„Gorsze światy” to zbiór opowiadań, w jednym z nich czytam taki fragment:
Bezrobocie jest nieuchronną konsekwencją technologicznego postępu. „Bezrobocie” złe, „postęp” dobry, trudno się w tym połapać, skoro jedno wynika z drugiego. Ale jeśli szczęściarz, który znajduje jeszcze zatrudnienie w Wytwórniach, może wyprodukować w ciągu godziny pełnokalorycznego żarcia dla miliona ludzi, płyt kompaktowych dla stu tysięcy, a DVD dla co najmniej dziesięciu, to rzeczywiście trudno marzyć o pełnym zatrudnieniu.
Oczywiście, płyty kompaktowe i DVD to te elementy, które powinniśmy odfiltrować i nadać im łatkę anachronizmów wynikających z tego, że przyszłość zawsze ubieramy w dekoracje, jakie znamy sami najlepiej – widać to w wielu dziełach science-fiction, nawet u Stanisława Lema, gdzie na statkach kosmicznych zdarzają się pomieszczenia do składowania i przeglądania papierowych map. Produkcja dzieł kultury jednak wyraźnie przyśpieszyła i Cezary Michalski słusznie ją przewidział. Po prostu zamiast płyt mamy streaming.
Niedawno obejrzałem, potrzebowałem na to aż półtora popołudnia, drugi sezon serialu „Cień i kość” i właściwie to nie wiem, dlaczego zrobiłem sobie aż taką krzywdę. Opowieść o toksycznym byłym i wychodzeniu spod jego wpływu, generyczna do kwadratu, przydaje mi się jednak po to, aby na jej podstawie napisać jakieś półtorej akapitu w felietonie (co niniejszym robię). Ale też przydała się do czegoś więcej, eksperymentowania z ChatGPT.
Świetnie odnajduje się on w generowaniu, jakżeby inaczej, generycznych fabuł książek i seriali dla młodych dorosłych. Gładko żongluje problematyką aktualną dla późnego liceum i zakłada na nią szaty czy to opowieści ze światów steampunkowych, fantasy, czy jakichkolwiek innych. Jeden człowiek, stosując odpowiednie prompty, może dziś stworzyć zarysy dziesiątek powieści w jeden dzień. Pewnie nawet ich setek. Uzyskując od ChatGPT opisy fabuły wraz z ich węzłowymi wydarzeniami, można następnie generować całe rozdziały, już rozpisane w ten sposób, aby wymagały niewielkiej, może z czasem żadnej, ingerencji człowieka, który poprawi czy podrasuje je tu i tam. W ten sposób pozyskujemy treści, jakie oszczędzają pracę w podobno przecież kreatywnym zawodzie autora.
Rozwój technologii każe mi myśleć, że już wkrótce na podstawie takich napisanych przez maszynę powieści uda się też tworzyć seriale. Wyobrażam to sobie w ten sposób, że upload powieści napisanej przez ChatGPT do kolejnego generatora, tym razem ruchomych obrazów, da coś na kształt kolejnego serialu pokroju „Cień i kość”. Jasne, wielu z nas widziało już jakże nieudolne próby takich animacji, przede wszystkim spoczwarniały wizerunek Willa Smitha jedzącego makaron. Ale kilka lat temu też nikt nie myślał o Midjourney jako czymś zdolnym do tworzenia treści estetycznych.
To samo czeka wszystkie popularne gatunki. Tam, gdzie mamy jako rdzeń podróż bohatera, tam dostaniemy jego tysiąc pierwszą, tysiąc drugą, tysiąc trzecią i kolejną twarz o rysach nadanych mu przez nieludzki generator treści. Pojawi się też gigantyczny postęp w kulturze remiksu, bo generowanie umożliwi przeróżne połączenia. Dlaczego na przykład bohaterowie „Ogniem i mieczem” mieliby nie zostać załogą kolejnego sezonu „Star Trek”? W drugą stronę też byłoby to możliwe. Technologia pozwoli na to, aby Jean Luc Picard, przebrany za polskiego szlachcica, bronił Zbaraża.
Oczywiście, cały czas myślę pismem, tak zostałem uwarunkowany, seriale to przecież tylko przedłużenie tego, co tak pięknie kwitło w XIX wieku jeszcze jako powieść i powieść w odcinkach. Na pewno inni opisaliby takie pomysły, które mnie nie przychodzą na myśl. Na pewno jednak jakimś punktem stycznym pomiędzy takimi rozważaniami mógłby być wiek XIX z jego twórczą destrukcją na cały etat. Wtedy to zmiatane były całe branże i kto wie, ilu ludzkich showrunnerów będziemy potrzebowali za 20, 30, 50 lat. Okazuje się bowiem, że jak zwykle najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy i które kiedyś słyszeliśmy. Większość treści, jakimi karmimy się przez nasze życia, to przebieranki kilku motywów. Moglibyśmy opowiedzieć historię Luka Skywalkera chrześcijaninowi urodzonemu w pierwszym wieku naszej ery i on by ją doskonale zrozumiał. Tak samo jak my rozumiemy przesłanie opowieści o Jezusie. Kolejnych Luków Skylewalkerów można teraz pisać szybciej. Do generowania nie są potrzebni ludzie. Wystarczą maszyny.
Co prowadzi mnie do dwóch wniosków. Pierwszy jest taki, że ponownie twórcą okazuje się być odbiorca, nie ten, kto podpisał się pod dziełem. Kiedy obejrzę pierwszy serial stworzony przez generator seriali i dostrzegę w nim coś swojego, jakoś sklejonego z moimi osobistymi doświadczeniami czy uczuciami – to będzie to moje. Drugi jest inny i ma naturę klasową. Cały ten felieton obraca się w imaginarium tekstów kultury popularnej, najchętniej konsumowanych przez klasę średnią, bo to biurowi wykonawcy rutynowych czynności są klientami streamingów w największym zakresie, dla nich też atrakcyjne są opowieści i powieści popularne, uszyte dla problemów i wyzwań, z jakimi się mierzą. Oni też zdają się być najłatwiejsi do zastąpienia przez maszynowych nie tylko twórców powieści i seriali, ale też tłumaczeń, opinii, gloss, wyciągów, notatek prasowych i treści na social media. Jednocześnie niektórzy ludzie obecnie wykonujący prace, jakie może wykonać kalkulator, po prostu do perfekcji opanują jego obsługę i staną się pierwszym pokoleniem przedstawicieli zawodów, o jakich jeszcze nie myślimy.
Odporność na kulturę generatorów, nie wiem, czy zawsze, ale przynajmniej przez jakiś czas, wykażą moim zdaniem pozostałe klasy, wyższa i ludowa. Ta pierwsza przez sympatię do eksperymentu, nowości, poszukiwania, ta druga przez czasami życie w jeszcze technologicznym wczoraj i swoje związki z pracami manualnymi.
Marcin Chmielowski
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy