jednak jedną niezaprzeczalną zaletę. Za wyjątkiem tzw. „stablecoinów” nie są zależne od polityki pieniężnej żadnego banku centralnego, a idąc dalej – od decyzji parlamentów.
O tak! W dobie powszechnie panującej inflacji, tego rozdawnictwa pustego pieniądza na prawo i lewo ustawami produkowanymi jedna za drugą, co już skutkuje zachwianiem się tak potężnych instytucji finansowych jak wspomniane uprzednio banki, solą w oku każdego rządu jest niezależny środek płatniczy, na dodatek taki, którego obrotu nie można tak sformalizować jak np. obrotu kruszcem. To właśnie sukces kryptowalut od początku ich istnienia. Na dodatek sukces pomimo jakże oczywistego ryzyka, które wiąże się z inwestowaniem.
Nagły wzrost kursu Bitcoina zbiega się w czasie z informacjami, jakie płyną do nas z całego świata. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przedstawia ponure prognozy wzrostu światowej gospodarki. Ceny żywności nadal zwyżkują, chociaż powoli obniża się tempo tego wzrostu. Dolar, pomimo usilnych i rozsądnych decyzji FED-u, przestaje być atrakcyjny w międzynarodowych transakcjach finansowych. A przecież to wszystko jest konsekwencją decyzji politycznych.
I znów wracamy do tematu inflacji. Jak pisał swego czasu wybitny dziennikarz Henry Hazlitt: Żadna inflacja w historii nie osiągnęła nic ponad dewaluacje pieniądza, redystrybucję zysków i strat, dezorganizację produkcji i gospodarczą demoralizację. Tak było zawsze, niezależnie od tego, czy zaczniemy od Rzymu, czy Johna Lawa i jego fałszerskiego schematu.
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy