Ale skoro sam pan red. Michnik uznał za stosowne podzielić się z nami swoim spostrzeżeniem, to znaczy, że on też musiał stęsknić się za „słoneczkiem”. Piszę, że „też”, bo sprawa dotyczy nie tylko, a może nawet nie tyle jego, co bardzo wielu kobiet w Polsce. Wynika to między innymi z komunikatu przekazanego przez wspomniany Judenrat, że w ostatnim roku liczba zgonów prawie dwukrotnie przewyższyła liczbę urodzeń w naszym bantustanie. Jeśli przypomnimy sobie wcześniejsze komunikaty Judenratu, to bez trudu ustalimy przyczynę tego stanu rzeczy. Warto bowiem zwrócić uwagę, że w środowisku mikrocefali płci obojga, które tworzą środowisko „Gazety Wyborczej”, komunikaty Judenratu nie są traktowane wyłącznie jako informacje, ale również, a może nawet przede wszystkim – jako instrukcje – jak żyć. Gdyby tedy panu red. Michnikowi zepsuł się pewnego dnia telefon komórkowy, to byłaby prawdziwa tragedia: nie wiemy, co myślimy! A pamiętamy, jak to Judenrat produkował komunikaty, że „kobiety” w Polsce nie chcą i nie będą rodzić dzieci na złość znienawidzonemu Jarosławowi Kaczyńskiemu, który nie tylko odmawiał im pieniędzy na finansowanie zapłodnienia w szklance, ale w dodatku sprzeciwiał się wyskrobywaniu tego, co się tam nazapładniało. Straszliwe katiusze, jakie stały się udziałem kobiet z tego powodu, zostały zilustrowane na przykładzie pani Joanny Parniewskiej, która miała w związku z tym nawet swoje pięć minut w Sejmie, dokąd zaprosiła ją Wielce Czcigodna Wanda Nowicka.
Ale 16 października Donald Tusk ogłosił, że wygrał wybory, więc nastawienie kobiet do dzieci powinno się zmienić. Teraz, na złość prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, każda kobieta powinna urodzić pięcioraczki, od czego katastrofa demograficzna powinna zostać zażegnana. Tymczasem Judenrat bije na alarm, że mamy dwa razy więcej zgonów niż urodzeń. No tak, ale odrabianie skutków w tej dziedzinie siłą rzeczy musi odbywać się wolniej, niż przywracanie praworządności. Nawet gdyby pan minister-pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz do każdej kobiety posłał swego osiłka, to i tak wynik pojawiłby się nie wcześniej niż po 9 miesiącach – i to nie od 16 października, ale dopiero od 13 grudnia, kiedy to vaginet Donalda Tuska został zaprzysiężony. W najlepszym tedy razie dopiero we wrześniu będziemy mogli ocenić, jak kobiety zareagowały na zmianę vaginetu. Być może na jesieni będziemy mieli gigantyczny wysyp dzieci, na podobieństwo grzybów – no i wtedy będzie to dowód, że kryzys demograficzny miał rzeczywiście przyczyny polityczne – albo, jeśli żadnego jesiennego wysypu dzieci nie będzie – że Judenrat mamił opinię publiczną fałszywymi komunikatami-instrukcjami.
Ale i to nie jest pewne, bo wszystko może rozstrzygnąć się w całkiem innych kategoriach. Nie mówię już o tym, że 11 stycznia Sąd Najwyższy ma wydać orzeczenie, czy wybory 15 października były ważne, czy nie – bowiem na wszelki wypadek Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu, odpowiadając na społeczne zamówienie ze strony BND, zawyrokował, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego w Warszawie nie jest żadnym sądem. Tedy już wiemy, z jakiego klucza będzie 11 stycznia ćwierkał premier Donald Tusk. Tymczasem jednak ożywił się pan prezydent Andrzej Duda, który wcześniej sprawiał wrażenie zaskoczonego przywracaniem praworządności metodą faktów dokonanych przy pomocy osiłków pana ministra-pułkownika Bartłomieja Sienkiewicza i tylko w listach do sezonowego pana marszałka Szymona Hołowni lamentował, że do życia publicznego wkrada się „anarchia”. Widocznie jednak ktoś go podkręcił, bo kiedy sejmowa większość rządowa wysmażyła „okołobudżetową” ustawę, w której rząd przyznał rządowej telewizji nie 2 – jak bywało poprzednio – ale 3 miliardy złotych, pan prezydent tę ustawę zawetował, a nawet – jak słychać – zamierza wystąpić z własnym projektem, w którym dla rządowej telewizji nie będzie ani grosza. Już z tego powodu rządowa większość w Sejmie tego prezydenckiego projektu chyba nie poprze, ale weta też nie obali, bo ma zaledwie 248 posłów, podczas gdy do obalenia weta potrzeba ich co najmniej 276.
W tej sytuacji pan prezydent może zacząć wciągać vaginet Donalda Tuska w pułapkę budżetową, bo konstytucja przewiduje, że jeśli od momentu złożenia projektu budżetu do Sejmu do przedstawienia go prezydentowi do podpisu upłynie więcej niż 4 miesiące, to prezydent może rozwiązać Sejm i rozpisać nowe wybory. W takiej sytuacji vaginet Donalda Tuska miałby znacznie krótszy żywot, niż by chciał – chyba, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu znowu odpowie na społeczne zamówienie ze strony BND i orzeknie, że pan Andrzej Duda nie jest żadnym prezydentem, że na tym stanowisku panuje wakat.
Jak tam będzie – o tym się wkrótce przekonamy – ale już teraz, w ramach myślenia pozytywnego, warto odnotować, że ta sytuacja, oprócz wskazanych tu plusów ujemnych, zawiera też plusy dodatnie, a konkretnie jeden. Wobec tego, że nie tylko Wysokie Strony Wojujące będą się nawzajem zaciągały przed trybunały i niezawisłe sądy oraz oskarżały przed prokuratorami, dla branży adwokackiej nadchodzą prawdziwe złote żniwa. Wyglądają one obiecująco, tym bardziej że Strony Wojujące nie będą liczyły się z pieniędzmi na honoraria i argumenty dla niezawisłych sądów, bo przecież nie będą płaciły ze swego, tylko – z podatkowego – więc w branży pojawi się wyjątkowa koniunktura. Doszło do tego, że z tego rozpędu oskarżona została przez delatorską organizację pod nazwą: Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych pani red. Monika Jaruzelska za to, że zaprosiła do programu posła Grzegorza Brauna i nie tylko go nie zgromiła, jak to ma w zwyczaju resortowa „Stokrotka”, czy też naśladująca ją w Polsacie pani red. Agnieszka Gozdyra, ale pozwoliła mu przedstawić swoje argumenty. Za to została oskarżona o szerzenie „mowy nienawiści”. Ponieważ pan minister Adam Bodnar przechodzi właśnie na ręczne sterowanie niezawisłymi sądami i niezależną prokuraturą, to nie ma rady; będzie i ona musiała zaangażować jakiegoś szczwanego obrońcę, bo w przeciwnym razie mogą posypać się piękne wyroki.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie