Nawiasem mówiąc, z tym klimatem to też mamy sto pociech. Po chłodnej zimie nastaje cieplejsza wiosna, potem – upalne lato, później znów – słotna jesień, a na końcu – chłodna, a w porywach nawet mroźna zima. Wszystko to jest oczywiście skutkiem działalności człowieka, a konkretnie – polityki partii i rządu – i ani nieznaczna zmiana kąta padania promieni słonecznych na powierzchnię Ziemi, ani też precesja osi ziemskiej nie mają z tym nic wspólnego.
Za komuny było inaczej, bo Polskę regularnie nawiedzały dwie klęski i cztery kataklizmy. Pierwsza była klęska urodzaju, druga – nieurodzaju, zaś te cztery kataklizmy to właśnie wiosna, lato, jesień i zima. Ani jedne, ani drugie nie miały przyczyn „antropogenicznych” – jak to jest dzisiaj – bo jakże mogłyby mieć takie przyczyny, skoro ludzkość, a przynajmniej jej postępowa część, budowała socjalizm? To były rodzaje dopustu Bożego – chociaż o tym nie trzeba było głośno mówić ze względu na oficjalnie obowiązujący ateismus – chociaż z drugiej strony zrozumiałe było, że Pan Bóg też ze swej strony robił wszystko, by sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów.
Teraz jest rozkaz, że to wszystko jest winą ludzkości, znaczy się – ma przyczyny „antropogeniczne” – więc wniosek nasuwa się sam. Jak mówi poeta, „by można było ludzkość zbawić, trzeba się najpierw z nią rozprawić” – nad czym dniem i nocą rozmyślają eksperci, a jeśli jeszcze nie padła salwa, to tylko dlatego, że nie mogą się zdecydować, od kogo zaczynamy. Taki na przykład Adolf Hitler postanowił zacząć meliorowanie świata od Żydów, ale to się okazało straszliwą pomyłką, toteż dzisiaj eksperci są znacznie ostrożniejsi, dzięki czemu jest szansa, że doczekamy przynajmniej jesiennych wyborów w Polsce, a kto wie – może nawet przyszłorocznych wyborów prezydenckich u Naszego Najważniejszego Sojusznika.
W minionym tygodniu poodbywały się konwencje poszczególnych grup Umiłowanych Przywódców. Konwencja rządu odbyła się Bogatyni, gdzie Naczelnik Państwa zapowiedział, że w Unii Europejskiej chcemy zostać i zostaniemy – ale suwerenni. Jest to rodzaj kwadratury koła, bo od wejścia w życie traktatu z Maastricht, czyli od 1993 roku, Unia Europejska funkcjonuje według formuły federacji, czyli państwa związkowego, a w państwa związkowych poszczególne landy albo stany nie mają suwerenności, a co najwyżej – jakiś zakres autonomii. Skoro jednak prezes PiS tak mówi, to nie wypada nam zaprzeczać, bo wiemy skądinąd, że nie ma takiego poświęcenia, jakiego nie moglibyśmy dokonać dla Polski, a zatem – również rozwiązania problemu kwadratury koła.
Z kolei konwencja Volksdeutsche Partei odbyła się we Wrocławiu. „Każdy kto wypowiada wojnę Zachodowi i Unii Europejskiej, podnosi rękę na najbardziej żywotne interesy naszej ojczyzny” – powiedział tam Donald Tusk, taktownie przemilczając, o którą ojczyznę mu chodzi. Rzeczywiście – buntowanie się przeciwko Unii Europejskiej, w którą Niemcy już tyle zainwestowały, godzi w najżywotniejsze interesy Niemiec – o czym wspominał już Adolf Hitler w przemówieniu do gauleiterów w roku 1943, kiedy to dowodził, że tylko Niemcy potrafią odpowiednio zorganizować Europę, w związku z czym „małe państwa” powinny „zniknąć”. Swoje przemówienie Donald Tusk zakończył ślubowaniem, że „zwyciężymy!” – co bardzo przypominało kulminacyjny moment Parteitagów w Norymberdze, tak pięknie pokazanych przez panią Leni Riefenstahl. Wprawdzie uczestnicy taktownie powstrzymali się przed wzniesieniem wiadomego okrzyku, ale jak na drodze integracji europejskiej uczynimy kolejny, milowy krok, to i tego się doczekamy.
Chyba, że wkroczymy na „trzecią drogę”, którą stręczy nam pan Szymon Hołownia do spółki z panem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Trzecia droga – jak wyjaśnił uczestnikom konwencji pan Hołownia – polega na tym, że wszystko będzie zrobione „lepiej”. A co konkretnie? Ano – to, czego pragną ludzie. Sęk w tym, że ludzie pragną rozmaitych rzeczy, również takich, które wykluczają się wzajemnie. Na przykład jedna kobieta modli się o deszcz na ogórki, podczas gdy druga jednocześnie – o pogodę na sianokosy. Jak pan Hołownia z panem Kosiniakiem-Kamyszem potrafią pogodzić sprzeczności, z którymi niekiedy samo Niebo nie może się uporać – trudno zgadnąć, ale nie wypada im nie zawierzyć.
A skoro o kobietach mowa, to na konwencji Lewicy pojawiły się same kobiety z moją faworytą, Wielce Czcigodną Joanną Scheuring-Wielgus. i niemniej Wielce Czcigodną, a może nawet jeszcze czcigodniejszą ze względu na wiadome korzenie, Anna Marią Żukowską. Tutaj padły konkrety: zapłodnienie w szklance, czyli in vitro na koszt podatników, tak samo na koszt podatników – aborcja bez żadnych ograniczeń – i tak dalej. Nietrudno się z tego domyślić, o czym marzą kobiety: jeszcze bzykamy się na koszt własny, ewentualnie – na koszt dobiegacza, ale resztę ma zapłacić „państwo”, czyli podatnicy – również ci, co w bzykaniu nie brali udziału. Muszę powiedzieć, że panie zachowały się powściągliwie, bo przecież mogły zażądać sfinansowania przez „państwo” również wibratorów i lubrykantów – ale do wyborów jeszcze cztery miesiączki, więc pewnie dojdzie i do tego, bo napięcie, jak i „momenty”, trzeba przecież dozować.
Na tym tle Konfederacja ze swoimi deklaracjami, że nikomu nic nie będzie „dawać”, ale też nie będzie odbierać, prawdopodobnie większości nie przekona. Dlatego powinna nastawić się na długi marsz, bo swoje pięć minut dostanie nie wcześniej jak wtedy, gdy nie 10, ale co najmniej 40 proc. obywateli zrozumie, że rząd niczego nie może im dać, że jeśli mówi inaczej, to próbuje podstępnie korumpować ich własnymi pieniędzmi.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie