Sztuka to temat w zasadzie rzadko poruszany przy okazji omawiania problemów prawa czy ekonomii, choć mi osobiście bardzo bliski, szczególnie jeśli chodzi o sztuki muzyczne. W zasadzie przyjęło się, że kwestie pojmowania piękna, czyli estetyki i wszystkiego co jest z nią związane, całego procesu twórczego, percepcji sztuki oraz płynących już z samej estetyki wartości, pozostaje daleko poza rozważaniami dotyczącymi tego, co istotne z punktu widzenia elementarnych zasad funkcjonowania jednostki w ramach państwa i poza nim. Suche statystyki gospodarcze, bezduszne prawa ekonomii, normy prawne i wynikające z nich regulacje kreujące rzeczywistość niewiele mają w sobie piękna, czym utwierdza nas w przekonaniu obserwacja bieżących wydarzeń.
Dziś trudno opowiedzieć sobie na pytanie o związek i wzajemny wpływ tego, co duchowe i co materialne. Sami widzimy, jak trudno uchwycić ten aksjologiczny element w procesie stanowienia prawa. Dzieje się tak zarówno przy kwestiach, które pod względem wartości wydają się kluczowe, jak choćby powracający niczym sezonowa grypa temat aborcji, jak i tych dla oka zwykłego śmiertelnika mniej doniosłych, a w rzeczywistości istotnych dla całego modelu cywilizacji, jak temat nieustannej wojny z własnością. W przypadku ekonomii wpływ wartości jest w zasadzie żaden, no może poza myślą socjalistyczną, która mając na sztandarze aksjomat sprawiedliwości społecznej, zakrzywia kierunek tych wydawałoby się prostych funkcji ekonomicznych, opartych o sztywne terminy popytu, podaży, ceny, zapotrzebowania etc. A gdzie w tym wszystkim umieścić jeszcze estetykę i jej wartość poznawczą?
Swego czasu podobnie myślałem, jednak zaczęły pojawiać się pewne wątpliwości. Pierwszy raz, gdy przygotowywałem się do prelekcji, którą miałem wygłosić na temat braku sprzeczności pomiędzy patriotyzmem konsumenckim, a koncepcją wolnego rynku wedle austriackiej szkoły ekonomii. Bo przecież wybór rodzimego produktu, w oparciu o subiektywne preferencje, kłóci się z zasadą obiektywnego wyboru towaru najlepszej jakości w możliwie najniższej cenie. Innym razem bardzo pobudzająca do refleksji okazała się lektura drobnej, ale wiekopomnej książeczki pt. „Prawo Parkinsona”, gdzie jej autor, Ciril Northcote Parkinson stawiał hipotezę punktu kulminacyjnego rozwoju każdej korporacji (w tym państwa i jego aparatu) ocenianego przez poziom rozwoju w architektury czy sztuki.
Te refleksje miały jeszcze inną stronę. Pięknem, naszym estetycznym doświadczaniem i wpływem piękna na działania człowieka filozofia zajmowała się w zasadzie od samego początku. Trudno zatem sobie wyobrazić, by ta część ludzkiej duchowości nie miała żadnego odzwierciedlenia w kreowaniu otaczającej nas rzeczywistości. Przez wieki ludzkość dążyła do piękna, by też i przez piękno doświadczyć szczęścia. Tak przynajmniej rozumowali Platon, Arystoteles, a za nimi szerokie grono myślicieli. Tylko dążeniom płynącym z tego co duchowe zawdzięczamy ciągły rozwój społeczeństwa, nawet w wymiarze ekonomicznym, bo cóż robiłby człowiek po wyjściu ze stanu zaspokojenia swoich egzystencjonalnych potrzeb. Czy nadal by się rozwijał? Odpowiedź wydaje się oczywista. Rozsądnym założeniem jest zatem istnienie także głębszego związku pomiędzy estetyką, a stanem naszej cywilizacji.
Platon w swoim najważniejszym dziele dotyczącym myśli polityczno-prawnej czyli „Państwie” dziwnym trafem dużo mówił o sztuce, a szczególnie o muzyce. W usta uczestnika dialogu wstawił ciekawą tezę: Trzeba się wystrzegać przełomów i nowości w muzyce, bo to w ogóle rzecz niebezpieczna. Nigdy nie zmienia się styl w muzyce bez przewrotu w zasadniczych prawach politycznych. Trudno jej nie brać na poważnie, wobec tego, co wydarzyło się kilka dni temu w Filharmonii Narodowej, a co wydaje się być współczesną normą, gdy przyjrzymy się wielości podobnych zachowań występujących na całym świecie.
W niedzielę najwybitniejszy, po legendarnym śp. Grzegorzu Fitelbergu, polski dyrygent i były dyrektor Filharmonii Narodowej Antoni Wit uroczystym koncertem, który sam prowadził, wykonując Mszę Koronacyjną Mozarta, świętował jubileusz 80. urodzin i 60-lecia pracy artystycznej. To podniosłe wydarzenie zostało zakłócone, zapewne z zamiarem przerwania koncertu, przez dwie lewicowe aktywistki klimatyczne z jakieś niszowej, ale radykalnej organizacji, której nazwy już nie pamiętam. Delikwentki wtargnęły na scenę i za plecami dyrygenta, trzymając transparent, zaczęły głośno się wydzierać. Maestro Antoni nie przerwał koncertu, tylko odwrócił się i jak przystało na człowieka żyjącego w standardach upadającej cywilizacji Zachodu, wyrwał degeneratkom plakat i rzuciwszy go na ziemię, powrócił do prowadzenia zespołu.
Zostawiając na marginesie pozytywną ocenę zachowania dyrygenta, należy zwrócić uwagę na doniosłość tego wydarzenia, tym bardziej, że ostatnie dekady to czas wykwitu podobnych zachowań. Brak szacunku dla sztuki, a co za tym idzie dla piękna, skądinąd coraz bardziej powszechny, odbywa się w imię walki ideologicznej, czyli de facto rewolucji.
Trend skądinąd w historii nie jest nowy. Świat rewolucji (anty)francuskiej, rewolucji komunistycznych w poszczególnych krajach był szary, byle jaki, pozbawiony wewnętrznej harmonii. Upadek estetyki, na przestrzeni wieków zawsze kończył się katastrofą gospodarczą, regresem kultury prawnej, dekadencją i przewrotem w aksjologii.
Dziś bylejakość doskwiera nam na każdym kroku. Narzekamy na biegunki legislacyjne i tragiczną jakość prawa, tęskniąc do pięknych sentencji Cycerona, czy późniejszych Ulpiana. W gospodarce widzimy automatyzację procesów analizy rynku, a pojmowanie ekonomii zaczyna być odruchowe, nastawione na ocenę wielkich ilości danych i zajmowanie się niejednokrotnie zbędnymi i nieistotnymi szczegółami w sytuacji, gdy to polityka niemal totalnie zarządza większością procesów. Rynki zalewa nadwyżka towarów produkowanych masowo z uwagi na niską jakość (z czym już nawet UE widzi potrzebę walki) i estetyczną powtarzalność. System zaś ideologiczny, dokładnie ten, który ma za nic poszanowanie piękna, prowadzi (co już widać) do upadku poszczególnych gałęzi produkcji czy handlu, czego konsekwencją będzie brak dóbr luksusowych lub ich dostępność jedynie dla ograniczonej liczny osób. A to już prosta droga do upadku.
Nie widać już wielkich, spektakularnych pod względem architektury budowli. Sale koncertowe świecą pustkami, a muzyka tworzona dzisiaj, niezależnie od gatunku (nawet rozrywkowa), nie umywa się do tej tworzonej nawet kilka dekad wstecz. Społeczeństwo czuje się coraz mniej szczęśliwe, więc dlaczego nie walczy o piękno?
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie