Piszę ten felieton po lekturze dwóch felietonów opublikowanych na łamach „Forum Polskiej Gospodarki”. Red. Łukasz Warzecha wyraźnie zbulwersowany pisał jeszcze 25 lutego o „ofiarach zimnej wojny z Białorusią”, która ostatnimi czasy, ulegając zaostrzeniu, spowodowała – decyzją władz RP – zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach i znaczne ograniczenie ruchu na pozostałych przejściach z Białorusią. Z kolei dr Marcin Chmielowski w felietonie z 1 marca pt. „Z jaką Europą chciałbyś umówić się na randkę?” pisze szeroko o problemie prawnego wprowadzania kolejnych, naruszających wolność regulacji w imię „neutralności klimatycznej” w kontekście walentynkowej wypowiedzi Guy’a Verhofstadta, posła do Parlamentu Europejskiego.
Te dwa artykuły, mimo że dotyczą kwestii dosyć różnych w swoim przedmiocie, mają pewien głębszy, a ostro zarysowany przez obydwu Autorów w treści, wspólny mianownik.
Z jednej strony wspólną dla obydwu komentarzy jest kwestia, którą w swoich Scholiach wybitny filozof, cytowany przeze mnie zresztą na łamach „Forum Polskiej Gospodarki”, Nicolás Gómez Dávila przedstawił jednozdaniowo: Politycy są w demokracji kondensatorami głupoty. Trudno powiedzieć, dlaczego w głowach wielu polityków rodzą się pomysły sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. W jednym i drugim przypadku (a konsekwentnie też i w wielu innych, o których publicystyka rozpisuje się na co dzień), to właśnie irracjonalność pomysłów reformowania czego tylko się da stanowi motor, albo by wyrażać się precyzyjniej, zawodowe powołanie mających wpływ na władzę. Różne są tylko motywy podejmowania często głupich decyzji.
Najważniejszym jest chyba chęć bycia aktywnym uczestnikiem polityki. Demokracja ma to do siebie, że w tym „ustroju” (nazwijmy to kolokwialnie) bycie politykiem ma charakter zawodowy, z tą tylko różnicą w porównaniu ze zwykłym rynkiem pracy, że popularność i dobry pijar, co tłumaczy się jako przedstawienie się jako osoby aktywnej i potrzebnej, zastępuje kwalifikacje i wykształcenie. Zatem chęć utrzymania, nazwijmy to „zatrudnienia”, powoduje, że by sprawiać wrażenie potrzebnego, generuje się pomysły nierzadko uwłaczające wszelkim standardom. Normalnie byłoby to nawet i śmieszne, gdyby nie godziło w nasze wolności. I by nikogo nie obrazić, jestem głęboko przekonany, że wielu polityków traktuje taką formę aktywności jak zawodowe powołanie, na dodatek w które głęboko wierzy. Myślę, że ocena decyzji władz w ramach konfliktu z białoruskim reżimem, jaką wystawił red. Warzecha, zdecydowanie mieści się właśnie w tym wzorze.
Czasami głupota jest wynikiem realizowania pewnej agendy lub poddania się pewnemu trendowi politycznemu. Marcin Chmielowski krytycznie odnosi się do wypowiedzi jednego z bardziej znanych posłów Parlamentu Europejskiego, wręcz utożsamianego w pełni z ideami, na jakich obecnie ufundowana jest Unia Europejska. Ja jednak chcę wskazać na świeżutką wypowiedź z samej góry władz politycznych Unii, a mianowicie wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, o której i „Forum Polskiej Gospodarki” informowało niedawno. Ten holenderski polityk, nota bene odpowiedzialny za realizację Europejskiego Zielonego Ładu, w Monachium był „łaskaw” podzielić się spostrzeżeniem, że nic nie ma prawa zahamować realizacji polityki Zielonego Ładu, nawet tak doniosłe wydarzenia, jak choćby wojna na Ukrainie. Przeciwdziałanie zagrożeniom klimatycznym powinno być absolutnym priorytetem. Polityk zarysował nam jednocześnie stan zagrożenia, jako uzasadniający podporzadkowanie się tej agendzie: „Jeśli tego nie zrobimy, to nie mam wątpliwości, że moje dzieci i wnuki będą toczyć wojny o wodę i żywność”.
Gra na ludzkich uczuciach, wywoływanie strachu i tym podobne zabiegi retoryczne wpędzające demokratyczny elektorat w stan zagrożenia ułatwiającego zaakceptowanie decyzji politycznych to już temat na odrębny wywód. Istotne jest to, że każda, nawet dość poważna sprawa, jaką jest naturalna i ludzka troska o środowisko, może być przedmiotem nie tylko pewnej polityki, ale co gorsza głupich pomysłów. Sam pomysł osiągnięcia stanu tzw. neutralności klimatycznej w 2050 r. za pomocą szeregu idiotycznych zakazów np. używania konkretnych nośników energii bez względu na koszty, a nawet na razie będących na etapie propagandy podpadające pod absurd pomysłów ograniczenia spożycia określonych produktów lub czynności zabiegów higienicznych – o tak ograniczenie liczby używania prysznica też mieści się tej agendzie! – jest nie do logicznej obrony. Zaś totalnym kuriozum pozostaje twierdzenie, że walka o klimat jest ważniejsza od obrony realnych interesów społeczności państwowej, zagrożonych przez takie wydarzenia jak wojna napastnicza.
Jednak to tylko jedna strona medalu. Drugą, tożsamą dla wniosków płynących z tekstów obydwu Autorów, świetnie opisuje poeta: Chcieliście władzę mieć bez granic, rządziliście nie patrząc na nic, na jęk i głos rozsądku głusi, dufni w żelazną dłoń, co zdusi. Bo polityk czuje się ważniejszy od tych, którzy obdarzyli go mandatem. Nie interesuje się konsekwencjami realizacji swoich pomysłów, tylko wprowadza je w życie. Problem w tym, że owe konsekwencje bardzo szybko się ujawniają, ot choćby w cenach towarów, które nabywa każdy konsument. Ale jak pisałem w poprzednim felietonie, czy mamy jeszcze siłę to zauważać? Oddajmy jeszcze raz głos poecie, bo może jest tak, jak on opisuje: Długo dziad mówił do obrazu, obraz do niego ani razu. Dziś obraz mówić chce do dziada, lecz dziad mu już nie odpowiada.
Jacek Janas