fbpx
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024
Strona głównaKrajGdyby Polską rządzili przedsiębiorcy, nasz kraj byłby rajem na ziemi

Gdyby Polską rządzili przedsiębiorcy, nasz kraj byłby rajem na ziemi [WYWIAD]

Z Krzysztofem Oppenheimem, znanym Czytelnikom naszego portalu autorem cyklu „Poradnik Oppenheima”, rozmawiamy o nieprawdopodobnej żywotności polskich przedsiębiorców, psychomanipulacji w systemie demokratycznym i relacjach Polski z Unią Europejską, która zaczyna sprowadzać się do kopania z koniem.

Czy da się w jakiś sposób wytłumaczyć nieprawdopodobną żywotność polskich przedsiębiorców? Kiedy w marcu 2020 r. zarządzono u nas potężny lockdown, można było odnieść wrażenie, że po takim ciosie wiele branż pogrąży się w niebycie. A przecież potem były kolejne lockdowny, doszły niekorzystne dla przedsiębiorców regulacje związane z Polskim Ładem, inflacja, galopujące ceny energii elektrycznej, szaleństwo związane z podnoszeniem stóp procentowych, sankcje związane z wojną na Ukrainie. A w Polsce jakby w ogóle tego nie było widać. Wszystko działa, jak działało. Jak nam się to udaje?

Jesteśmy tu zgodni: żywotność polskiej przedsiębiorczości to fenomen na skalę światową. Byłem pewien, że część branż, w których dominują polskie firmy z sektora MŚP, a nie zagraniczne korporacje, powinna niemal zniknąć z rynku po trzech niezwykle szkodliwych i absurdalnych lockdownach. Obserwując dziś otaczającą nas rzeczywistość: to jakby nic przez okres od marca 2020 r. się nie wydarzyło. Jest to nie tylko niewiarygodne, ale także bardzo budujące.

Jakie cechy są niezbędne, aby tak szybko podnosić się z kolan i nie dać się stłamsić?

Posiadamy pewne cechy narodowe, którymi zdecydowanie górujemy nad innymi nacjami. Jesteśmy niezwykle pracowitym narodem, mamy bardzo uwewnętrzniony etos pracy, który prawie zamiera w tzw. kulturze zachodu. Polacy biją na głowę intelektem i kreatywnością niemal wszystkie inne narody, jesteśmy pod tym względem w światowej pierwszej lidze, być może nieco ustępując jedynie Żydom. Poza tym większość polskich przedsiębiorców kocha swój kraj, więc poczucie, że nasza praca jest ważna dla lokalnego otoczenia, także nas wzmacnia. Bardzo ważne jest również konserwatywne podejście do rodziny. Kiedy  bowiem znajdziemy się w sytuacji krytycznej, walczymy z ogromną determinacją o przetrwanie, aby uchronić naszych najbliższych przed niedostatkiem. Wielu z nas to ludzie wierzący, a silna wiara może ogromnie pomóc w tej walce o godność, wolność i niezależność. Broniąc tych wartości, nie boimy się walczyć z przeciwnościami losu do przysłowiowej ostatniej kropli krwi.

Zastanawiające w takim razie, czy demokracja w obecnej formie (każdy dorosły ma jeden głos, który waży tyle samo) ma sens? Szczególnie biorąc pod uwagę stosunek kolejnych rządów do przedsiębiorców małych i średnich, którzy udowadniają na co dzień swój patriotyzm – o czym Pan wspominał  – wbrew kłodom, jakie rzuca im się co chwila pod nogi. Demokratycznie wybierane władze szkodzą tym, którzy dla Polski robią najwięcej dobrego. Coś tu chyba jest nie tak?

Aby ocenić, jak bardzo ułomna jest demokracja, spójrzmy na temat od innej strony: właśnie poprzez porównanie funkcjonowania państwa i dobrze zarządzanej firmy. Wyjdźmy od oczywistej konstatacji:  przecież każdy kraj można traktować jako wielkie wielobranżowe przedsiębiorstwo, które ma swoje cele nadrzędne, przychody, koszty, osoby zarządzające oraz zespół menedżerów. Przyjmując takie porównanie – idźmy dalej. Wszystko, co jest absurdem w skali mikro, będzie takoż samo absurdem w skali makro. Wracamy teraz do naszej firmy i przykładu, jak bardzo irracjonalna jest demokracja w obecnej formie. Od pewnego czasu chodzi mi po głowie prześmiewcza publikacja, jak to w dużym, świetnie prosperującym przedsiębiorstwie, ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby kolejny wybór zarządu, w tym prezesa, odbył się poprzez demokrację, czyli każdy pracownik ma jeden tyle samo ważący głos. Finalnie historia kończyć się ma tak: prezesem zarządu zostaje bufetowa, bo jest bardzo fajna i wszyscy ją lubią. A jej pierwszą decyzją było odwołanie poprzednich władz tego przedsiębiorstwa. Następnie: wywiezienie byłych członków zarządu na taczkach poza siedzibę firmy, ku wielkiej uciesze większości pracowników. Mimo tej ogólnej radości załogi nie jestem przekonany, czy dla tego podmiotu byłaby to „dobra zmiana”.

Co w takim razie według Pana najbardziej szwankuje w demokracji?

Znowu będzie o absurdach w skali makro. Przyjrzyjmy się bliżej profesji: polityk. Otóż w przypadku każdej wykonywanej pracy, nawet lekkiej, czy fizycznej – potrzebne są jakieś określone wymogi, dostosowane do zajmowanego stanowiska. Są nimi: wiedza, wykształcenie, doświadczenie w branży, konkretne umiejętności. Zatrudniając kogoś, staramy się brać pod uwagę także inne kryteria, np. odnośnie cech charakteru. Nawet przy mało istotnej pracy zawsze ceniona jest sumienność, dokładność, pracowitość, odpowiedzialność. A przecież w obecnej demokracji każdy może zostać politykiem i to nawet pełniącym najwyższe funkcje państwowe. Nikomu nie przeszkadza, że dany polityk nie przepracował uczciwie – przed wejściem w „politykę” – ani jednego dnia, ma słabe wykształcenie (lub nawet go nie posiada), na dodatek jest amoralny, leniwy, nieodpowiedzialny i kłamie przy każdej okazji. Ulubiona metoda „pracy” – knucie intryg, a najwyższe uznanie zdobywa ten, który celnie i często rzuca chwytliwe „bon moty”; nota bene sam ich nawet nie wymyśla… Przecież tak to wygląda obecnie niemal na całym tzw. cywilizowanym świecie – większość świata polityków, czyli współczesnych bohaterów, te niby-elity. Mimo faktu, że tę wiedzę posiadamy, mimo tego, że owi politycy wszystkie swoje szwindle, demolkę państwa i gospodarki robią na naszych oczach, nieustannie ich wybieramy.

Co w takim razie poszło nie tak w rozwoju cywilizacji?

Oto moje zdanie. Są dwie bardzo niedoceniane dziedziny nauki, które decydują o funkcjonowaniu obecnego świata. Jedną z nich jest psychologia, a w szczególności psychologia społeczna. Dzięki skutecznemu zastosowaniu wyrafinowanych technik, w tym psychomanipulacji, nasze mózgi skutecznie poddają się perswazji, że oddać głos wyborczy możemy tylko na partie, (najczęściej dwie), które od wielu lat wiodą prym w polityce danego kraju. Mimo że w poprzednich latach członkowie tych partii (łącznie z liderami) wielokrotnie się kompromitowali, okazali się niekompetentni, czy wręcz nieodpowiedzialni, a ich działania narobiły w kraju ogromnych szkód. Opinia mniejszości, czyli takich ludzi jak Pan czy ja, kompletnie nie ma znaczenia: bo w demokracji liczy się ta bezmyślna większość. Można uznać, że jakimś zbiorowym szaleństwem jest to, że wciąż ich wybieramy, że to nie może mieć miejsca. Tak jak we własnej firmie nigdy nie zatrudni Pan na księgowego człowieka, który okradł Pana dziesiątki razy, tj. przy każdej sprzyjającej temu okazji. Orwell napisał kiedyś: „Normalność nie jest kwestią statystyki”, broniąc w ten sposób opinii osób myślących, nie poddających się bezrefleksyjnie zdaniu większości. W demokracji, właśnie dzięki wykorzystaniu w sposób mistrzowski różnych technik z zakresu psychomanipulacji, mamy inną sytuację: statystycznie jako społeczeństwo jesteśmy zbiorem idiotów. Bo przecież w pełni świadomie oddajemy w ręce niekompetentnych i zdemoralizowanych polityków całą władzę, w tym zarządzanie budżetem państwa i moc ustawodawczą. Niedorzecznością byłoby mówić, że kiedyś – jako społeczeństwo – zmądrzejemy i w końcu wybierzemy do kierowania Polską ludzi rzetelnie wykształconych, moralnych i odpowiedzialnych. Nigdy to się nie wydarzy: to właśnie zasługa wykorzystania specjalistycznej wiedzy z zakresu psychologii.

A jaka jest ta druga niedoceniana nauka, która wykorzystywana jest przeciwko nam przez polityków, a raczej przez światowe elity?

Historia. Po pierwsze: forma przekazu tego, co się wydarzyło w czasach zamierzchłych, których nie możemy pamiętać. W podręcznikach do historii panuje bezwarunkowe upodobanie do gloryfikacji przemocy. Kogo mamy czcić jako bohaterów? Wielkich zwycięzców. A czym się różni Hitler od Napoleona? Słynne słowa Juliusza Cezara „Alea iacta est” („Kości zostały rzucone”) zostały wypowiedziane w momencie, kiedy ten zwrócił się przeciwko własnemu narodowi, wywołując wojnę domową. Anglosasi zrobili wielkiego bohatera z Gandhiego, który nie tylko zdradził swój kraj, ale był również wyjątkową kanalią wobec rodziny, gorzej jak psa traktując własną żonę, w efekcie przyczyniając się do jej przedwczesnej śmierci. A gdyby nas uczono od dziecka, czym naprawdę jest wojna (szczególnie w czasach nam współczesnych),  że zarabiają na niej wyłącznie możni, a życie tracą tam pożyteczni idioci, którzy dali się nabrać na patriotyzm, idąc w bój za wodzem – psychopatą, świat na pewno by wyglądał inaczej. Jest tu i druga strona medalu: wprowadzanie do historii ewidentnych kłamstw typu „polskie obozy śmierci”, czy też „wybielanie” najczarniejszych kart z dziejów świata, patrz: socjalizm. Uczciwe przedstawianie spuścizny po Marksie, Leninie i Stalinie miałoby ten efekt, że każdy nowy socjalista, który pojawiłby się na scenie politycznej, od razu kierowany byłby na badania psychiatryczne. Niezwykle niebezpieczna dla młodych pokoleń jest obecna, przyjęta niemal na całym świecie „lewicowa” forma edukacji. Czyli: historia nie ma znaczenia lub się ją odpowiednio przetwarza – tak jak u Orwella w „Roku 1984”.  Przy takiej „edukacji” za lat 20 świat będzie zbiorem kompletnych debili. A takimi się rządzi najłatwiej.

Wróćmy do wątku państwa jako wielobranżowego przedsiębiorstwa i odwróćmy sytuację. Co typowy polityk wniósłby do dobrze prosperującej firmy? Zastanawiam się, czy przedsiębiorcy chętnie zatrudniają ludzi, którzy przyszli na rynek z polityki. A jeśli już zatrudniają, to dlaczego?

Jeśli przyjmujemy kogoś do pracy, chcemy, aby swoje zadania wykonywał jak najlepiej. Typowy polityk najczęściej nie umie nic, poza sianiem destrukcji i wspomnianym knuciem intryg – mam tu na uwadze liderów partii lub inne znaczące osoby w danym ugrupowaniu. Jeśli jestem w błędzie, proszę mi pokazać choć jedną osobę z obecnie brylujących w polityce „mężów stanu”, która ma za sobą jakieś sukcesy czy osiągnięcia – poza polityką. Zatrudnienie takiej osoby może mieć tylko jedno uzasadnienie: umie dotrzeć do wysoko postawionych ludzi z aparatu władzy, aby załatwić „od kuchni” odpowiednie kontrakty na szczeblu państwowym lub wyżej. Patrz: zatrudnienie byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera przez Gazprom.

Wymieniliśmy na początku rozmowy plagi egipskie, które dotknęły polskich przedsiębiorców. Ale jest jeszcze jedna, o której absolutnie nie wolno zapominać. To polityka unijna – z Europejskim Zielonym Ładem na czele – która bardzo szybko może doprowadzić nasz kraj i cały sektor MŚP do ruiny. Warto kopać się z koniem i próbować dalej funkcjonować w tym systemie, biorąc pod uwagę naszą niesamowitą umiejętność przetrwania nawet w najtrudniejszych warunkach? A może to już ten moment, by zacząć głośno rozważać ewentualny POLEXIT?

Z perspektywy czasu wydaje się, że cała ta Unia Europejska to twór na kształt zorganizowanej, bardzo niebezpiecznej mafii. Mamią cię licznymi korzyściami, żebyś się tam „zapisał”. I faktycznie – dostajesz sporo profitów na początek. To znamy bardzo dobrze, dlatego też wciąż UE ma w Polsce całkiem wysokie notowania. Ale nie to było celem tego skorumpowanego do cna towarzystwa: po pewnym czasie stają się twoim panem i władcą, chcąc zabrać ci wszystko, co posiadałeś i narzucać swoją wolę i prawa niemal w każdej dziedzinie, nawet światopoglądowej, ochronie zdrowia, czy sposobie odżywania się… A jeśli się sprzeniewierzysz, będą cię dręczyć i upokarzać na każdym kroku. I to się dzieje w tej chwili relacjach UE – Polska. W tej sytuacji POLEXIT byłby dla nas – w dłuższym dystansie – doskonałym rozwiązaniem.  Nie łudźmy się jednak, że to takie proste. Wyjście z tej świetnie zorganizowanej mafii jest moim zdaniem na tym etapie niemożliwe. Jedyną szansę upatruję w tym, że to odrażające monstrum, jakim jest obecnie Unia Europejska, za jakiś czas się rozpadnie. Przecież nie tylko Polakom przeszkadzają pomysły światowych elit (w tym tzw. Wielki Reset), znane choćby z corocznych zlotów w Davos. Potem te chore wizje wdraża się siłowo w Europie, właśnie za pomocą struktur unijnych.

Zastanawiam się, czy ewentualny efekt wyjścia Polski z UE byłby taki sam jak w Anglii? Jak tam radzą sobie z przedsiębiorczością?

Anglia od czasów Orwella, kiedy to obowiązywał „dziki kapitalizm”, wróciła ostatnio do systemu feudalnego. Klasy średniej właściwie tam nie ma, są tylko klasa niższa i elity, czyli rodziny niewiarygodnie bogate, często od pokoleń. Elity tworzą arystokracja i śmietanka finansowa. Są to zamknięte kasty, traktujące resztę społeczeństwa jako pospólstwo,  ludzi gorszego sortu. W momencie kiedy nastąpił Brexit, tymże elitom także pogorszyła się sytuacja finansowa, odbili więc sobie na reszcie. Młodzi, świetnie wykształceni pracownicy, których miejscem pracy przed Brexitem i pandemią był Londyn – obecnie muszą się stamtąd ewakuować, bo nie stać ich nawet na marne życie w tym mieście. Anglicy są pozbawieni niemal wszystkich cech, które pozwoliły Polsce przejść suchą nogą liczne kataklizmy ostatnich trzech lat. Kiedy więc – skutkiem Brexitu – pojawiło się w Anglii mnóstwo problemów w kwestii logistyki, transportu, niedoboru niemal wszystkich produktów: nie miał się tym kto zająć, aby sytuacja uległa poprawie.

Dokładnie odwrotnie byłoby w Polsce, gdyby nagle pojawiło się tyle miejsc na polu biznesu do uzupełnienia. Nasi rodacy, a konkretnie bardzo liczna „głodnych sukcesu”, pracowitych i zdeterminowanych przedsiębiorców bardzo szybko zajęłaby opuszczone tereny/branże, co nastąpić by musiało jako efekt Polexitu. Rząd, działając przeciwko Polakom, straciłby możliwość tłumaczenia się:  bo Unia nam tak kazała. Wtedy więc byłaby znacznie większa szansa, że demokracja cokolwiek by jednak wniosła – na plus – do naszego życia. Proszę zwrócić uwagę, że obecnie zdecydowanie najwięcej szkód naszemu krajowi narzucane nam przez Unię ograniczenia, absurdy i różne pomysły „ratowania świata”, w tym lewackie ideologie, które w miejsce etosu pracy wprowadzają etos bumelanctwa. Dopóki jesteśmy w Unii, każdy rząd będzie zmuszony dostosować się do tych  idiotyzmów. A my, polscy wyborcy, nie będziemy mogli krytykować takiej postawy.

Pozwolę sobie na koniec rozmowy zacytować Churchilla: „Demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć innych form, których próbowano od czasu do czasu”. Czy rzeczywiście – idąc tropem Pana wypowiedzi – nie lepiej byłoby zorganizować zarządzanie naszym krajem na wzór dobrze prosperującego przedsiębiorstwa? Jak wtedy wyglądałoby życie w Polsce?

Gdyby Polską rządzili przedsiębiorcy, nasz kraj byłby rajem na ziemi, jestem o tym w stu procentach przekonany. Po co nam 460 posłów, bezmyślnie naciskających guziki do głosowania? Po co nam 100 senatorów realizujących jedynie zalecenia własnego ugrupowania? Patrząc na Polskę jako na wielkie, wielobranżowe przedsiębiorstwo, potrzeba nam do „zarządu” może 10-ciu wybitnych ludzi, którzy dokładnie wiedzą, na czym polega biznes, ekonomia i odpowiednie zarządzanie. Oczywiście nie byliby wybierani „przez naród”, tylko przez inne osoby, które mają możliwość weryfikacji kompetencji przyszłych „członków zarządu” państwa.  Jak pewnie Pan się domyśla – taka koncepcja to czysta utopia, nigdy i nigdzie tak się nie wydarzy.  Światem rządzą niewidzialne dla nas elity, a każda próba zmiany narzuconego przez nich porządku świata kończy się szybko i na ogół tragicznie dla takiego śmiałka. Wspomnijmy tylko, że w Stanach Zjednoczonych aż czterech prezydentów zamordowano w czasie pełnienia urzędu, właśnie tych, którzy próbowali nadepnąć owym „elitom” na odcisk. Cudem uszedł z  życiem z zamachu nasz papież Jan Paweł II, co miało miejsce w 1981 r.  Mniej szczęścia miał jego poprzednik – Jan Paweł I, który zmarł nagle w niewyjaśnionych okolicznościach, ledwie po 33 dniach pontyfikatu. Sorry, taki mamy świat. Chcemy, czy nie chcemy, cała nasza populacja przez całe życie pracować będzie ku chwale Rotschildów i spółki. Nie oszukujmy się, że jest inaczej. Nie doczekamy więc NIGDY rajskiego życia w naszym pięknym kraju. Ale i tak cieszmy się, że urodziliśmy się z Polsce, a nie na przykład w Wielkiej Brytanii, czy w „liberalnej” i otwartej na wielokulturowość Francji. Patrz: wydarzenia z ostatnich dni w tym kraju. Dlatego też, mając na względzie obecną sytuację przedsiębiorców, tj. jakie mamy możliwości, poziom życia, a także wciąż jeszcze dużą dawkę niezależności: chwalmy Boga, że Polska jest naszą Ojczyzną.

Rozmawiał Krzysztof Budka

———————————————————————

Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy oraz od rynku nieruchomości, specjalizujący się m.in. w kredytach hipotecznych, przedsiębiorca. Od lipca 2016 roku prowadzi także kancelarię antywindykacyjną, o specjalnościach: upadłość konsumencka, pomoc zadłużonym przedsiębiorcom, spory „frankowe”. Członek Zespołu Roboczego ds. Restrukturyzacji i Upadłości w Radzie Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. 

Krzysztof Budka
Krzysztof Budka
Redaktor naczelny magazynu „Forum Polskiej Gospodarki" oraz serwisu FPG24.PL. Absolwent Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Dziennikarz z ponad 20-letnim stażem. Pracę w tym zawodzie rozpoczął podczas studiów pod koniec lat 90. jako reporter w telewizji Puls przy programie „Raport Specjalny". Pisał do działu politycznego w dzienniku „Życie", a następnie na ponad dekadę związał się z „Przeglądem Sportowym", gdzie był m.in. wydawcą, szefem działu Piłka Nożna oraz kierownikiem magazynu „Tygodnik Przeglądu Sportowego: Tempo". Współtworzył serwis internetowy FUTBOLFEJS.PL., a także prowadził audycję Liberator w Radiu Dla Ciebie. Zwycięzca Wielkiego Testu Piłkarskiego Biało-Czerwoni w TVP1 w 2012 roku.

INNE Z TEJ KATEGORII

Blisko 67 proc. Polaków odczuwa syndromy depresji. Ile traci na tym gospodarka?

Jak wynika z najnowszego raportu, obecnie 66,6 proc. dorosłych Polaków odczuwa przynajmniej jeden z syndromów najczęściej kojarzonych z depresją. Autorzy badania ostrożnie szacują, że gospodarka traci na tym ok. 3 mld zł rocznie. I to wyliczenie zakłada tylko nieobecność w pracy osób doświadczających epizodów depresyjnych i zaburzeń depresyjnych nawracających.
5 MIN CZYTANIA

Ruch i liczba klientów w galeriach i centrach handlowych wciąż na minusie

Jak wynika z badania firmy technologicznej Proxi.cloud i platformy analityczno-badawczej UCE RESEARCH, dynamika ruchu w galeriach i centrach handlowych w I kwartale br. wyglądała bardzo podobnie jak rok wcześniej. Wprawdzie nieco ubyło wizyt (o prawie 5 proc. rdr.) i odwiedzających (o niecały 1 proc. rdr.), ale autorzy raportu przekonują, że tego typu placówki wciąż przyciągają wielu klientów.
5 MIN CZYTANIA

Ile zarobią nasi wybrańcy do samorządów?

W ostatnich wyborach prawie 50 tysięcy kandydatów na radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów uzyskało wymarzony mandat. Ile zarobią osoby, które będą nas reprezentować w samorządzie?
3 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Dwa filary kompleksowej polityki mieszkaniowej [WYWIAD]

Skuteczna polityka mieszkaniowa powinna łączyć w sobie dwa bardzo ważne elementy: uczciwy i atrakcyjny kredyt hipoteczny oraz projekt budowy mieszkań na wynajem. W jaki sposób? Wyjaśniają to nasi eksperci – Krzysztof Czerkas i Krzysztof Oppenheim.
11 MIN CZYTANIA

Sektor MŚP musi mówić jednym głosem

Trwa proces budowy dużego środowiska polskich przedsiębiorców z sektora MŚP – pełnych zrozumienia swojej ogromnej wartości, tożsamości i swoich praw. Środowiska, które już niedługo będzie mogło mówić jednym głosem, którego żadna władza nie będzie mogła zlekceważyć – mówi nam Adam Abramowicz. Rozmawiamy u progu końca jego sześcioletniej kadencji w roli rzecznika MŚP.
9 MIN CZYTANIA

Polskie prawo pracy trzeba napisać od nowa [WYWIAD]

Prawo karne dotyczy 1 proc. obywateli, prawo cywilne – 10 proc., natomiast prawo pracy i ubezpieczeń społecznych dotyczy nas wszystkich. Dlatego o tę gałąź prawa powinno się szczególnie dbać. A mamy przestarzały, nieczytelny i nieprzejrzysty Kodeks pracy – mówi nam mec. Waldemar Gujski, jeden z najlepszych i najbardziej doświadczonych prawników zajmujących się prawem pracy.
11 MIN CZYTANIA