Poza licznymi utrudnieniami natury biurokratycznej przedsiębiorcy w Polsce muszą się mierzyć z potencjalnie niezliczoną liczbą kontroli, a przyznać trzeba, że firmy ma kto u nas w kraju kontrolować…
Czarna lista
Kiedy w 2013 r. ówczesny podsekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki Mariusz Haładyj odpowiadał na jedną z interpelacji dotyczących kontroli przedsiębiorstw w Polsce, stworzył pełną bazę instytucji uprawnionych do kontroli. Lista ta w zasadzie nie zmieniła się od dekady i wciąż prezentuje się okazale. Firmy w Polsce skontrolować mogą bowiem: Najwyższa Izba Kontroli, prokuratura, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Policja, Państwowa Straż Pożarna, Służba Celna, Generalny Inspektor Informacji Finansowej, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Główny Urząd Miar, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Centralne Biuro Antykorupcyjne, Straż Graniczna, wójtowie, starostowie i wojewodowie, straże gminne.
A są jeszcze inspekcje specjalistyczne, do których można zaliczyć takie inspekcje jak: Państwowa Inspekcja Pracy, Państwowa Inspekcja Sanitarna, Inspekcja Weterynaryjna, Inspekcja Handlowa, Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Inspekcja Ochrony Środowiska, urzędy skarbowe i urzędy kontroli skarbowej, Państwowa Inspekcja Farmaceutyczna, Inspekcja Transportu Drogowego, Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Urząd Komunikacji Elektronicznej, Państwowa Straż Rybacka, inspekcje urzędów żeglugi śródlądowej, Główny Inspektorat Rybołówstwa Morskiego, prezes Narodowego Banku Polskiego, Inspekcja Nadzoru Budowlanego, Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Wyższy Urząd Górniczy, Urząd Lotnictwa Cywilnego, Urząd Transportu Kolejowego, Komisja Nadzoru Finansowego, Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Wojewódzka Inspekcja Geodezyjna i Kartograficzna, Inspektor Dozoru Jądrowego, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Uff…
Przedsiębiorcy apelowali, prosili, pisali listy i nic. Lista jak długa była, tak jest.
Absurdalne ramy
Ustawodawca wielokrotnie podkreślał, że przedsiębiorcy w Polsce są chronieni, bo przecież ustawa Prawo przedsiębiorców jasno określa maksymalny czas trwania kontroli w odniesieniu do konkretnych rodzajów firm, bazując na kryterium ich wielkości. Na przykład według prawa mikroprzedsiębiorcy nie mogą być kontrolowani dłużej niż przez 12 dni roboczych podczas jednego roku kalendarzowego, mali przedsiębiorcy maksymalnie przez okres 18 dni roboczych, średni – przez 24 dni robocze, a wszyscy pozostali w maksymalnym wymiarze 48 dni roboczych. Trzeba przyznać, że takie okresy kontrolne są jak najbardziej do zaakceptowania. Firmy – to raczej nie jest kwestia dyskusyjna – kontrolowane być muszą, byle kontrole te nie urastały do absurdalnych ram. I tu właśnie pies jest pogrzebany.
Ustawodawca, kierując się zwykłym cwaniactwem bądź prostą niewiedzą, nie informuje, że maksymalny czas kontroli określony w ustawie dotyczy… jednej instytucji kontrolnej. Takowych, jak wykazano powyżej, jest w Polsce około 40. Policzmy zatem. Fragment poprzedniego akapitu brzmieć powinien następująco: „(…) mikroprzedsiębiorcy nie mogą być kontrolowani dłużej niż przez 480 dni roboczych w jednym roku kalendarzowym (sic!), mali przedsiębiorcy maksymalnie przez okres 720 dni roboczych, średni – przez 960 dni roboczych, a wszyscy pozostali w maksymalnym wymiarze 1920 dni roboczych”. W roku!
To naturalnie absurdalne liczby, bo przecież wszystkie instytucje kontrolne nie „rzucą się” na firmę w tym samym czasie. Ale gdyby zrobiło tak kilka z nich? To wydaje się już bardziej realne, a każdy dzień kontroli to potencjalny paraliż w czasie, w którym firma powinna funkcjonować i zarabiać.
Zwykła wydmuszka
W ustawie mamy też kilka istotnych wyjątków, które pozwalają wydłużyć kontrolę. Tych kilka wyjątków wymienionych zostało w ustawie na kolejnych kilku stronach zapisanych maczkiem i dotyczy sytuacji takich jak choćby przeciwdziałanie popełnieniu przestępstwa, kontroli dotyczącej zasadności dokonania zwrotu podatku od towarów i usług przed dokonaniem tego zwrotu, czy – co szczególnie ważne z puntu widzenia przedsiębiorców – gdy kontrola ma charakter celno-skarbowy i prowadzona jest w trybie określonym w dziale V rozdziale 1 ustawy z dnia 16 listopada 2016 r. o Krajowej Administracji Skarbowej.
Wnioski nasuwają się same. Mechanizmy ochronne zapisane w ustawie Prawo przedsiębiorców to zwykła wydmuszka. W praktyce firmy działające w Polsce mogą być kontrolowane przez dowolny uprawniony organ w zasadzie przez cały rok. To ogromne zagrożenie i zbyt wielka władza w rękach szaleńców, a tych – jak pokazuje praktyka – nie brakuje.
Lista hańby
Najgłośniejszą – i urastającą już do rangi legendy – historią jest sprawą Romana Kluski i firmy Optimus. Kilkaset milionów złotych majątku i rzekome wyłudzenia 30 mln zł z tytułu podatku VAT, wykazane podczas prowadzonej, nomen omen, kontroli zniszczyły przedsiębiorcę, który po wieloletnich bojach z NSA i oczyszczeniu z zarzutów jako rekompensatę uzyskał… 5 tys. zł.
Po Optimusie Kluska zainwestował w Prodoks, ale i tym razem Urzędowi Skarbowemu nie po drodze było z tym biznesmenem. W tym przypadku poszło o budynek, który Optimus sprzedał Prodoksowi. Wydawnictwo postanowiło wystąpić o odzyskanie niemal 10 mln zł VAT zawartego na fakturze. Urząd Skarbowy odmówił jednak zwrotu podatku. Decyzję zmienił dopiero Naczelny Sąd Administracyjny, który orzekł, że firmie należy się 9,5 mln zł tytułem zwrotu VAT oraz 9,5 mln zł odsetek za zwłokę.
W „nowej Polsce” głośna była także sprawa wrocławskiej firmy JTT Computer, która zajmowała się produkcją popularnych komputerów Adax. Firma, zgodnie z prawem, sprzedawała je do polskich szkół przez Czechy, co pozwoliło uzyskać zwolnienie z podatku VAT. Kreatywne i zgodne z prawem podejście firmy nie spodobało się jednak organom podatkowym, które nałożyły na firmę 10 mln zł kary. Dodatkowo jeden z dyrektorów i główny księgowy usłyszeli zarzuty prokuratorskie dotyczące wyłudzeń VAT. To wszystko efekty przedłużającej się i – podobno rzetelnej – kontroli prowadzonej przez US. Cztery lata trwała batalia w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, który uznał, że firma jednak nie naruszyła prawa. NSA nakazał zwrot całej należnej kwoty podatku z odsetkami. To jednak nie wystarczyło. Cztery lata przestoju zniszczyły płynność finansową JTT. Przez kontrolę kolejna firma upadła. Znowu.
Aparat skarbowy doprowadził także na skraj bankructwa firmę Centrozap (później Ideon). Błędne decyzje kontrolerów spowodowały lawinę konsekwencji, w sprawie których postępowania ciągnęły się… 19 lat.
Centrum Handlowe Nexa było dobrze prosperującym przedsiębiorstwem z województwa lubelskiego. Oczekiwało ono na zwrot około 30 mln zł zapłaconego podatku VAT. Wówczas rozpoczęła się gehenna. Urząd Skarbowy wszczynał kolejne kontrole, które – tylko z uwagi na fakt ich prowadzenia – wstrzymywały zwrot podatku, co doprowadziło do utraty pracy przez 170 zatrudnionych osób. Co najważniejsze, kontrole nie wykazały żadnych poważnych naruszeń. Firmy nie udało się jednak uratować.
Zauważalny problem
Podobne historie można mnożyć. Rozbudowany aparat kontrolny może wyrządzić biznesowi wielką krzywdą i zdmuchnąć z planszy nawet najważniejsze figury, gdy tylko kilka instytucji poważnie uprze się na pokazanie komuś, gdzie jest jego miejsce. Skala nadużyć w zakresie kontroli, na co wielokrotnie wskazywali zagraniczni inwestorzy, to jeden z podstawowych straszaków dla transferu środków na inwestycje spoza granic naszego kraju. Urzędnicze eldorado trwa i niewiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie cokolwiek miałoby się zmienić.
W ubiegłym roku firma Grant Thornton przeprowadziła badanie, którego celem było wskazanie największych barier w rozwoju przedsiębiorczości w Polsce. Okazało się, że nadmiernie rozbudowany aparat biurokratyczny, do którego zaliczają się także mechanizmy kontrolne, traktowany jest przez firmy jako problem porównywalny do rosnących kosztów energii czy kosztów pracy.
Zmorą przedsiębiorców są: uznaniowa wykładnia przepisów stosowana przez urzędników, nadmierne sankcje nakładane na biznes, brak realnych granic czasowych dla przeprowadzania kontroli czy dublowanie kompetencji kontrolnych przez grupę pokrewnych instytucji.
Oczko w głowie
Nie da się ukryć, że dziś – w okresie kryzysu cenowego na rynkach energii, wojny na Ukrainie i pandemii koronawirusa – dbałość o stabilność funkcjonowania przedsiębiorstw powinna być oczkiem w głowie rządzących. Dlatego bacznie powinniśmy się przyglądać urzędniczej samowoli, która – jednostkowo – potrafi zniszczyć ludziom życie, a w wymiarze ogólnym ma fatalny wpływ na całą krajową gospodarkę.