fbpx
sobota, 30 września, 2023

Przesłuchanie

Po moim ostatnim felietonie dotyczącym Pana Stanisława i opisywanych przez niego wątpliwości, zatelefonował do mnie jego przyjaciel. Pan Franciszek, bo tak mu na imię, poinformował mnie o niecodziennym i raczej nieprzyjemnym zdarzeniu, jakie go spotkało.

Zdenerwowany i nieco przestraszony Pan Franciszek wyjaśniał, że pewnego dnia do drzwi jego mieszkania zapukał listonosz. Naszego bohatera to wcale nie zdziwiło, bo znał listonosza dobrze, skoro co miesiąc otrzymywał emeryturę w gotówce. Po oderwaniu oka od wizjera otworzył drzwi, ale od razu zauważył coś dziwnego w zachowaniu przybysza. Pracownik poczty nie przywitał się nawet, a tylko mechanicznie wręczył Panu Franciszkowi pokwitowanie i wskazał palcem miejsce na podpis. Pan Franciszek dostrzegł, że sama przesyłka, ale też druk pokwitowania, mają urzędową formę i zapytał: „A cóż to? Coś z ZUS-u?”. Listonosz wyraźnie poirytowany odburknął, że on nic nie wie i to nie jego sprawa. Gdy tylko otrzymał wymagany podpis, rzucił: „Do widzenia Panu!” i oddalił się, zanim odbiorca zdążył go o cokolwiek dopytać.

Pan Franciszek z kolei zamknął drzwi i udał się do kuchni. Przysiadł przy małym stoliku, wziął łyka stygnącej już herbaty i starannie otworzył kopertę. Po przejrzeniu znajdującego się w środku dokumentu serce zabiło mu szybciej i poczuł nagłą suchość w gardle. To było lakoniczne wezwanie na miejscowy komisariat. Nikt nie lubi być wzywany przez policję, ale Pan Franciszek sam się szybko uspokoił. Zdał sobie bowiem sprawę, że mogło mieć miejsce kolejne włamanie do piwnicy i funkcjonariusze po prostu chcą go przesłuchać jako jednego z lokatorów.

W wyznaczonym dniu, w środę o godz. 9:00 rano, Pan Franciszek stawił się na komisariacie. Okazało się, że interesującą go sprawę będzie prowadził młody aspirant Borowiak. Mężczyzna ten był zupełnie przeciętny. Nie wyglądał ani na wątłego, ani szczególnie silnego. Nie miał twarzy ani inteligentnej, ani jakoś szczególnie głupiej. Wypowiadał się też w sposób prosty i urzędowy, a zaczął od słów:

– Panie Franciszku, Pan nie wie, dlaczego Pana wezwaliśmy?

– Tak, ale to z pewnością kolejne włamanie do piwnicy, prawda?

– Oh nie, tym razem sprawa jest bardziej poważna. I obawiam się, ale proszę się nie niepokoić, że dotyczy bezpośrednio Pana osoby.

– Mnie?! – podniósł głos zdziwiony Pan Franciszek.

– Tak, tak, Pana. Ale jak mówiłem, nie ma powodów do niepokoju. Zadam Panu zaledwie kilka pytań.

– Dobrze… w końcu niczego złego nie zrobiłem, to i co może mi grozić?

– Wiem, że to pytanie może wydawać się Panu nieco osobliwe, ale… czy Pan wypowiada się czasem w Internecie?

– No wie Pan… Tak. Nie jakoś szczególnie często, ale zdarza mi się coś napisać w komentarzu czy zostawić jakąś opinię. Przecież wszyscy tak robią!

Aspirant przytomnie zauważył, że „nie wszyscy…”, szybkim ruchem wyjął z akt zadrukowaną kartkę i podał ją Panu Franciszkowi. Ten zorientował się, że to rzeczywiście jest jego wpis pod artykułem, którego tytuł głosił: „Naukowcy zmienili zdanie na temat wieku Ziemi”. Na okazanym mu wydruku wyróżniono jego komentarz: „A tam naukowcy. Kto by się nimi przejmował! Kogo normalnego obchodzi, ile Ziemia ma lat, jak tutaj inflacja szaleje!”.

– Rzeczywiście, to mój wpis. Ale czy takich rzeczy, sam Pan rozumie, poniekąd z przymrużeniem oka, pisać nie można?

– Ależ Panie Franciszku! Nauka to jest poważna sprawa, z niej sobie żartów robić nie wolno!

– Mimo wszystko, czy to jest jakieś przestępstwo?

– Wie Pan, Panie Franciszku. Myśmy trochę zmienili model postępowania. Już nie ma jako takich przestępstw, a przynajmniej takiej konstrukcji, do jakiej się Pan przyzwyczaił. My po prostu uważnie słuchamy tego, co mówią ministrowie i różne instytutu naukowe, a kiedy jakieś zachowanie uznamy za szkodliwe dla społeczeństwa, to reagujemy.

– Ależ co Pan mówi!? To się kłóci ze wszystkim, czego mnie uczono w szkole. Gdzie wolność słowa, domniemanie niewinności. Gdzie zasada, że nie ma przestępstwa bez ustawy?

– Oh! Panie Franciszku! Pan jest już emerytem, nie rozumie Pan najwyraźniej potrzeb nowoczesnego społeczeństwa. My musimy działać szybko, na bieżąco aplikować najnowsze odkrycia nauki. Nie ma czasu na jałowe dyskusje, parlamentarną hucpę, opór i ludzką ignorancję albo reakcyjne pamflety! Czy nie pamięta Pan, gdzie Polaków zaprowadziło sarmackie rozpasanie i liberum veto?!

– Z całym szacunkiem, Panie aspirancie, ale ja jednak protestuję. Oprócz nauki są w życiu jeszcze inne wartości…

– Panie Franciszku! Że też ziemia się pod Panem nie zapadła! Co może być ważniejsze od nauki!?

– Są różne wartości etyczne, odmienne oceny ryzyka, jest poezja, literatura, teatr, jest w końcu filozofia, wolność i miłość…

– Panie Franciszku. Czy Pan jest poważny? Ja mówię Panu o naukowych odkryciach, a Pan coś o miłosnych wierszykach?!

– Ale kiedy ta nauka naprawdę się zmienia i żadnej absolutnej prawdy nie objawia! Czy nie mogę sobie nadal uważać, że Pluton jest planetą? Do 1930 r. Pluton nie był planetą, a nawet nie istniał, później do 2006 r. już był, a teraz znowu nie jest. Mnie się ten poprzedni pogląd zwyczajnie bardziej podobał i ja go sobie będę głosił, ile będę chciał! I w końcu, co jest niby naukowego w stosowaniu przymusu i w tym Pańskim całym tu przesłuchaniu policyjnym?

– Panie Franciszku, Pan nic nie rozumie. Jakby tak każdy mógł sobie sądzić i mówić co chce, to jakby miało społeczeństwo funkcjonować? Czy Pan nie rozumie, że to co Pan mówi jest zwyczajnie niebezpieczne?

– Jakim sposobem to ma być niebezpieczne, jeśli jedni będą sobie uważali Plutona nadal za planetę, a inni za jakiegoś karła? I czy naprawdę za poglądy anty-plutonistyczne mamy zaraz wszczynać śledztwa?

– Pan wyczerpuje moją cierpliwość i sobie drwi z poważnych spraw, Panie Franciszku.

– Dobrze, to jeśli nawet to moje zachowanie jest w jakiś sposób niewłaściwe, ale nie jest przestępstwem, to w takim razie nie grozi mi żadna kara, czyż nie?

– Kara w takim rozumieniu, do jakiego Pan się przyzwyczaił, rzeczywiście Panu nie grozi. Proszę się wszelako nie cieszyć, bo już telefonowałem do Pańskiego banku i na podstawie ich nowej polityki odpowiedzialności społecznej zobowiązali się wypowiedzieć Panu umowę o prowadzenie rachunku.

I rzeczywiście. Pan Franciszek szybko uruchomił swój telefon komórkowy, a w skrzynce odnalazł wiadomość. Z deklarowaną, najwyraźniej tylko formalnie, przykrością dyrektor oddziału zawiadamiał go, że w związku z wdrożoną nową polityką odpowiedzialności społecznej są zmuszeni wypowiedzieć klientowi umowę rachunku bankowego bez zachowania okresu wypowiedzenia.

– Ale jak to tak, przecież to bezprawie!?

– Nie, Panie Franciszku, wszystko jest w zgodzie z prawem. Taką Pan podpisał umowę, a instytucje unijne zobowiązały banki do większej uważności społecznej. Ba! Byliśmy zaskoczeni, że wdrożyli oni nowe zasady z większą jeszcze skrupulatnością, niż my od nich oczekiwaliśmy! Nawet zaproponowali dalej idące poprawki.

W tym miejscu Pan Franciszek poprosił mnie, abyśmy przerwali rozmowę. Wyjaśnił, że od czasu tamtego przesłuchania stał się bardziej zalękniony. Teraz usłyszał, że ktoś najwyraźniej kręci się pod drzwiami i chciał to sprawdzić.

Sprawa Pana Franciszka bardzo mnie jednak przejęła i na pewno będę do niej wracał. Przy okazji chciałem dodać Panu Franciszkowi otuchy i życzyć mu wszystkiego najlepszego. Przecież 3 lipca minęła ważna dla niego rocznica.

Michał Góra

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Michał Góra
Michał Góra
Zawodowo prawnik i urzędnik, ale hobbystycznie gitarzysta i felietonista. Zwolennik deregulacji, ale nie bezprawia. Relatywista i anarchista metodologiczny, ale propagator umiarkowanie konserwatywnej polityki społecznej.

INNE Z TEJ KATEGORII

Ceny paliwa i zbita szyba

Państwo nie jest firmą, która ma na podatnikach zarabiać, a pieniądze zatrzymane przez obywateli w kieszeniach nie są żadnym kosztem, ale przeciwnie – to korzyść. Obywatele wydadzą je bowiem na rzeczy bardziej im potrzebne. To sytuacja pokazana przez Frédérika Bastiata w przypowieści o zbitej szybie z „Co widać i czego nie widać”.
5 MIN CZYTANIA

Reklama, a może kryptoreklama

Dużo wody upłynęło od mojego ostatniego narzekania na rodzime przepisy dotyczące ochrony konkurencji i konsumentów, a w zasadzie na politykę organu odpowiedzialnego za te dwa zagadnienia. Temat ten tylko z pozoru wydaje się poboczny, niezwiązany z najważniejszym pod względem prawnym i ekonomicznym wydarzeniem nadchodzących tygodni, czyli wyborami.
6 MIN CZYTANIA

Początek końca, czy początku?

Wiadomo, że jak jest rozkaz, żeby chwalić, to trzeba chwalić – ale trzeba uważać, żeby nie przechwalić – bo jak się przechwali, to pochwała zaczyna przypominać swoje przeciwieństwo. Wiedzą coś o tym nie tylko w Rumunii.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Niesprawne państwo? To nie rosyjska dezinformacja, to rzeczywistość

Brzmi to jak wątek humorystyczny, ale w tej historii jest też coś złowieszczego. Wystrzelony granatnik, prawie rozbity policyjny helikopter i tym podobne sprawy to nie są wymysły rosyjskiej propagandy. Nierzadko to po prostu przejaw bylejakości, jaką mamy zapisaną w genach.
2 MIN CZYTANIA

Mainstream jaki jest, każdy widzi

Przez ostatnie kilka lat dało się słyszeć krytykę pewnych zjawisk lub postaw wyłącznie z tego względu, że „nie są mainstreamowe”. Na rudymentarnym poziomie łatwo zresztą zrozumieć, skąd się ta pochwała mainstreamu bierze. „Alternatywna” medycyna to po prostu nie jest medycyna. Kreacjonizm nie jest żadną współmierną alternatywą dla teorii ewolucji. Przykłady takie można mnożyć.
3 MIN CZYTANIA

Fakty nie zawsze są najważniejsze, czyli w obronie zgniłego relatywizmu

Obserwując dyskusje pojawiające się w sferze publicznej, da się zauważyć co najmniej deklarowaną niechęć do różnych rodzajów relatywizmu w życiu społecznym. Równą nienawiścią pałają do niego naukowcy i akademiccy filozofowie, jak religijni przywódcy i fundamentaliści. Skoro wszyscy oni poświęcają swoje życie odkrywaniu lub obwieszczaniu „prawd”, to rzeczywiście niezwykle musi ich irytować to, że ktoś śmie kwestionować istnienie lub możliwość jednoznacznego poznania czegokolwiek (albo przynajmniej części rzeczy).
8 MIN CZYTANIA