Kłopoty rynku zbóż zaognia trudna sytuacja w transporcie morskim związana z blokowaniem ukraińskich portów przez rosyjskiego okupanta. Zniszczona została także infrastruktura portowa, a wiele statków ze zbożem padło łupem Rosjan.
Faktycznie bez przeszkód – o ile w czasie wojny można użyć takiego określenia – funkcjonują tylko trzy ukraińskie porty, które są kluczowe dla transportu tamtejszego zboża, w większości przeznaczonego na eksport. Ukraińcy podnoszą, że obecnie prawie nie istnieje możliwość eksportu podstawowych ładunków, takich jak właśnie zboża. W związku z tym zachodzi potrzeba przekierowania przepływów towarowych przez międzynarodowe przejścia kolejowe Ukrainy do RP, Słowacji, Rumunii, Węgier i dalej do Europy Zachodniej. To jednak zajmuje sporo czasu i chłonie niemałe koszty.
Dodatkowo szacunki dotyczące najbliższych zbiorów zbóż na Ukrainie są zatrważające. Zagrożone są zasiewy, ale także i zbiory. Kijów szacuje, że w tym roku zbiory pszenicy skurczą się o 54 proc., jęczmienia o 51 proc., kukurydzy o 56 proc., owsa o 46 proc., prosa o 61 proc., grochu o 64 proc., słonecznika o 45 proc., soi o 23 proc, a rzepaku o 19 proc. Musi znaleźć to odzwierciedlenie w sytuacji na rynku zbóż także poza granicami Ukrainy.
Głównymi odbiorcami zbóż z terenów Ukrainy są państwa Dalekiego Wschodu oraz Afryki Północnej. Tylko w roku 2020 ukraińskie dostawy odpowiadały za – odpowiednio – 55 proc. oraz 41 proc. łącznego eksportu zbóż do tamtych regionów świata. Dziś Ukraina nie jest w stanie dostarczać zakontraktowanego zboża, co w niedalekiej przyszłości doprowadzić może do niemałej katastrofy.
Handel zbożem w Polsce stoi
W Polsce sytuacja na rynku zbóż określana jest w ostatnim czasie jednym słowem: niepewność. Takie nastroje towarzyszą polskim rolnikom jeszcze od czasu sprzed rosyjskiej inwazji. Wszystko za sprawą cen, które w tym roku osiągały niespotykane od lat poziomy. W związku z tym jednak – co dodatkowo kumulują utrudnione ukraińskie dostawy – rolnicy wciąż czekają na najlepszy moment i nie chcą sprzedawać zmagazynowanego zboża. Dziś zdarzają się dni pewnego ożywienia, ale mają one raczej charakter sinusoidalny i przeplatane są kolejnymi spadkami poziomu sprzedaży. Trudno się dziwić, skoro ceny na giełdach w ostatnich dniach kolejny raz wzrosły.
Jeśli rolnicy już sprzedają, to raczej niewielkie partie towaru. Nie mają też noża na gardle i zdecydowanie wolą poczekać ze sprzedażą, licząc na kolejne podwyżki na giełdach.
Zboża będzie mniej
Rosjanie w ostatnich dniach zintensyfikowali ostrzał magazynów zbożowych na Ukrainie, co skutecznie uszczupla tamtejsze zapasy. Władze Kijowa twierdzą, że poczyniły stosowne dodatkowe zapasy, ale handlowcy zdają się nie do końca wierzyć w te zapewnienia. Niszczone zasiewy oraz potencjalne utrudnienia w przeprowadzeniu zbiorów mogą sprawić, że na rynku pojawi się mniej ziarna. To jednak nie koniec.
Rolnicy poważnie zastanawiają się nad sensem dalszego tak ochoczego stawiania na produkcję zbóż. Wiąże się to z problemem, z którym borykają się oni od kilku miesięcy – cenami nawozów. Nie pomagają zapewnienia kolejnych rządów, które zapowiadają pomoc. Rolnicy potrafią liczyć i wiedzą, że żadne dopłaty i rekompensaty nie zmienią cen nawozów, które są dziś kilkakrotnie wyższe niż jeszcze przed rokiem. To skutecznie zniechęca do zwiększenia areału upraw.
Czy ukraińska kukurydza będzie problemem?
W związku z utrudnieniami w transporcie morskim spore partie zboża przekraczają zachodnie granice Ukrainy. Tym samym do Polski docierają znaczne partie kukurydzy, która już niedługo stanowić może dla polskich rolników niemały kłopot. Wszystko przez ceny, które wahają się między 290 a 320 dolarów za tonę. Niska cena skutecznie zachęca wytwórnie pasz do skupowania właśnie ukraińskiej kukurydzy kosztem… polskiej. O ile obecnie powolna odprawa celna i znaczące niebezpieczeństwo także na obszarach przygranicznych nieco zniechęcają ukraińskich dostawców, o tyle w przyszłości kukurydza z Ukrainy może dla polskich rolników być już niemałym problemem.