Reynders "zasłużył" się wielce w polityce belgijskiej, więc teraz zaczyna robić zawrotną karierę w polityce europejskiej. Nowy komisarz do spraw sprawiedliwości urzędowanie rozpoczął od śpiewki z jakże znanego nam klucza: – Niestety, zaobserwowaliśmy negatywny rozwój wypadków w ostatnich tygodniach i miesiącach od czasu ostatnich dyskusji na temat Polski. Sytacja dotycząca praworządności w tym kraju pogarsza się.
No proszę, Komisję Europejską nie martwi pięć śmiertelnych ofiar podczas demonstracji żółtych kamizelek we Francji. Nie martwi jej przedstawicieli eutanazja nieletnich w Belgii, bo to przecież jak nic prawo człowieka do godnej śmierci. Nie martwi ich rozpad Hiszpanii i to, co ma miejsce w Katalonii. Nie ma żadnego problemu z praworządnością, kiedy we Francji dochodzi do rozpędzania demonstracji przeciwko Macronowi. Wszystko jest pod kontrolą i jak najbardziej z duchem prawa i porządku. Nie martwi ich zabijanie dzieci w szpitalach w Wielkiej Brytanii wbrew woli rodziców. NIe martwią ogromne różnice społeczne we Francji i prawie 30-proc. bezrobocie w niektórych rejonach Hiszpanii.
Martwi ich za to Polska. Dlatego, że ma najniższe bezrobocie w historii? Że rozwija się w niespotykanym dotychczas tempie? Że stać ją na programy socjalne, które z jednej strony zasypuja nierówności społeczne i wielkie obszary biedy, a z drugiej napędzają gospodarkę? Że nikt nie robi rozpierduchy na ulicach, bo ludziom żyje się dostatniej niż jeszcze 8-10 lat temu? Że do tego wszystkiego nie potrzebujemy być w strefie euro?
Faktycznie, powodów do zmartwień co niemiara.
Zresztą, co się dziwić. Didier Reynders zapowiadał, że zamierza iść drogą swojego poprzednika Fransa Timmermansa, a ten zrobił sobie z Polski tarczę, do której strzelał całą kadencję.