fbpx
czwartek, 2 maja, 2024
Strona głównaFelietonTeologia ekologiczna, czyli nieuchronny recykling

Teologia ekologiczna, czyli nieuchronny recykling

Wygląda na to, że mamy przynajmniej dwa nowe grzechy: jeden „osobisty”, drugi „strukturalny”. Mniejsza już o ten „strukturalny”, bo znacznie ciekawszy wydaje się ten pierwszy. Myślę, że powinniśmy podążyć tropem „śladu węglowego”, który może być duży albo mały, co pozwala nam na rozróżnienie między grzechami ciężkimi i lekkimi.

Co tu ukrywać, kiedy tego dłużej ukrywać się nie da? Wbrew opiniom antysemitników, jakoby najlepsze głowy do interesów mieli Żydowie, w tej dziedzinie panuje ostra konkurencja. Ona zresztą pojawiła się już dawno; Melchior Wańkowicz w jednej ze swoich książek pisze, że „Żydzi na Lewancie mówili mu, że w porównaniu z takim, dajmy na to, Ormianinem, Żyd to jest głupi goj”. Znaczy – Ormianie do interesów mają lepsze głowy niż Żydzi. Coś może być na rzeczy, bo tenże Wańkowicz w książce „Królik i oceany”, będącej zbiorem reportaży z podróży po Ameryce na przełomie lat 50. i 60., opisuje wizytę w restauracji George’a Mardikiana, wielkiej sławy kulinarnej, który na początek poczęstował go zupą – jak się okazało – z najtańszych małży zalegających zatokę. „O chytry Ormiaszka – pisze Wańkowicz – a to zakpił sobie ze mnie!”. Ale Ormianie to chyba jeszcze nic w porównaniu z Arabami.

Nawiasem mówiąc, kiedyś Arabowie owocnie z Żydami współpracowali, co prawda pośrednio, niemniej jednak. Mam na myśli handel murzyńskimi niewolnikami. Jeśli chodzi o Żydów, to – jak pisze Jakub Attali, zresztą też Żyd, w swojej książce „Żydzi, świat, pieniądze”, cytując list gubernarora Recife do króla – Żydzi opanowali handel niewolnikami do tego stopnia, że w święta żydowskie w ogóle nie odbywają się licytacje. Rolą Żydów było stworzenie dla handlu niewolnikami inżynierii finansowej; trzeba było zainwestować w budowę albo adaptację statków, zamustrowanie załogi, zakup żywności dla załogi i „towaru”, który też trzeba było kupić – i na tym właśnie wyrosły fortuny żydowskich domów bankowych, m.in. Rotschildów. Arabowie z kolei zajmowali się łowieniem Murzynów w głębi Afryki, gdzie biali kapitanowie się nie zapuszczali, tylko czekali na wybrzeżu na przybywające z głębi lądu kolumny.

Kiedy byłem na winobraniu we Francji, zobaczyłem, na czym polega atawizm. Naszymi brygadzistami byli dwaj Marokańczycy. Któregoś dnia patron zatrudnił Senegalczyków, studentów z Paryża. Kiedy przybyliśmy na winnicę i rozpocząłem pracę jako „porteur”, czyli noszący winogrona od poszczególnych wandanżerów do zbiornika na traktorze, zobaczyłem rzecz osobliwą. Ruchy naszych Marokańczyków nabrały nagle kociej sprężystości, co sprawiało wrażenie, jakby tę grupę Murzynów oganiali. Ci z kolei reagowali na to rosnącym zdenerwowaniem i chociaż nie padło żadne słowo, to po pół godzinie doszło do awantury, prawie mordobicia, po czym Senegalczycy zeszli z pola i tyle ich widzieliśmy. A przecież nasi Marokańczycy nigdy w żadnych łowach na Murzynów nie uczestniczyli, zaś Senegalczycy byli studentami z Paryża – a jednak.

Teraz Arabowie z Żydami wojują, jeśli można tak nazwać operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy – ale niezależnie od tego to właśnie oni najbardziej skorzystali na wynalezieniu silnika spalinowego. Okazało się bowiem, że pod zamieszkałą przez nich ziemią jest morze ropy naftowej, dzięki czemu na Arabów spadł deszcz złota. Wśród nich najpoważniejszym graczem jest Arabia Saudyjska, ale Emiraty Arabskie też nieźle sobie radzą, między innymi Dubaj. Dochody z ropy przeznacza na inwestowanie w nowe gałęzie gospodarki, m.in. w turystykę i organizowanie rozmaitych konferencji. Właśnie trwa tam konferencja w sprawie walki z klimatem, która ma się zakończyć 12 grudnia. W tej konferencji uczestniczy wielu Umiłowanych Przywódców – chociaż nie wszyscy – m.in. z powodu przeziębienia nie uczestniczy w niej papież Franciszek, który jednak przysłał organizatorom tekst swego przesłania pełnego treści teologicznych.

Przede wszystkim papież Franciszek uważa walkę z klimatem za „problem społeczny”, co oznacza, iż jest zwolennikiem fałszywej tezy o antropogenicznych, czyli wynikających z działalności człowieka przyczynach zmian klimatycznych – co zresztą expressis verbis potwierdził. Ta fałszywa teza jest wspierana przez skorumpowanych ekspertów, gotowych za pieniądze udowodnić cokolwiek, a tak naprawdę służy do tresury miliardów ludzi przez promotorów nowego ładu światowego, którego elementem jest również depopulacja globu. Jak twierdzi prof. Paul Erhlich z Pensylwanii, zaproszony przed kilkoma laty przez Papieską Akademię Nauk na sympozjon zatytułowane „Przeciw zagładzie”, liczbę ludzi na świecie trzeba zredukować najwyżej do 1 miliarda. Nietrudno się domyślić, że ten miliard, który trzeba zostawić, to po to, by było komu pożyczać pieniądze na wysoki procent. W tym celu Umiłowani Przywódcy, którzy przed promotorami nowego światowego ładu skaczą z gałęzi na gałąź, na takich sympozjonach obmyślają różne sposoby, mające doprowadzić do tego celu bez niepotrzebnego płoszenia przeznaczonych do zredukowania, podczas gdy Jego Świątobliwość najwyraźniej postanowił wesprzeć ich wysiłki na odcinku teologicznym. Okazuje się bowiem, że dewastacja środowiska  jest „wykroczeniem przeciwko Bogu”, to znaczy – nie tylko „grzechem osobistym”, ale również „strukturalnym”, który „spada na istoty ludzkie”. Słowem – jest to coś w rodzaju grzechu pierworodnego. Wprawdzie werbalnie sprzeciwił się inżynierii społecznej w postaci ograniczania liczby urodzeń, ale jednocześnie wyraził nadzieję, że ten szczyt klimatyczny będzie „punktem zwrotnym”, w którym objawi się „wola transformacji ekologicznej”, realizowanej metodami, które byłyby „skuteczne, wiążące i łatwo monitorowalne”.

Mamy więc przynajmniej dwa nowe grzechy: jeden „osobisty”, a drugi – „strukturalny”. Mniejsza już o ten “strukturalny”, bo znacznie ciekawszy wydaje się ten pierwszy. Myślę, że powinniśmy podążyć tropem „śladu węglowego”, który jednak może być duży albo mały, co pozwala nam na rozróżnienie między grzechami ciężkimi i lekkimi. Jak wiadomo, samochody z silnikiem Diesla wytwarzają większy ślad węglowy niż samochody z silnikiem benzynowym, podobnie jak większy ślad węglowy pozostawiają za sobą samochody stare niż nowe. Bezgrzeszne w tej sytuacji wydają się samochody elektryczne – ale na ich kupno stać raczej ludzi bogatych, bo ubożsi muszą zadowolić się samochodami starszymi, w dodatku – z silnikiem Diesla. Jest rzeczą oczywistą, że powinni się z tego spowiadać, chociaż trudno w tej chwili przewidzieć, jaką pokutę zadadzą spowiednicy takim penitentom przy absolucji. Możliwe że w tej sytuacji zainteresowanie posiadaniem samochodu wśród ludzi wierzących spadnie do zera, ale to z kolei odbije się na budżetach poszczególnych państw, uzależnionych – jak wiemy – nie tylko od podatku akcyzowego, ale różnych przymusowych świadczeń obciążających właścicieli aut. Skąd w tej sytuacji pozyskają one środki – ot, choćby na organizowanie takich szczytów klimatycznych, których uczestnicy byle czego przecież nie zjedzą ani nie wypiją?

Ale – chociaż tresura i represje na tym odcinku mogą być bardzo dotkliwe dla milionów ludzi – takie działania nie rozwiążą problemu. Obawiam się, że prędzej, czy później będziemy musieli zmierzyć się z koniecznością drastycznej redukcji populacji światowej, więc dobrze byłoby już teraz pomyśleć o przeprowadzeniu tej operacji przy pomocy metod przyjaznych dla środowiska. Na szczęście jeszcze w XX wieku został przeprowadzony program pilotażowy, którego rezultaty wydają się zachęcające. Oto podczas kolektywizacji w ZSRR pewien kontyngent „kułaków” został wywieziony na Wyspę Zajęczą na Oceanie Lodowatym i tam zostawiony. Po roku przybyła inspekcja nie zastała tam już nikogo żywego, a tylko kości, dokładnie oczyszczone przez morskie ptaki. Taki recykling absolutnie środowisku nie szkodzi, więc wymagałoby to tylko wyznaczenia przez państwa leżące nad Oceanem Lodowatym: Rosję, Stany Zjednoczone i Kanadę stosownych wysp i ratowanie planety można zaczynać. Stoimy zatem przed alternatywą: albo recykling, albo uznanie, że teza o antropogenicznych przyczynach zmian klimatycznych jest fałszywa. Ale na to się chyba nie zanosi, więc recykling wydaje się nieuchronny.

Stanisław Michalkiewicz

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz
Jeden z najlepszych współczesnych polskich publicystów, przez wielu czytelników uznawany za „najostrzejsze pióro III RP”. Prawnik, nauczyciel akademicki, a swego czasu również polityk. Współzałożyciel i w latach 1997–1999 prezes Unii Polityki Realnej. Jego blog wygrał wyróżnienie Blog Bloggerów w konkursie Blog Roku 2008 organizowanym przez onet.pl. Autor kilkudziesięciu pozycji książkowych, niezwykle popularnego kanału na YT oraz kilku wywiadów-rzek. Współpracował z kilkudziesięcioma tytułami prasowymi, kilkoma rozgłośniami radiowymi i stacjami TV.

INNE Z TEJ KATEGORII

Pluszowy krzyż polskich liberałów i libertarian

Rozmowa z innym pozwala docenić to, co mamy. Szczególnie wtedy, kiedy ten inny jest tak naprawdę bardzo do nas podobny. Na przykład jest libertarianinem z Białorusi.
5 MIN CZYTANIA

Rocznica członkostwa w Unii

1 maja mija 20 lat, odkąd Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. Niestety w polskiej przestrzeni publicznej krąży wiele mitów i półprawd na ten temat. Dlatego właśnie napisałem i wydałem książkę „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”.
4 MIN CZYTANIA

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

Piosenka jest dobra na wszystko

„Kto przeżyje, wolnym będzie, kto umiera – wolny już” – głosi kultowa piosenka Wojska Polskiego, czyli naszej niezwyciężonej armii, pod tyułem „Warszawianka”. To z pozoru bardzo optymistyczne przesłanie, bo niby wszyscy będą wolni, bez względu na to, czy przeżyją, czy nie, ale z drugiej strony pokazuje, że nie ma żadnej różnicy między tym, który przeżyje, a nieboszczykiem – co wcale nie musi być aż takie radosne.
5 MIN CZYTANIA