Agenda ONZ zajmująca się sprawami globalnego rozwoju ma tylko odrobinę lepszą wiadomość dla obywateli krajów o gospodarkach charakteryzujących się PKB wyraźnie niższym niż mają te najzamożniejsze: każdy obywatel takiego kraju wyda rocznie na „cele zrównoważonego rozwoju” od 332 do 1864 dolarów. Kwoty liczone są w dolarach amerykańskich dla lepszej transparentności przekazu. Globalna realizacja „celów” będzie kosztować świat około 5,5 bln dolarów rocznie tylko przez najbliższe siedem lat.
Mnożą się biliony
Z kolei w raporcie Climate Policy Initiative, organizacji non profit zajmującej się ekologią, można przeczytać między innymi, że w 2021 i 2022 roku podatnicy na całym świecie zrzucili się na realizację „celów mających uratować klimat” kwotą 1,3 bln dolarów. W tym samym raporcie znajduje się też informacja, że roczne zapotrzebowanie na działania związane z klimatem w perspektywie lat 2031–2050 wyniosą – bagatela – ponad 10 bilionów dolarów!
Jak zatem wyraźnie widać, rządy są gotowe rozpędzić się w wydatkowaniu pieniędzy obywateli na coś, co dzięki wysiłkom człowieka ma odwrócić zmiany klimatyczne. Czego skuteczność wcale nie jest taka pewna.
Żeby jednak nie było, że obciążeni mają być tylko podatnicy, Goldman Sachs wieszczy, że „kluczowe fundusze na następną rewolucję, w wys. 1,2 bln dolarów rocznie aż do 2032 roku” pochodzić będą od funduszy inwestujących w ten segment.
Te wszystkie biliony dolarów będą pompowane, by wykonać zapisy porozumienia paryskiego ONZ, a w efekcie doprowadzić do „znacznego ograniczenia globalnej emisji przemysłowych gazów cieplarnianych”. Wszystko to w nadziei na utrzymanie temperatury nie wyższej niż 1,5 stopnia Celsjusza więcej niż założono.
Niektórych stać na prawdę
Brytyjskie Towarzystwo Królewskie w swoim raporcie stwierdziło, że gdyby emisja CO2 całkowicie ustała, powrót tego gazu w atmosferze do poziomu „przedindustrialnego” zająłby wiele tysięcy lat. Mamy to przyjąć. Najlepiej na wiarę. Tymczasem w debacie publicznej pojawia się coraz więcej opinii zadających kłam teoriom o decydującej, sprawczej sile człowieka w kształtowaniu klimatu.
– To nie CO2 jest głównym winowajcą globalnego ocieplenia, lecz odwrotnie, to globalne ocieplenie powoduje więcej CO2 – uważa Edwin Berry, fizyk teoretyczny i certyfikowany meteorolog-konsultant, który stanowisko szacownego Towarzystwa Królewskiego w sprawie CO2 obdarzył epitetem „czystej nauki śmieciowej”. Jest on przekonany, że nawet gdyby dzisiaj ustała cała emisja gazów cieplarnianych, Ziemia… ocieplałaby się w dalszym ciągu. Jednak nie z powodu CO2. CO2 „podąża” tylko za rosnącą temperaturą. Ta zaś jest najprawdopodobniej wynikiem zwiększonej aktywności słonecznej. Takich głosów jest coraz więcej.
https://fpg24.pl/kolejny-cios-w-klimatycznych-aktywistow/
https://fpg24.pl/laureat-nobla-uwaza-ze-nie-ma-zagrozenia-klimatycznego/