fbpx
wtorek, 19 marca, 2024
Strona głównaFelieton"Zostań w domu, chroń NFZ!". Wyobrażacie sobie skuteczność takiego hasła?

„Zostań w domu, chroń NFZ!”. Wyobrażacie sobie skuteczność takiego hasła?

Najwyraźniej bywa tak, że system publicznej ochrony zdrowia jest bardziej nieludzki niż jego krytycy - pisze w kolejnym felietonie Michał Góra.

Państwa europejskie próbowały różnych środków, aby przekonać ludność do przestrzegania zaostrzonych rygorów sanitarnych. Dzisiaj już prawie wszystkie sięgnęły do standardowego repertuaru – sporej dawki przymusu, stosowanego zresztą nierzadko na wątpliwych podstawach prawnych. Za pomocą zabiegów retorycznych, udało się przekonać część ludzi, że ci, którzy zauważają pewien problem z takim obchodzeniem się z otwartym społeczeństwem, są zupełnie niewartymi uwagi defetystami. Obok środków przymusowych rządy stosują jednak również „miękkie” metody w postaci różnego rodzaju kampanii edukacyjnych i informacyjnych.

Polacy w kilku kwestiach postanowili skopiować kiepskie wzorce, mianowicie brytyjskie. Pomijając to, że zaimportowaliśmy „brytyjską odmianę wirusa” – o której wiemy już, że może być bardziej zaraźliwa i wpłynąć na niższy wiek osób ciężko przechodzących chorobę – przejęliśmy także akcję „klaskania dla medyków”. W Wielkiej Brytanii odbywała się ona pod szyldem „clapping for the NHS”. Niektórzy złośliwie nazwali takie zachowania „rytuałami”. Najbardziej mimo wszystko popularnym hasłem, na tle którego prezentuje się angielski premier i jego ministrowie, stało się „Stay Home – Protect the NHS – Save Lives”. Abstrahując już od tego, że niektórych w tym domu spotkała niestety wzmożona przemoc i nadużycia, to przeniesienie podobnego hasła do Polski skończyłoby się zapewne fiaskiem.

Wyobrażacie sobie Państwo slogan: „Zostań w domu – chroń NFZ”? Wprawdzie National Health Service nie jest dosłownym odpowiednikiem Narodowego Funduszu Zdrowia, ale jest to najbliższe tłumaczenie kontekstowe. W 2012 r. Wprost relacjonował wyniki badania CBOS, z którego wynikało, że aż „85 proc. ankietowanych źle ocenia działalność Narodowego Funduszu Zdrowia”. Gdyby Polacy usłyszeli, że mają „chronić NFZ”, to prawdopodobnie zachowywaliby się dokładnie odwrotnie, niż chciał tego rząd. Co w sumie mogłoby im wyjść na dobre. Wydaje się bowiem, że lepiej niż na blankietowym „zostań w domu” wyszli Japończycy ze swoją racjonalną regułą trzech C (od angielskiego „closed” – zamknięty, bliski). Rekomendowano unikanie zamkniętych pomieszczeń, zatłoczonych przestrzeni oraz bliskiego kontaktu. Rzecz w tym, że utrwaliło się chyba w nauce i społeczeństwie przekonanie o nieskuteczności takich „miękkich” metod działania. Szkoda. Może za kilka lat będzie to przedmiotem bezstronnych badań z zakresu psychologii, behawiorystki i socjologii. Kilku „marginalnych” myśliciel pochyli się z kolei nad tym, jaki wpływ na funkcjonowanie wolnych, demokratycznych społeczeństw ma upowszechnione przekonanie, że skutek można osiągnąć tylko za pomocą dużej dawki przymusu i „pedagogiki strachu”.

Na koniec wróćmy jeszcze do wspomnianego NFZ. Kiedy zaczął się cały bałagan z epidemią, niektórzy mówili, że życie trzeba ratować za wszelką cenę. Z moralnego punktu widzenia mają rację, ale jedno jest pewne – dotychczas tak systemowo nie postępowaliśmy. Wprawdzie w ustępie pierwszym art. 68 Konstytucji RP przewidziano, że „każdy ma prawo do ochrony zdrowia”, jednakże kruczek tkwi w ustępie drugim tego przepisu: „Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa”. Co też w praktyce oznacza wspomniane „określenie w ustawie”? Choćby to, że w moim regionie trzeba było zorganizować prywatną zbiórkę pieniędzy na leczenie ciężko chorej osoby, ponieważ potrzebny jej lek „nie jest refundowany”. Zadecydował o tym arbitralnie jakiś urzędnik. I właściwie dlaczego miałbym nie wspominać o tym, że ze względu na rzadkość zasobów takie sytuacje zdarzały się i będą zdarzać w przyszłości? Najwyraźniej bywa tak, że system publicznej ochrony zdrowia jest bardziej nieludzki niż jego krytycy.

Michał Góra
Michał Góra
Zawodowo prawnik i urzędnik, ale hobbystycznie gitarzysta i felietonista. Zwolennik deregulacji, ale nie bezprawia. Relatywista i anarchista metodologiczny, ale propagator umiarkowanie konserwatywnej polityki społecznej.

INNE Z TEJ KATEGORII

Panika klimatystycznych naganiaczy

Obserwuję wzmożoną panikę po stronie klimatystycznych naganiaczy, wciskających nam bajki o wspaniałej, przynoszącej korzyści polityce klimatycznej UE. Przyczyny tej paniki i coraz bardziej agresywnych wpisów w mediach społecznościowych są trojakie.
5 MIN CZYTANIA

Czy jeszcze jesteśmy posiadaczami pieniądza?

Ludzkość od początku istnienia pieniądza traktowała władztwo nad środkiem płatniczym w kategoriach własnościowych. Z perspektywy kształtu systemów podatkowych obecnych czasów, szczególnie tego polskiego, zastanawiam się, czy nie dotknęła nas kolejna cicha rewolucja.
5 MIN CZYTANIA

Instynkt polityczny i samozachowawczy

Przeprowadzony niedawno sondaż pokazał, że około 60 proc. obywateli opowiada się za wysłaniem naszej niezwyciężonej armii na Ukrainę. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć, bo to by oznaczało, że ponad połowa społeczeństwa polskiego trwale utraciła instynkt polityczny, a w dodatku popadła w skłonności samobójcze.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

O pewności prawa i praworządności słów kilka

Ostatnio publicystyka krajowa koncentruje się na problemach jakości i pewności prawa. Wiąże się to z wszechobecnym w naszym kraju bałaganem, który wygląda tak, jakby Polacy posiadali własne państwo nie od ponad tysiąca lat, ze znanymi przerwami, ale od kilku miesięcy. I podobnie jak właściciel dopiero co kupionego samochodu, ale wykonanego w nowej technologii, kompletnie nie mają pojęcia, jak go obsługiwać.
4 MIN CZYTANIA

Czyżby obrońcy praworządności uważali, że pierwsza Rzeczniczka nie była prawdziwym RPO?

Przez kilka ostatnich lat gremia oficjalne, w tym ponadnarodowe, i media prowadzą ożywioną dyskusję na temat stanu praworządności w Polsce. Jest to trochę zabawne z dwóch powodów. O obu poniżej.
4 MIN CZYTANIA

Najpierw zbiera się aktyw, czyli szczyt wszystkiego

Znajomy uraczył mnie ostatnio następującym dowcipem. W okresie PRL-u przed zbiorem płodów rolnych często pytano: „Na polu zostały buraki oraz ziemniaki, co zbiera się najpierw?”. Odpowiedź była jasna, ponieważ „Najpierw zbiera się aktyw!”. Przytoczony żart dotyczył wszelako minionego systemu. W nowych realiach najpierw zbiera się bowiem „szczyt”.
3 MIN CZYTANIA