Prezes PFR Paweł Borys przypomniał, że krwiobiegiem polskiej gospodarki jest mały i średni biznes, który generuje ponad 50 proc. PKB oraz daje ponad 60 proc. zatrudnienia. Sektor MŚP utrzymuje więc najwięcej miejsc pracy w gospodarce i ma duże znaczenie także dla lokalnych społeczności. Do negatywów należy niestety fakt, że udziałem firm z tego sektora jest tylko jedna trzecia polskiego eksportu, bo dwie trzecie udziałów zajmują duże przedsiębiorstwa oraz międzynarodowe korporacje.
Egzamin zdany
W czasie trwania pandemii polscy mali i średniej wielkości przedsiębiorcy zostali poddani wyjątkowo wymagającej próbie – przede wszystkim utrzymania płynności finansowej oraz zachowania miejsc pracy. Pandemia COVID-19 ogłoszona w marcu 2020 r. postawiła ich wkrótce w sytuacji lockdownów, a przeciętny bufor płynnościowy firmy wynosił sześć tygodni. Dzięki pożyczkom płynnościowym Banku Gospodarstwa Krajowego oraz znaczącej i szybkiej pomocy w postaci tarczowego wsparcia od Polskiego Funduszu Rozwoju, ogromnej większości firm udało się przetrwać ten czas i zdać egzamin z zarządzania w tak trudnych warunkach – pomoc otrzymało blisko 350 tys. najbardziej zagrożonych przedsiębiorstw.
– 200 tys. firm nie odnotowało pogorszenia się sytuacji finansowej, a znaczącej grupie udało się nawet zwiększyć zatrudnienie o 4 proc., co jak na tak gwałtowny i rozległy kryzys było wynikiem bardzo dobrym – przyznał Paweł Borys.
Zdaniem Cezarego Kaźmierczaka pomoc udzielona firmom przez PFR była w skali makroekonomicznej rzeczywiście skuteczna, gdyż koronny kryzys nie odbił się w szczególny sposób na krajowej gospodarce. – Czasami jednak w stosunku do niektórych przedsiębiorstw pomoc ta była nawet za duża, ale można zrozumieć, że stał za tym mechanizm pewnej automatyzacji we wspieraniu firm. Nie dało się jej w tak krótkim czasie indywidualizować – zauważył prezes ZPP.
Wsparcie płynności
Obaj dyskutanci zgodzili się co do tego, że były branże i sektory, które na pandemii nawet… zyskały. Należał do nich zwłaszcza sektor IT oraz zdalnej sprzedaży artykułów przemysłowych (AGD, elektronika itp.). Cieszyć może również fakt, że podczas pandemii nie doszło do eksplozji bezrobocia.
– Faktem jest, że w pierwszym roku pandemii pracę straciło ok. 250 tys. osób, zwłaszcza w niektórych branżach, takich jak eventowa, turystyczna czy HoReCa, ale w perspektywie najbliższych sześciu miesięcy wielu ludzi znalazło nowe zatrudnienie – zauważył Paweł Borys.
Lwią większość pieniędzy z pomocy tarczowej firmy wydały na wsparcie bieżącej płynności, ale – jak zaznaczył prezes PFR – były i takie, które pomoc musiały zwracać. W efekcie dokładnego sprawdzenia każdego możliwego nadużycia w korzystaniu z pomocy w postaci Tarczy Finansowej PFR, odpowiednie służby zidentyfikowały ok. 3 tys. podmiotów, które nieprawidłowo pobrały pieniądze. Był to jednak zaledwie mniej niż 1 proc. spośród tych, które skorzystały z tarcz PFR.
– Pomoc w postaci tarczy była dobrą inwestycją w rozwój firm, a całe wsparcie wyniosło ok. 35 mld zł dla 45 branż. To mniej więcej tyle, ile państwo wydaje rocznie na program 500+ – podkreślił Paweł Borys.
Nowe zagrożenia
W opinii Cezarego Kaźmierczaka obecnie do największych zagrożeń, jakie mogą uderzyć w polskie firmy, należy wzrost cen energii elektrycznej. Nie wiadomo, jak duże będą podwyżki i w jakich sektorach najdotkliwiej odczują je przedsiębiorcy. Z drugiej strony szef ZPP zwrócił uwagę na marnotrawienie energii – nie tylko przez gospodarstwa domowe, ale także samorządy lokalne. – To także winduje ceny rynkowe energii elektrycznej. Część przedsiębiorców nie wytrzyma tej presji cenowej, a część przerzuci koszty na konsumentów – zauważył Kaźmierczak.
– Potrzebne są uzgodnienia cenowe na poziomie całej Unii Europejskiej. Jest jeszcze jedna rzecz: tak naprawdę w niektórych branżach wzrost cen energii czy gazu nie ma kluczowego znaczenia, mają je za to wynagrodzenia – zauważył Paweł Borys. – Niemniej rolą państwa jest także wspieranie firm, rozważane są więc różne formy pomocy dla tych przedsiębiorców, u których ceny energii elektrycznej stanowią znaczący udział w kosztach działalności – dodał prezes PFR.
Apel o rozwagę
– Jakaś forma wsparcia powinna być, ale raczej taka na przetrwanie – zgodził się Cezary Kaźmierczak. W jego opinii najtrudniejsze będzie jednak powstrzymanie silnej presji płacowej w firmach, czyli oczekiwań pracowników dotyczących podwyżek wynagrodzeń. Należy jednak wierzyć w operatywność i zdolności adaptacyjne polskiego biznesu.
Na zakończenie debaty prezes Paweł Borys zaapelował o rozwagę w komunikowaniu zdarzeń rynkowych, aby nie wywoływać paniki na rynku dóbr konsumpcyjnych. W jego opinii czeka nas niełatwe sześć miesięcy. Potem sytuacja gospodarcza zacznie się stopniowo stabilizować, by powrócić na normalne tory być może już w przyszłym roku.
Materiał powstał we współpracy z Polskim Funduszem Rozwoju