Sektor produkcji rolno-spożywczej w ogromnej mierze uzależniony jest od kondycji innych działów gospodarki oraz czynników politycznych. Rentowność rodzimych gospodarstw w znacznej mierze określana jest przy uwzględnieniu międzynarodowej sytuacji na rynkach gazu, ropy naftowej, energii elektrycznej czy licznych decyzji politycznych – na czele z nową unijną wizją rozwoju, czyli Europejskim Zielonym Ładem. Jego składowymi są, kluczowe z puntu widzenia rolników: program Od Pola do Stołu, pakiet Fit for 55 oraz Strategia na Rzecz Bioróżnorodności. Polskie gospodarstwa wciąż w ogromnej mierze – w znacznie wyższym stopniu niż ma to miejsce w odniesieniu do państw „starej UE” – uzależnione są także od unijnych systemów dopłat. Metodą na wzmocnienie krajowego wymiaru produkcji jest częstsze stawianie na towary wyprodukowane przez polskich producentów, w polskich gospodarstwach, przez firmy oparte w 100 procentach na krajowym kapitale.
Wiele do nadrobienia
Od lat w Polsce realizowane są liczne kampanie mające na celu rozbudzenie w Polakach patriotyzmu konsumenckiego – z różną skutecznością. Wciąż statystyczny Polak nabywa mniej produktów wytworzonych przez swoich rodaków niż typowy Niemiec, Francuz czy Duńczyk. Dopiero od kilku lat zaczęliśmy realnie budować markę naszego kraju na międzynarodowej arenie. Kampanie informacyjne są tu szalenie ważne. Pamiętać należy, że na tym polu wciąż jest wiele do zrobienia. Większość Polaków nadal nie wie, jak odróżnić polskie produkty od tych reprezentujących zagraniczny kapitał.
Uporządkowania wymaga kwestia certyfikatów wskazujących na polski rodowód produktów. Począwszy od pojawienia się znaku „Produkt Polski” na rynku kwitnąć zaczęły kolejne – bliźniaczo podobne i często niemające nic wspólnego z polskim kapitałem. Kontrola nad podobnymi emblematami spoczywać powinna w ręku jednej instytucji, która zobowiązana byłaby do restrykcyjnego nadzoru nad nadawaniem miana „produkt polski” wyłącznie tym artykułom, które rzeczywiście reprezentują polski kapitał. To z pewnością wyeliminowałoby nieścisłości wynikające z dzisiejszego etykietowego galimatiasu czy bezkrytycznego posługiwania się początkiem kodu kreskowego „590”. Pomóc tu mogłoby stworzenie i wypromowanie rządowej aplikacji opartej o czytnik kodów QR, która pomogłaby w identyfikacji udziału polskiego kapitału w odniesieniu do konkretnego produktu opatrzonego kodem kreskowym. Podobne innowacje są dostępne na polskim rynku, ale nie są one wolne od ingerencji firm podszywających się pod polską konkurencję.
Mile widzianą zmianą byłoby także wprowadzenie – na wzór japoński czy duński – promowania postaw patriotycznych w odniesieniu do krajowej gospodarki w edukacji szkolnej.
Wiele krajów zupełnie wprost wprowadza także prawodawstwo faworyzujące krajowe przedsiębiorstwa.
Co chcieli zrobić Czesi?
Zaledwie dwa lata temu w Czechach jedno z ugrupowań próbowało przeforsować ustawę, w myśl której wszystkie sklepy o powierzchni przekraczającej 400 metrów kwadratowych, na swoich półkach posiadać miały minimum 55 procent rodzimych artykułów rolno-spożywczych. Od 2028 roku współczynnik ten miał już wzrosnąć do 73 procent. Wiele państw – w tym nasz kraj – uznało czeską ustawę za przejaw niesprawiedliwego protekcjonizmu gospodarczego, ale przyznać trzeba, że z perspektywy czeskiej projekt mógł być jak najbardziej pożądany.
Polacy chcą kupować polskie produkty
Okazuje się, że w sprawie patriotyzmu konsumenckiego wciąż mamy jeszcze wielkie pole manewru. Najnowsze badania ukazują, że ponad połowa Polaków jest w stanie zapłacić za podstawowe produkty więcej, jeśli będzie miała pewność, że rzeczywiście reprezentują one polski kapitał. Problem stanowi jednak dziś proceder podszywania się pod to, co polskie. Jest to przejaw żerowania na skrupulatnie budowanej od lat marce polskiej żywności. Podobne działania powinny być – i jak wynika z zapewnień władz, będą – szczególnym obszarem zainteresowania już funkcjonujących komórek władzy publicznej.
Patriotyzm konsumencki należy pielęgnować, gdyż zapewnia on właściwą cyrkulację kapitału w obiegu gospodarczym. Obudowany właściwym otoczeniem legislacyjnym może stanowić realne koło zamachowe polskiej gospodarki.