Zbankrutować może polityk, może też przedsiębiorca. Powoli chylący się rok raczej nie zmieni się już na taki, w którym tych bankructw nie będziemy oglądać.

Rok 2022 to dla mnie przede wszystkim opowieść o bankrutowaniu. Ale ono może być czasami pozytywne. Na naszych oczach zbankrutowała polityka szantażu stosowana przez Kreml, Ukraina nie upadła, Zachód okazał się być twardszy, niż myśleliśmy, niż ja sam myślałem, ale przynajmniej jestem pozytywnie, a nie negatywnie zaskoczony. Ogromna tragedia, jaką jest otwarta wojna, może być jednak czymś przynajmniej w pewnym aspekcie przydatnym i ten aspekt jest właśnie taki – Rosja tak długo licytowała, aż musiała pokazać karty. Dzięki temu zwolennikom wschodnich autorytarnych rozwiązań, bo niestety w Europie są i tacy, będzie już zawsze trudniej. To nas wszystkich oddala od Rosji nawet pomimo tego, że fizycznie udało się jej ponownie, bo pamiętajmy o 2014 roku, naruszyć granice Ukrainy.

Bankructwo to jednak termin, którego konotacje są przede wszystkim negatywne i niestety, sytuacja ekonomiczna, mówiąc potocznie, „się zagęszcza”. W ramach moich obowiązków zawodowych, tych poza pisaniem felietonów, przeprowadzam też rozmowy o pracę z kandydatami. Niebezpieczne jest to, że coraz częściej dostaję do oceny CV ludzi niewątpliwie rzutkich i o ciekawym doświadczeniu, ale jednocześnie takich, którzy do niedawna prowadzili jakiś biznes, a teraz chcą przejść na etat. Taka obserwacja to oczywiście nie jest jeszcze żaden dowód na cokolwiek, to dla mnie po prostu impresja. Ale jeśli zestawię ją z danymi makroekonomicznymi, to niestety, ale obraz się wypełnia kolorami. Za każdą tabelką stoją ludzie i to ludzie mają i będą mieć teraz ciężko. Rozjazd polityki monetarnej i fiskalnej, który przypomina zbyt późne i zbyt ostrożne gaszenie pożaru, do którego ktoś cały czas dokłada chrustu (pewnie zebranego w lesie, o ile jeszcze wolno), to dla nas jakieś dane, niepokojące, ale odległe, oddzielone monitorem. Skądś się jednak one biorą i po prostu rosną na złej, nieprzygotowanej do takich zawirowań, jakie teraz mamy, polityce. Podglebie tych problemów to właśnie żywi ludzie i ich smutne w tym roku biznesowe scenariusze.

Że tak będzie: można jednak było przewidzieć. Ja jednak na pewno nie przewidziałem wybuchu wojny na Ukrainie, która definiuje teraz bardzo dużo i jest jakimś nowym początkiem w stosunkach międzynarodowych, istotnie wpłynie na układ sił. To zresztą też było jakieś bankructwo – takiego modelu relacji z Zachodem, jaki prowadziła Rosja i Putin, który myślał, że może wszystko. Dodatkowo, do pewnego stopnia, to on jest odpowiedzialny za problemy ekonomiczne Polski, ale pamiętajmy, że ten wygodny żyrant nie odpowiada za nasze własne, popełnione tutaj, błędne decyzje.

Kilka dni przed atakiem Rosji mój znajomy z Niemiec pytał mnie, jakie są moje przewidywania odnośnie wybuchu konfliktu. Nie udzieliłem mu żadnej jasnej odpowiedzi. Po prostu nie wiedziałem. Co jednak udało mi się przewidzieć, to rynkowe zbliżenie Polaków i Ukraińców. Zakładałem, że będzie się ono odbywało dzięki rozwiązaniom dostarczanym przez kapitalizm i że dzięki współpracy uda się nam choć trochę, na pewno nie w stu procentach, zasypać historyczne podziały. Stało się trochę inaczej, rynek jako suma dobrowolnych działań zadziałał, ale jako agregat pomocy udzielanej Ukraińcom przez Polaków – przetrwanie jest bowiem warunkiem niezbędnym do tego, aby później można było z kimś wspólnie pracować. I to się nam udało. Polska wyrosła na humanitarne supermocarstwo i jest to powód do dumy. Pomyślmy przy tym, co by było, gdyby Rosja napadła na Ukrainę na przykład w 1993 roku, kiedy byliśmy dużo, dużo biedniejsi. Kiedy nasz zawsze ułomny, ale zawsze sprawniejszy niż centralne planowanie, jakiego doświadczaliśmy przez półwiecze, kapitalizm jeszcze się nie rozkręcił. Czym mielibyśmy się dzielić z ludźmi, którzy uciekają przed wojną? No właśnie.

Kto i co zbankrutuje jeszcze w 2022 roku, a kto i co dociągnie do 2023? Na pewno z czasem się będziemy dowiadywać – jedno jest natomiast pewne. Ważne jest nie uciekanie przed bankructwami, bo to czasami może być po prostu niemożliwe, a gotowość do talebowskiej antykruchości i nastawienie, dzięki któremu poradzimy sobie w świecie twórczych destrukcji. Przecież każdy kryzys to też jakaś szansa.

Marcin Chmielowski
* autor jest wiceprezesem Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości

Poprzedni artykułIndie nakładają milionową karę na Google
Następny artykułW tym roku wzrosła wartość polskiego eksportu żywności