Jest jedno miasto, któremu udało się ograniczyć spożycie mięsa i nabiału do minimum, a mieszkańców przekonać do rezygnacji z samochodów. To Pyongyang w Korei Północnej – pisze w najnowszym felietonie Piotr Palutkiewicz.

W minionym czasie przebojem do debaty publicznej wdarł się raport organizacji C40 Cities zawierający rekomendacje radykalnego zmniejszenia konsumpcji dla „uratowania klimatu”. 1200 publikacji w mediach tradycyjnych w Polsce w tydzień! I to o raporcie z 2019 r.

Autorzy dokumentu rekomendują ludzkości nowy lepszy świat. W nim redukcji powinno ulec: spożycie mięsa, nabiału, zakupy nowych ubrań, pojazdów, loty samolotem czy użytkowanie sprzętu elektronicznego. Redukcji do zera – w większości powyższych przypadków – w wariancie idealnym. A w ramach kompromisu zmniejszeniu do symbolicznych 16 kg mięsa czy dwóch lotów na rok na osobę.

Absurd, szaleństwo i utopijność świata, jaki widzą ludzie utożsamiający się z tak radykalną wizją sprawiają trud podjęcia racjonalnej dyskusji eksperckiej. Napomnę tylko, że jest jedno miasto w Azji, któremu udało się ograniczyć spożycie mięsa i nabiału do minimum, a mieszkańców przekonać do rezygnacji z samochodów na rzecz transportu rowerowego. To Pyongyang w Korei Północnej. Miasto może służyć za wzór dla członków grupy C40, w tym Warszawy, która również przyjęła zalecenia ekspertów z raportu.

Zajmę się dziś bardziej konsekwencjami tego materiału dla naszej podwórkowej ekonomiczno-politycznej debaty publicznej. Bo wbrew pozorom narracyjnie ten raport zmienić może wiele. Będąc przedstawicielem opozycji utożsamiającej się z tak przedstawianymi celami dekonsumpcji, nie miałbym czelności wytknąć teraz rosnących cen artykułów spożywczych w sklepach. W końcu tacy politycy musieliby powiedzieć, że rząd doprowadził do tego, iż Polaków stać na mniej jedzenia. „Powinno was to cieszyć, przecież sami chcecie zakazać całkowitego jedzenia podstawowych produktów mięsnych i nabiału” – odpowie szeregowy działacz koalicji rządzącej.

Niech jeszcze przedstawiciel opozycji wypomni wysokie ceny paliw w Polsce. „To przecież pomaga ograniczyć przemieszczanie się samochodem – wasz cel. Może i Polaków stać na mniej jeżdżenia autem, ale wy chcecie im zakazać posiadania samochodów w ogóle” – odpowie od ręki obrońca obecnego rządu.

Zatem najbardziej wydawałoby się przemawiający do zwykłego Polaka argument, który mógł posłużyć w kampanii opozycyjnej, czyli drożyzna, został szybko wytrącony spektakularnie z rąk opozycji, zanim kampania się w ogóle rozpoczęła.

Głupio obwiniać teraz rząd za inflację, skoro tak naprawdę okazuje się, że ta ogranicza konsumpcję, czyli realizuje cel lewicowych idealistów. W minionych dniach pojawiły się właśnie dane o spowolnieniu sprzedaży detalicznej w Polsce. Brawo – powinni skandować progresywni aktywiści. Może już czas świętować wszystkie negatywne dane gospodarcze? Spadki w budownictwie – niech giną z głodu chciwe czynszojady! Spowolnienie produkcji przemysłowej – planeta odetchnie! Wzrost bezrobocia – ludzie wyzwalają się od krwiożerczego kapitalizmu!

Narracja, że postępowcy zostali źle zrozumiani i wpuszczeni w propagandową maszynkę do mielenia, przypomina tylko hasła skrajnistów z drugiej, prawej strony, mówiących, że „Krul nie miał tego na myśli”. Degrowth jest dobry dla klimatu.

Piotr Palutkiewicz

Poprzedni artykułUkraińskie zboże przejedzie przez Polskę tylko pod specjalnym nadzorem
Następny artykułPolska pozostaje w unijnej czołówce państw z najniższym bezrobociem