Źle się dzieje w państwie polskim. Pod pretekstem ograniczania zasięgu tzw. fake newsów oraz „bezpieczeństwa państwa”, krok po kroku ograniczana jest swoboda wypowiedzi. Od przeszło tygodnia jakieś służby blokują dostęp do portalu nczas.com. Redaktor naczelny tego medium jest już tym tak poirytowany, że postanowił napisać list protestacyjny do premiera.
Portal może się nie podobać. Można też go po prostu nie czytać. Ale jeśli nie nawołuje do nienawiści czy przemocy, nie upowszechnia treści pornograficznych itp., powinien móc działać swobodnie. W jego przypadku skorzystano z nowej i szybkiej ścieżki cenzurowania, uciekając się do przepisu cichcem wprowadzonego do polskiego prawa. Brzmi ten przepis tak:
„Prawo telekomunikacyjne. Art. 180.1 Przedsiębiorca telekomunikacyjny jest obowiązany do niezwłocznego blokowania połączeń telekomunikacyjnych lub przekazów informacji, na żądanie uprawnionych podmiotów, jeżeli połączenia te mogą zagrażać obronności, bezpieczeństwu państwa oraz bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu albo do umożliwienia dokonania takiej blokady przez te podmioty”.
Ma być tak, jak ma być
Walka z informacją odbywa się przewrotnie pod pretekstem i hasłem ograniczania dezinformacji. Ma charakter pełzający, bo ci, którzy animują takie działania, dobrze wiedzą, że nagłe wprowadzenie cenzury wywołałyby opór społeczny. Lepiej więc powoli gotować tę żabę. Co rusz rozpętywane są polowania na czarownice, czyli agentów wrogiego państwa. Wszak wróg nie śpi, przecież stale podejmuje informacyjne ataki na nasz kraj. Istna paranoja!
Zaczęło się to już w tzw. pandemii. Wyszydzane, wyśmiewane, a potem wycinane lub niedopuszczane do publicznego obiegu było wszystko, co nie zgadzało się z obowiązującą w tym czasie jedynie słuszną narracją. Agresywnym wejściem na Ukrainę Władimir Putin jednego dnia wygasił przekaz na temat „pandemii”. Tego właśnie dnia jakby nagle się skończyła. Skupiono się za to na pilnowaniu poprawności politycznej przekazu w kwestii wojny. Jedną z pierwszych ofiar nowej poprawności była strona fundacji „Wołyń pamiętamy”, której zablokowano adres w domenie .pl – fundacja musiała przenieść się do innej domeny (wolynpamietamy.org). W zeszłym roku ostrze cenzury trafiło portal wrealu24.pl.
Pilnujemy się sami
Kwitnie też autocenzura. Współcześni redaktorzy nie potrzebują już ingerencji cenzora z ulicy Mysiej w stolicy. Na portalu niezalezna.pl sami moderatorzy skrzętnie kasują wszystkie komentarze nieprzychylne rządzącym czy ukraińskim politykom i ich relacjom. W portalu wpolityce.pl swobodne komentowanie nie jest już możliwe dla ludzi, którzy nie założą konta. Na Interii też już nie można nic napisać pod artykułami. Wcześniej jeszcze opcję komentowania wyłączono na Onecie. Wirtualna Polska też kontroluje komentarze pod niektórymi tematami. Jeśli ktoś napisze coś „nie po linii” komentarz nie wchodzi. Redakcje same się pilnują, by nie podpaść. W PRL, w „komunie” bano się szykan politycznych i administracyjnych – dziś decydujące znaczenie mają pieniądze.
Inny jeszcze knebel w ustawie
Problem narastającej cenzury i „kanalizowania” mediów telewizyjnych wokół jedynie słusznego przekazu podnosiła już Rada Przedsiębiorczości. Warto zacytować jej apel w całości:
„Z głębokim niepokojem stwierdzamy, że pod pozorem wprowadzenia unijnej dyrektywy ustanawiającej Europejski Kodeks Łączności Elektroniczne, rząd próbuje przeforsować rozwiązania naruszające pluralizm mediów, zasady uczciwej konkurencji oraz interes konsumentów, co przeczy celom dyrektywy. Planowane rozwiązania przewidują podział kanałów telewizyjnych na dwie listy: listę ustawową, na której obligatoryjnie znajdzie się pięć kanałów emitowanych przez Telewizję Polską i listę uzupełniającą, na której znajdą się kanały telewizyjne wyznaczone przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji w drodze rozporządzenia. (…) Na obecnym etapie nie zostały oszacowane koszty przystosowania się przedsiębiorców do proponowanych rozwiązań. (…) Co więcej, projektodawca nie uwzględnił istniejących ograniczeń technologicznych ani konieczności dokonania zmian w systemach informatycznych i procesu renegocjowania obowiązujących już umów licencyjnych zawartych przez nadawców i operatorów. Rada Przedsiębiorczości stanowczo domaga się wykreślenia art. 10 pkt. 8 oraz 9 z rządowego projektu ustawy – Przepisy wprowadzające – Prawo komunikacji elektronicznej” – napisano w apelu.
Jedno jest pewne: modelowanie rzeczywistości pod linijkę i zastraszanie mediów na dłuższą metę się nie udają. Uderzy to rykoszetem w cenzorów i ich ośrodki dyspozycyjne. Kneblowane media odradzają się silniejsze, a fałsz musi ustąpić przed prawdą.