fbpx
piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaHistoriaŚląski mąż stanu – 150. rocznica urodzin Wojciecha Korfantego

Śląski mąż stanu – 150. rocznica urodzin Wojciecha Korfantego

Mąż stanu, patriota, dyktator III powstania śląskiego, dzięki któremu do Polski przyłączona została najbardziej uprzemysłowiona część Górnego Śląska – z 53 kopalniami węgla kamiennego i 22 wielkimi piecami. A to właśnie dzięki śląskiemu przemysłowi II Rzeczpospolita mogła myśleć o rozwoju gospodarczym. 20 kwietnia mija 150. rocznica urodzin tego wielkiego Polaka.

W przypadku Wojciecha Korfantego – największego śląskiego męża stanu, który całym sercem kochał i Śląsk, i Polskę – warto sobie zadać pytanie, skąd wzięła się jego miłość do rodzinnej ziemi, która przed wiekami była częścią piastowskiej Polski. Jak się okazuje, impuls do zainteresowania się historią i kulturą polską (i kultywowania śląskiej tradycji) Korfantemu zaszczepili… Niemcy, a dokładniej ich polityka germanizacyjna i pogarda dla polskości. Zresztą udzielmy głosu samemu bohaterowi: „Zasługę mojego uświadomienia narodowego przypisać muszę moim hakatystycznym profesorom w gimnazjum w Katowicach, którzy zohydzaniem wszystkiego, co polskie i co katolickie, wzbudzili we mnie ciekawość do książki polskiej, z której pragnąłem się dowiedzieć, czym jest ten lżony i poniżany naród, którego językiem w mojej rodzinie mówiłem”. Tyle tytułem wstępu. Ale od początku…

Polak, katolik, Ślązak

Wojciech, a właściwie Adalbert Korfanty przyszedł na świat 20 kwietnia 1873 r. w osadzie Sadzawki – obecnie Siemianowice Śląskie, w górniczej rodzinie Karoliny (z domu Klecha) i Józefa Korfantych. Wychowywał się w wielodzietnej rodzinie (miał czwórkę rodzeństwa), która pielęgnowała wartości katolickie i język polski, szczególną wagę przykładając także do zachowania śląskich zwyczajów.

Wojciech Korfanty zaczął być problemem dla Niemców już od czasu, gdy rozpoczął naukę w niemieckiej szkole ludowej w Siemianowicach, to jest od 1879 r. Wychowany w śląskiej rodzinie, w której pielęgnowany był język polski, młody uczeń przeciwstawiał się niemieckim nauczycielom, którzy pogardzali kulturą słowiańską. Buntował się przeciwko silnej polityce germanizacyjnej pruskiego zaborcy, toteż nic dziwnego, że mając zaledwie 13 lat (gdy został uczniem katowickiego Gimnazjum Królewskiego), założył w szkole tajne koło, którego celem było szerzenie polskiej kultury i studiowanie rodzimej literatury. W kole działał też inny niepokorny uczeń o propolskich przekonaniach – Konstanty Wolny (późniejszy pierwszy marszałek Sejmu Śląskiego), z którym Korfantego połączyła wieloletnia przyjaźń i idea zrzucenia przez Śląsk pruskiego jarzma.

Józef Kościelski/Fot. Wikipedia

Wojciech Korfanty już w młodości okazał się zdolnym organizatorem o cechach przywódczych. Nie poprzestał na założeniu tajnego koła, wkrótce nawiązał kontakty ze spiskującymi uczniami z Wielkopolski. Niebawem nastoletni Wojciech zaczął brać udział w propolskich zebraniach, na których negatywnie wyrażał się o niemieckim kanclerzu Otto von Bismarcku, co szybko dotarło do pruskich władz szkolnych. Te natychmiast wyrzuciły niepokornego ucznia z gimnazjum. Nieukończenie szkoły groziło Korfantemu brakiem możliwości studiowania i dalszego rozwoju, na szczęście za krewkim uczniem wstawił się w Reichstagu poseł wielkopolski Józef Kościelski. Dzięki tej protekcji Wojciech mógł skończyć szkołę średnią eksternistycznie – stało się to w grudniu 1895 r. I jeszcze tego samego roku rozpoczął studia na politechnice w Charlottenburgu (dzielnica Berlina).

Studenckie czasy

W stolicy Prus nie zagrzał jednak miejsca, bo już jesienią 1896 r. kontynuował naukę na Królewskim Uniwersytecie we Wrocławiu. Na nowej uczelni nie studiował jednak rozpoczętych w Berlinie nauk ścisłych, ale uczęszczał na wykłady na Wydziale Filozoficznym. Korfanty czynnie działał w korporacji studenckiej – Towarzystwie Akademików Górnoślązaków – założonej przez studentów z Górnego Śląska (rozwiązanej przez władze uczelni w 1899 r. ze względu na jej propolski charakter).

Po zaliczeniu zaledwie dwóch semestrów, ze względów materialnych musiał przerwać naukę. Fortuna jednak mu sprzyjała. Znalazł pracę korepetytora u Zygmunta Jundziłły – litewskiego arystokraty, któremu towarzyszył w podróży po Europie. Młody Korfanty mógł nie tylko zobaczyć świat, ale i zarobić pieniądze na dalsze studia. Naukę postanowił kontynuować na tym samym wydziale. Szczególnie zainteresowały go zajęcia z ekonomii politycznej u prof. Wernera Sombarta, z którym po zakończeniu nauki utrzymywał kontakt. Co ciekawe, studia zakończył tam, gdzie je rozpoczął – w Berlinie. Do stolicy Prus przeniósł się w maju 1901 r. na ostatni semestr i tam uzyskał absolutorium.

Liga Narodowa i represje

Korfanty po zakończeniu nauki nie zamierzał jednak wieść w Cesarstwie spokojnego życia obywatela drugiej kategorii. Pamiętał o swoich korzeniach i szukał wręcz okazji do… spiskowania. Jeszcze w 1901 r. wstąpił do Ligi Narodowej, gdzie rozpoczął współpracę z Romanem Dmowskim. Tego samego roku objął posadę redaktora naczelnego „Górnoślązaka”, wsławiając się niezwykle ciętym i odważnym piórem.

Niebawem za swoją działalność dziennikarską trafił do więzienia. Powodem osadzenia go we Wronkach przez władze pruskie były dwa odważne artykuły: „Do moich braci Górnoślązaków” oraz „Do Niemców”.

Ślub Wojciecha Korfantego z Elżbietą Szprot/ fot. FBC

Krótko mówiąc, od tego momentu Niemcy już wiedzieli, kim jest Korfanty. I ta jego „sława” wkrótce zaowocowała też pewnymi komplikacjami w życiu osobistym.
Wybranką serca Wojciecha była Elżbieta Szprotówna – ekspedientka bytomskiego domu towarowego, z którą zamierzał się ożenić. Na 1 lipca 1903 r. została wyznaczona data uroczystości. Zemsta Niemców polegała na tym, że niemiecki proboszcz uzależnił udzielenie ślubu od przeproszenia proniemieckich księży, których Korfanty krytykował. Zdarzało się bowiem, że tacy duchowni odmawiali udzielenia rozgrzeszenia za… czytanie polskiej prasy. Korfanty nie ugiął się. Kilka miesięcy później narzeczeni wyjechali do Krakowa (czyli za granicę), gdzie pobrali się w kościele pw. Świętego Krzyża.

Poseł do Reichstagu

Różne formy prześladowania Korfantego przez Niemców przyczyniły się do nagłego wzrostu popularności tego niepokornego działacza wśród Ślązaków. W 1903 r. postanowił kandydować do Reichstagu oraz pruskiego Landtagu i… z łatwością się dostał. Piastując urząd posła nie zasypiał gruszek w popiele. Wstąpił do Koła Polskiego w parlamencie i w ramach obowiązującego niemieckiego prawa starał się wykorzystać swoją pozycję dla sprawy polskiej.

Wiedząc, że ludności Śląska brakuje polskojęzycznej prasy, założył w Katowicach w 1905 r. pismo „Polak” – prasowy organ endecji. Gazeta, której Korfanty został także redaktorem naczelnym, prężnie działała ukazując się trzy razy w tygodniu. Faktem tym Niemcy oczywiście nie byli zachwyceni, ale nie zdawali sobie sprawy z tego, że w przyszłości Korfanty stanie się dla nich znacznie większym problemem.

Wybuch I wojny światowej wlał w serca wielu Polaków nadzieję na odrodzenie się polskiej państwowości. Korfanty – który nie startował do Reichstagu w 1912 r. – ponownie został posłem sześć lat później. Głośnym echem odbiło się tam jego oficjalne wystąpienie (25 października 1918 r.), w którym domagał się przyłączenia do Polski wszystkich ziem polskich zaboru pruskiego, w tym oczywiście Górnego Śląska. Dwa tygodnie po jego przemowie Polska ogłosiła niepodległość, a Korfanty czynnie przystąpił do walki o polskość zabranych przez Prusaków piastowskich ziem. Na początku został w Wielkopolsce członkiem Naczelnej Rady Ludowej podczas zwycięskiego powstania wielkopolskiego. Jednak najbardziej na sercu leżała mu polskość Śląska, którego Niemcy wcale nie zamierzali oddać.

O sprawę polską

Tymczasem na Śląsku wrzało. W 1919 r. doszło do przedwczesnego (nieudanego) I powstania, które szybko upadło. W 1920 r. Korfanty został Komisarzem Plebiscytowym na Górnym Śląsku, aktywnie występował na rzecz Polski, a podczas II powstania śląskiego współpracował z powstańcami. Był rzecznikiem pokojowych, politycznych rozwiązań, jednak kiedy wyniki plebiscytu na Górnym Śląsku okazały się skrajnie niekorzystne dla Polaków (m.in. ze względu na sprowadzenie przez Niemców 180 tys. wyborców niezwiązanych z Górnym Śląskiem), Korfanty stanął na czele III powstania śląskiego, którego ogłosił się dyktatorem.

Po pierwszych dużych powstańczych sukcesach wstrzymał walki, za co był mocno krytykowany. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że powstańcy nie mają szans z regularną armią niemiecką i liczył na korzystną konferencję pokojową. Tak się też stało. Z obszaru plebiscytowego do Polski przyłączono 29 proc. ziem i 46 proc. ludności. Podział był też korzystny dla Polski gospodarczo: na przyłączonym terenie znajdowało się 53 (z 67) kopalni, 22 (z 37) wielkich pieców oraz 9 (z 14) stalowni. Bez śląskiego przemysłu zniszczona wojnami Polska nie miałaby szans na odbudowę.

W II Rzeczypospolitej

Śląsk opuścił już w lipcu 1921 r., by – jako jeden z ojców Niepodległej – pracować nad budowaniem odrodzonej Polski. Jak wiemy, nie był to łatwy proces. W 1922 r. Wojciech Korfanty został posłem na Sejm RP z ramienia Chrześcijańskiej Demokracji. Był nawet desygnowany na premiera, czemu jednak ostro sprzeciwił się jego polityczny adwersarz Józef Piłsudski. Korfanty nie zdecydował się wtedy na konfrontację z „dziadkiem” i ustąpił, ale rok później i tak został doceniony teką wicepremiera w rządzie Witolda Witosa (do grudnia 1923 r.).

Poseł Wojciech Korfanty/fot. Wikipedia

Będąc nadal posłem na Sejm zajął się wydawaniem dwóch dzienników: „Rzeczpospolitej” i „Polony”, w których opowiadał się przeciwko totalizmowi – zarówno z lewej, jak i z prawej strony. Po przewrocie majowym 1926 r. wiedział, że jako przeciwnik polityczny Piłsudskiego znalazł się na cenzurowanym. Do 1930 r. nadal jednak sprawował mandat posła, aż do momentu aresztowania go przez sanację. Wtedy to razem z posłami Centrolewu trafił do twierdzy brzeskiej.

Ówcześni sympatycy Korfantego jedną z przyczyn prześladowań upatrywali w jego silnym katolicyzmie (informacja ta być może niektórych współczesnych czytelników zaskakuje, jednak wziąwszy pod uwagę pojawiające się w coraz większej liczbie fakty o silnym wpływie masonerii w ówczesnych kręgach rządowych, z pewnością warto pamiętać o tej hipotezie). Po zwolnieniu z więzienia Korfanty pojechał na Górny Śląsk, gdzie mieszkała żona z trójką dzieci (czwarte dziecko – córka, zmarło w 1908 r.). W sanacyjnej Polsce nie czuł się jednak bezpiecznie. W 1935 r. w obawie przed kolejnymi represjami wyjechał do Pragi (mimo iż po zwolnieniu z więzienia zasiadał w Sejmie Śląskim oraz w Senacie RP III kadencji). Po aneksji Czechosłowacji wyjechał do Francji.

Na emigracji zaangażował się w działalność antysanacyjną, m.in. był członkiem (założonego przez Władysława Sikorskiego i Ignacego Jana Paderewskiego) Frontu Morges, a następnie prezesem nowej partii Stronnictwo Pracy.
W kwietniu 1939 r., zaraz po wypowiedzeniu przez Adolfa Hitlera paktu o nieagresji z Polską, Korfanty postanowił wrócić do kraju. Powodowały nim pobudki czysto patriotyczne. Chciał walczyć z Niemcami. Niestety, władze II RP ponownie zamknęły go w więzieniu, gdzie jego stan zdrowia raptownie się pogorszył. Zmarł po przeprowadzeniu operacji w lipcu 1939 r. Gdy po śmierci Korfantego generał Henri Le Rond przysłał z Francji depeszę kondolencyjną, zaznaczył w niej – zapewne przesadnie – że „odzyskanie Górnego Śląska Polska zawdzięcza jedynie i wyłącznie Wojciechowi Korfantemu”.

Rodzina Korfantego w 1939 r. opuściła Polskę i znalazła schronienie w Kanadzie i w Wielkiej Brytanii. W 1945 r. do  Katowic wróciła już tylko jego żona Elżbieta. W 1966 r. spoczęła obok męża w rodzinnym grobowcu w Katowicach.

Jedna tylko prośba

Fot. Polona

Na zakończenie warto przytoczyć jeden z cytatów Wojciecha Korfantego, z ulotki wyborczej z 1927 r.:
„Jedną tylko wypowiadam prośbę do ludu śląskiego, a mianowicie, by został wierny swym zasadom chrześcijańskim i swemu przywiązaniu do Polski i by oddał swe głosy na kandydatów szczerze katolickich, polskich, mających zrozumienie dla interesów Górnego Śląska. Nie okazała się Polska taką, o jakiej marzyliśmy. Ale nie ustawajmy w pracy i poświęceniu, aby z niej zrobić Polskę godną naszych marzeń. Polskę wielką, mocarstwową. Polskę katolicką, praworządną i zawsze sprawiedliwą”.

Jarosław Mańka
Jarosław Mańka
Dziennikarz, reżyser, scenarzysta i producent, autor kilkunastu filmów dokumentalnych i reportaży (kilka z nich nagrodzonych). Absolwent historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pasjonat podróży i tajemnic historii. Propagator patriotyzmu gospodarczego. Współpracownik magazynu „Nasza Historia”.

INNE Z TEJ KATEGORII

1058. rocznica Chrztu Polski i… Narodowy Marsz Życia

14 kwietnia 966 r. książę Mieszko I przyjął chrzest, który stał się początkiem naszej państwowości. W dniu kolejnej rocznicy tego wydarzenia odbył się w Warszawie Narodowy Marsz Życia pod hasłem „Niech żyje Polska” .
4 MIN CZYTANIA

Mistrz inżynierii mostowej i wielki polski filantrop

W tym roku mija 160 lat od otwarcia pierwszego warszawskiego stalowego mostu na Wiśle. Zaprojektował go Stanisław Kierbedź. Inny jego słynny most, zbudowany w Petersburgu, tak bardzo spodobał się carowi, że monarcha – jak głosi anegdota – spacerując po nim z Kierbedziem, z każdym mijanym przęsłem awansował konstruktora. Tym sposobem na końcu mostu Kierbedź był już generał-majorem.
10 MIN CZYTANIA

Gorzkie żale – historia arcydzieła o męce Boga-Człowieka

W polskiej tradycji nieodłącznym elementem Wielkiego Postu są Gorzkie Żale – popularne nabożeństwo i polskie arcydzieło zbioru pieśni o Męce Pańskiej.
4 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

„Drapieżne koty” z Polski sprawdziły się na polu walki. Ukraińcy zwiększają zamówienia

Polskie wozy bojowe Oncilla, wyprodukowane przez firmę Mista ze Stalowej Woli, doskonale sprawdziły się na polu walki. Na froncie walczy już setka transporterów. Ukraińska armia zamówiła kolejną partię „drapieżnych kotów”.
2 MIN CZYTANIA

1058. rocznica Chrztu Polski i… Narodowy Marsz Życia

14 kwietnia 966 r. książę Mieszko I przyjął chrzest, który stał się początkiem naszej państwowości. W dniu kolejnej rocznicy tego wydarzenia odbył się w Warszawie Narodowy Marsz Życia pod hasłem „Niech żyje Polska” .
4 MIN CZYTANIA

Po co nam samorządy [WYWIAD]

Samorządy mają już (po przełomie w 1989 r.) ponad 30 lat. Dobiega końca 8. – wydłużona o pół roku – kadencja. O pracy samorządowca opowiada nam Jerzy Zięty – krakowski radny, dziennikarz, organizator targów zdrowej żywności i koncertów muzycznych.
5 MIN CZYTANIA