fbpx
piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonUnia potrzebuje Reagana

Unia potrzebuje Reagana

Nieodżałowany prezydent Ronald Reagan trafnie wyśmiał swego czasu logikę działania rządu: „Jeśli coś działa – opodatkuj. Jeśli dalej działa – reguluj. Jeśli przestaje działać – dotuj”. Czyli władza najpierw coraz bardziej utrudnia przedsiębiorcom prowadzenie własnego biznesu, a jak przestaje to już być z tego powodu opłacalne, to zaczyna go ratować pieniędzmi podatników. Tak zachowywał się nie tylko amerykański rząd w XX w. W innych krajach Zachodu było podobnie, a obecnie nadal jest to standard.

Najpierw przez dziesiątki lat na Zachodzie stosowano olbrzymie opodatkowanie oraz coraz bardziej absurdalne i nieprzyjazne biznesowi przepisy. W rezultacie doszło do tak dużego zwiększenia kosztów prowadzenia działalności, że przestało się to w ogóle opłacać. Firmy przeniosły produkcję do Chin i innych obszarów, gdzie fiskalizm jest mniejszy, a regulacje mniej uciążliwe. Dzięki temu koszty prowadzenia działalności stały się znacznie niższe, a opłacalność produkcji – wyższa mimo dodatkowych kosztów w postaci konieczności transportu towarów z drugiego końca świata.

Potem okazało się, że produkcję przejęły przedsiębiorstwa chińskie czy koreańskie. Nadal wytwarzały potrzebne ilości towarów, które następnie Zachód importował. Wszystko szło w miarę dobrze, dopóki nie pojawił się problem z produkcją i transportem. Zaczęły się braki na rynku. Tak stało się z chipami potrzebnymi przy produkcji samochodów, smartfonów i innych urządzeń. Wtedy Unia Europejska – która dotuje wszystko, co się rusza i nie ucieka na drzewo – postanowiła, że należy z podatków finansować budowę fabryk chipów w państwach członkowskich. Tym samym Bruksela zdecydowała się na naruszenie własnej zasady zakazu subsydiowania prywatnych firm przez państwa członkowskie. No bo według logiki eurokomisarzy, jeśli dotują państwa członkowskie, to jest to naruszenie zasady konkurencji i niedyskryminacji rynkowej, a jeśli dotuje Bruksela, to oczywiście żadnego naruszenia zasady konkurencji i niedyskryminacji nie ma.

Tak więc Komisja Europejska zdecydowała ostatnio, że może zatwierdzić pomoc państwa członkowskiego (samowolka państwa członkowskiego w tej kwestii jest absolutnie zakazana, wszystko musi się odbyć pod czujnym okiem eurobiurokracji) w celu wypełnienia luk w finansowaniu, w szczególności jeśli pomoże ona w tworzeniu najnowocześniejszych fabryk chipów. Urzędnik już tam dobrze zdecyduje za pomocą odpowiednich łapówek, która fabryka półprzewodników jest najnowocześniejsza, a która tylko trochę nowoczesna. W tym drugim wypadku już dotacji nie będzie. To jasne. Tak samo jak urzędnik w Moskwie planował, kiedy i w której republice radzieckiej powstanie fabryka maszyn rolniczych, a gdzie śrubek i guzików.

Państwa członkowskie mają sporo za uszami, jeśli chodzi o tłamszenie gospodarki, ale Unia Europejska dokłada drugie tyle, albo i więcej. Bruksela ustala minimalne stawki niektórych podatków, jak np. akcyzę od paliw, od energii elektrycznej czy wprowadza nowe podatki, jak ten od dwutlenku węgla, co bezpośrednio uderza w całą gospodarkę. Kolejne ciosy (znacznie kosztowniejsze dla biznesu) to wszelakie regulacje dotyczące bezpieczeństwa, ochrony środowiska, walki z klimatem, praw pracowniczych, rzekomej ochrony zdrowia itd. W tej sytuacji bardzo trudno jest firmom przetrwać na terenie Unii, a jeszcze trudniej konkurować na rynku światowym z przedsiębiorstwami pozaunijnymi. W wielu branżach jest to niemożliwe, dlatego właśnie produkcja ucieka poza tzw. wspólny rynek.

Ale współczesne interwencjonistyczne rządy niejednokrotnie zarówno działania utrudniające prowadzenie biznesu, jak i mające je ułatwić realizują wobec większości branż gospodarki równocześnie! Można to określić jako schizofrenia albo po prostu przejęcie zarządzania gospodarką przez państwo za pomocą centralnego planowania. Polityk i urzędnik decyduje, na kogo zostanie nałożony wyższy podatek, a komu zostanie przyznana ulga labo wyższa dotacja. A przecież wiemy, że Unia Europejska jest mistrzem nad mistrzami nie tylko fiskalnym i regulacyjnym, ale i dotacyjnym. Właściwie Bruksela wszystkie te działania prowadzi nie w pewnej kolejności – jak opisywał prezydent Reagan – ale równocześnie. To typowa mentalność biurokraty: urzędnik wie lepiej, co ma się rozwijać w gospodarce (na tym etapie – półprzewodniki), a jaka gałąź przemysłu ma być wyeliminowana raz na zawsze, jak górnictwo węglowe.

Identyczna polityka była prowadzona w związku z kowidem. Najpierw w wybranych gałęziach gospodarki wprowadzono destrukcyjne lockdawny, by równocześnie różne branże wspierać pieniędzmi podatników lub kredytowymi. W listopadzie br. Komisja Europejska przedłużyła na sześć miesięcy do czerwca 2022 r. luźniejsze zasady pomocy państwa dla firm dotkniętych koronawirusem. Ma to powoli odzwyczaić firmy od ponad 3 bilionów euro przekazanych w całej Unii. Interwencjonizmem państwowym najpierw robi się bałagan, by potem ratować wybrańców. Tak wygląda typowa gospodarka centralnie planowana. Nie ma tu miejsca na spontaniczne działania rynkowe. Ma rozwijać się nie to, czego chce konsument, tylko to, co sobie zaplanował biurokrata w Brukseli, Berlinie, Paryżu i Warszawie. Czy na tym polega wolna konkurencja rynkowa? Wolne żarty.

A przecież wystarczy nie szkodzić: nie podnosić podatków i nie wprowadzać nowych, a je obniżać, nie implementować nowych regulacji, a usuwać te istniejące, no i oczywiście nie dotować. Niestety, zamiast oczekiwanej przez przedsiębiorców deregulacji, muszą się oni spodziewać kolejnych przepisów unijnych. Pod koniec listopada br. prezydenci 40 federacji członkowskich BusinessEurope podczas zebrania w Paryżu wezwali przyszłą francuską prezydencję Unii Europejskiej do walki ze złożonością unijnych projektów legislacyjnych. W stanowisku podkreślono, że skomplikowane przepisy hamują rozwój milionów małych, średnich i dużych przedsiębiorstw na terenie państw członkowskich. Prezydent BusinessEurope Pierre Gattaz zwrócił uwagę, że regulacje unijne „stawiają europejskie firmy w niekorzystnej sytuacji podczas konkurowania na światowych rynkach”.

Czyżby więc przedsiębiorcy mieli nadzieję na to, że komisarze pójdą w końcu po rozum do głowy? Wydaje się, że jest to mało realne. Do tego trzeba by przekonstruować całą ideę wspólnego rynku tak, by wrócić do korzeni – do wolnej wymiany towarów i dóbr oraz wolnego przepływu kapitałów, bez szerokiej i drobiazgowej ingerencji regulacyjnej. To by też oznaczało pozbycie się znacznej części władzy przez eurobiurokratów. Czerwono-zielona opcja, która zdominowała Unię Europejską, nigdy na to nie pozwoli, choćby z powodów ideologicznych. Dlatego skazani jesteśmy na powolne więdnięcie, utratę prestiżu i znaczenia gospodarczego naszego kontynentu. Chyba że w jakiś cudowny sposób od władzy w Brukseli odsunięta zostanie ta hołota, a na czele bloku stanie ktoś pokroju Ronalda Reagana.

Tomasz Cukiernik

Tomasz Cukiernik
Tomasz Cukiernik
Z wykształcenia prawnik i ekonomista, z wykonywanego zawodu – publicysta i wydawca, a z zamiłowania – podróżnik. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz studia podyplomowe w Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Jest autorem książek: Prawicowa koncepcja państwa – doktryna i praktyka (2004) – II wydanie pt. Wolnorynkowa koncepcja państwa (2020), Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa (2005), Socjalizm według Unii (2017), Witajcie w cyrku (2019), Na antypodach wolności (2020), Michalkiewicz. Biografia (2021) oraz współautorem biografii Korwin. Ojciec polskich wolnościowców (2023) i 15 tomów podróżniczej serii Przez Świat. Aktualnie na stałe współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Forum Polskiej Gospodarki” (i z serwisem FPG24.PL) oraz tygodnikiem „Do Rzeczy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

Etapy rozwoju Unii

Niektórzy zarzucają mi, że bez powodu nienawidzę Unii Europejskiej. Albo uważają, że nawet jeśli mam jakiś powód, to nie mam racji, bo przecież Unia jest taka wspaniała i chce wyłącznie naszego dobrobytu. To kompletna nieprawda.
5 MIN CZYTANIA

Sri Lanka nie tylko tuk tukiem

Podczas targów książki w Łodzi, na których odbyła się prapremiera mojej najnowszej książki „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”, jedna z czytelniczek napomknęła, że planuje wyjazd na Sri Lankę. Odpowiedziałem, że właśnie cały styczeń przebywałem w tym kraju i co nieco wiem o wyspie. Kobieta spytała mnie, czy da się tam przeżyć za 20 dolarów. Spytałem, czy ma na myśli jeden dzień, ale po jej minie wywnioskowałem, że chyba myślała o znacznie dłuższym okresie czasu. Stwierdziłem, że jeden dzień jedna osoba może jakoś przeżyć za tę kwotę, ale na pewno nie cała rodzina przez miesiąc.
7 MIN CZYTANIA