fbpx
sobota, 27 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonZdradzać patriotycznie i po bożemu

Zdradzać patriotycznie i po bożemu

Jeśli przyczyną przeforsowania w Sejmie ratyfikacji ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej była nadzieja na uzyskanie forsy z Funduszu Odbudowy, to już wiadomo, że nic z tego, bo Urszula von der Layen właśnie oświadczyła, że Polska nie dostanie ani centa. Słowem – cały pogrzeb  na nic! – pisze w najnowszym felietonie Stanisław Michalkiewicz.

W „Boskiej komedii” Dante opisuje, jak w swojej wędrówce po Piekle spotkał potępieńca,  który pożerał drugiego. Okazało się, że tym potępieńcem jest Ugolino, co to zjadł swoje dzieci, „by zachować im ojca”, w dodatku – podobno za ich przyzwoleniem: „Ojcze kochany, ulżyj swojej męce. Zjedz swoje dzieci; tyś nas ubrał w ciało. Tobie nas biednych rozebrać przystało”.

1 kwietnia 2008 roku Sejm uchwalił ustawę upoważniającą prezydenta Lecha Kaczyńskiego do ratyfikowania tzw. traktatu lizbońskiego podpisanego 13 grudnia 2007 roku w Lizbonie przez Donalda Tuska i Księcia-Małżonka, wtedy akurat wystruganego na ministra spraw zagranicznych. Traktat ten ustanawiał Unię Europejską jako odrębny podmiot prawa międzynarodowego, co oznaczało zupełnie inną sytuację dla państw członkowskich. Stanowiły one odtąd części składowe nowego państwa, czyli Unii Europejskiej, a wiadomo, że żadna część składowa jakiegokolwiek państwa nie jest niepodległa. Przeciwnie – podlega władzom państwa, którego część składową stanowi. Może mieć co najwyżej jakąś autonomię – ale to wszystko.

Osobną sprawą jest suwerenność. Jak wiadomo, oznacza ono, że państwo zachowuje zdolność samodzielnego decydowania o swoich sprawach. Ale suwerenność nie przez wszystkich w Polsce była ceniona. Na przykład podczas spędu pretensjonalnie nazwanego „Forum Dialogu” pan dr Andrzej Olechowski, stręcząc do Unii, powiedział, że jak się do niej przyłączymy, to będziemy mogli „współdecydować o naszych sprawach”. Najwyraźniej musiał uważać, że „współdecydowanie” jest lepsze od decydowania samodzielnego.

Jeśli chodzi o suwerenność, to jest jeszcze wyższy stopień tej zdolności, zwany mocarstwowością, Polega ona na tym, że mocarstwo decyduje nie tylko o własnych sprawach, ale w dodatku ustanawia prawa obowiązujące również poza jego formalnymi granicami. Traktat lizboński kwestię suwerenności rozwiązywał w sposób osobliwy. Z jednej strony ustanawiał zasadę przekazania, według której Unia Europejska miała tylko takie uprawnienia, jakie przekażą jej państwa członkowskie. Oznaczało to, że UE będzie suwerenna w zakresie kompetencji przekazanych, ale państwa członkowskie suwerenności nie stracą, bo to one będą decydowały, jakie kompetencje przekazać, a jakich nie.

Wydawałoby się tedy, że suwerenność w UE będzie podzielona, jak w systemie feudalnym. Władca był nominalnie właścicielem państwa, więc mógł pół królestwa oddać choćby Zenkowi Dreptakowi, który według Tadeusza Chyły był wybitnym naciągaczem („I łuk palcami chwycił w pół i ciach – i go naciągnął. Następnie czknął, dokończył chleb, poprawił zgrzebne gacie. Piękną kniaziównę wziął za łeb i zamknął się z nią w chacie…”) i tak obdarowany wasal, chociaż miał wobec swego suzerena rozmaite obowiązki, to w zarządzaniu lennem był suwerenny. Jeśli na terenie lenna były miasta, to one miały własne władze, własne sądy, a jeśli na terenie miasta był uniwersytet, to rządził się on własnymi prawami – czego resztki dotrwały do dnia dzisiejszego. No i taki słoń w menażerii, jak Kościół katolicki, który ma własne władze, własne prawa, własne sądy, które w średniowieczu były nawet autonomiczne względem państwowych. Słowem – suwerenność była podzielona i nic złego się nie działo.

Ale traktat lizboński ustanowił też zasadę lojalnej współpracy, która zasadę przekazania całkowicie unieważniała. Zasada ta bowiem stanowi, że państwo członkowskie musi powstrzymać się przed każdym działaniem, które mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej. Ponieważ chodzi o cele Unii, to jasne jest, że tylko władze UE są właściwe do oceniania, czy jakieś działanie mogłoby zagrozić ich urzeczywistnieniu, czy nie – niezależnie od zakresu kompetencji przekazanych. To osobliwe rozwiązanie wychodziło naprzeciw postanowieniom traktatu z Maastricht, który wszedł w życie w roku 1993, a który zmienił formułę funkcjonowania Wspólnot Europejskich – z formuły konfederacji, czyli związku państw, na formułę federacji, czyli państwa związkowego. I taki traktat prezydent Lech Kaczyński, na podstawie wspomnianego upoważnienia ustawowego, 10 października 2009 roku ratyfikował bez żadnych zastrzeżeń, amputując Polsce ogromny – właściwie do dzisiejszego dnia nie wiemy jak duży, bo co do tego trwają spory między Polską a Unią Europejską – kawał suwerenności.

Prawdopodobnie całość – bo w umowie koalicyjnej trzech partii tworzących aktualny rząd niemiecki program budowy europejskiego państwa federalnego jest wpisany expressis verbis.

Nie byłoby może powodu, by o tym wszystkim przypominać, ale musiałem to przypomnieć w związku z deklaracją Jarosława Kaczyńskiego na spotkaniu ze swoimi wyznawcami w Nysie. Powiedział on tam, że „musieliśmy ratyfikować traktat lizboński (…), jeśli chcieliśmy myśleć o perspektywie dojścia do władzy środowisk patriotycznych”. „Środowisk patriotycznych”, czyli PiS z satelitami, m.in. takimi, jak pobożny poseł Jarosław Gowin. Co prawda obóz zdrady i zaprzaństwa, zarówno podczas referendum w sprawie Anschlussu w 2003 roku, jak i w głosowaniu nad ustawą z 1 kwietnia 2008 roku, szedł z „patriotami” ręka w rękę, bez żadnej różnicy, ale widocznie Jarosław Kaczyński musi uważać, że to nie to samo. Co innego, gdy Polskę pozbawia suwerenności obóz zdrady i zaprzaństwa, a co innego, gdy Polskę pozbawia suwerenności obóz patriotyczny, kierując się pragnieniem dojścia do władzy. W takim wypadku cel uświęca środki, bo obóz zdrady i zaprzaństwa zaprzedałby Polskę byle jak, podczas gdy obóz „dobrej zmiany”, jeśli już Polskę zaprzedaje, to z pobudek patriotycznych i po bożemu. Słowem – jeśli nawet pożre własne dzieci, to nie z łakomstwa, tylko z miłości do nich – by zachować im ojca.

Pewnie dlatego Jarosław Kaczyński, przy pomocy klubu parlamentarnego lewicy, całkiem niedawno przeforsował w Sejmie ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, wyposażającej Komisję Europejską w dwie nowe kompetencje: zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii i nakładania „unijnych” podatków. Jest to kolejny milowy krok na drodze „pogłębiania integracji”, czyli przekształcania Unii Europejskiej w państwo federalne. Nawiasem mówiąc, jeśli przyczyną tego była nadzieja na uzyskanie forsy z Funduszu Odbudowy, to nic z tego, bo Urszula von der Layen właśnie oświadczyła, że Polska nie dostanie ani centa. Słowem – cały pogrzeb  na nic!

Ciekawe, że argumentacja przedstawiona przez Jarosława Kaczyńskiego w Nysie jest bardzo podobna do tej, jakiej używali Wanda Wasilewska, Bolesław Bierut, Edward Osóbka-Morawski, Władysław Gomułka, Zenon Kliszko, Edward Gierek, czy Wojciech Jaruzelski. Oni zdradzali Polskę z pobudek patriotycznych. Zenon Kliszko uważał nawet, że gdyby nie oni, to Polski w ogóle by nie było. Tak w każdym razie powiedział kiedyś Stefanowi Kisielewskiemu Co tu dużo gadać, mamy szczęście do patriotów, którzy się dla Polski poświęcają!

Stanisław Michalkiewicz

Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz
Jeden z najlepszych współczesnych polskich publicystów, przez wielu czytelników uznawany za „najostrzejsze pióro III RP”. Prawnik, nauczyciel akademicki, a swego czasu również polityk. Współzałożyciel i w latach 1997–1999 prezes Unii Polityki Realnej. Jego blog wygrał wyróżnienie Blog Bloggerów w konkursie Blog Roku 2008 organizowanym przez onet.pl. Autor kilkudziesięciu pozycji książkowych, niezwykle popularnego kanału na YT oraz kilku wywiadów-rzek. Współpracował z kilkudziesięcioma tytułami prasowymi, kilkoma rozgłośniami radiowymi i stacjami TV.

INNE Z TEJ KATEGORII

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

Piosenka jest dobra na wszystko

„Kto przeżyje, wolnym będzie, kto umiera – wolny już” – głosi kultowa piosenka Wojska Polskiego, czyli naszej niezwyciężonej armii, pod tyułem „Warszawianka”. To z pozoru bardzo optymistyczne przesłanie, bo niby wszyscy będą wolni, bez względu na to, czy przeżyją, czy nie, ale z drugiej strony pokazuje, że nie ma żadnej różnicy między tym, który przeżyje, a nieboszczykiem – co wcale nie musi być aż takie radosne.
5 MIN CZYTANIA