Zarówno Rosja, jak i Ukraina to kraje, które przed agresją rosyjskich wojsk na terytorium naszego wschodniego sąsiada pełniły istotną rolę w dostarczaniu żywności w skali świata. Oba państwa łącznie odpowiadały za ponad 25 proc. światowego eksportu zboża oraz miały 80-proc. udział w sprzedaży za granicę oleju i śruty słonecznikowej. Sama Ukraina eksportowała prawie pół miliona ton mięsa drobiowego na międzynarodowe rynki, a także duże ilości jaj. Ponadto Rosja była również wiodącym światowym eksporterem nawozów azotowych, potasowych i fosforowych. Wojna i sankcje gospodarcze na Rosję doprowadziły do przerwania łańcuchów dostaw, co może być katastrofalne szczególnie dla niektórych krajów. Rejony świata, które najbardziej były uzależnione od rosyjskich i ukraińskich dostaw, to Bliski Wschód, Afryka Północna oraz Indonezja. Według ONZ wiele z tych krajów „znajduje się krok od klęski głodu”. Według FAO rosyjska inwazja na Ukrainę dotkliwie zaostrzyła problemy wyżywieniowe świata. Na tym tle sytuacja Unii Europejskiej nie wygląda najgorzej. Tu może grozić co najwyżej podwyżka cen produktów spożywczych. Całkiem dobrze jest w Polsce, która także jest dużym eksporterem żywności.
Jakby tego było mało, rosyjskie wojska celowo niszczą żywność i potencjał rolniczy Ukrainy. Pod koniec marca w rejonie Morza Czarnego rosyjska marynarka wojenna blokowała ponad 90 cywilnych statków zaopatrujących świat w żywność. Pod Kijowem rosyjskie samoloty ostrzelały magazyny żywności, a w wielu rejonach wojska niszczyły wiosenne zasiewy i utrudniały pracę gospodarstw rolnych. Sami rolnicy na Ukrainie mają olbrzymi problem z dostępem do zasiewów. Z kolei w wyniku podpalenia pożar zniszczył 100 ha pól na Wołyniu.
Jednak nawet dziecko by zrozumiało, że w takiej sytuacji zbrodnią jest ograniczenie podaży żywności z innych powodów niż wojna. Nie rozumieją tego jednak organizacje ekologiczne i niektórzy eurokraci. Aby zapobiec niedoborom żywności i wzrostowi cen, pojawiły się w Unii Europejskiej słuszne głosy, by w tej sytuacji zwiększyć produkcję żywności. W szczególności może w tym pomóc wycofanie się z Europejskiego Zielonego Ładu i celów ochrony środowiska. Realizacja Europejskiego Zielonego Ładu w rolnictwie oznacza bowiem mniejsze plony. Zdaniem rolników zarządu Wielkopolskiej Izby Rolniczej i ekspertów wdrażanie unijnej strategii „Od pola do stołu” może doprowadzić do zmniejszenia produkcji rolniczej o 15-20 proc. i spowoduje utratę bezpieczeństwa żywnościowego w Europie. Chodzi o to, że wyprodukowanie większej ilości żywności wymaga większego nawożenia, a jednym z głównych założeń Europejskiego Zielonego Ładu jest zmniejszenie nawożenia o 20 proc. do 2030 r. i ograniczenie stosowania środków ochrony roślin o 50 proc.
Tymczasem szefowie Fundacji WWF z całej Europy podpisali się pod listem do szefów europejskich państw i do europosłów, stwierdzając w nim, że pomysły rezygnacji z dotychczasowych unijnych planów w tym zakresie są niepotrzebne i krótkowzroczne oraz przyniosłyby efekt przeciwny do zamierzonego. „Skupienie wysiłków na próbach zwiększenia produkcji rolnej w Europie może mieć negatywny długoterminowy wpływ na przyrodę i klimat poprzez przekształcanie gruntów, ekspansję na obszary chronione lub intensyfikację produkcji istniejących gruntów rolnych za pomocą środków chemicznych, które zanieczyszczają i degradują ekosystemy” – argumentują ekolodzy. Ponadto ponieważ Europa zarówno importuje, jak i produkuje duże ilości zbóż i roślin oleistych na paszę dla zwierząt, to sugerują też, by w odpowiedzi na ten kryzys ludzie… ograniczyli spożywanie produktów pochodzenia odzwierzęcego: mięsa, jajek, mleka i sera.
Jednym słowem, dla ekologów ważniejsza jest realizacja wydumanych celów klimatycznych niż bezpieczeństwo żywnościowe ludzi! Co więcej, jeśli w Unii Europejskiej rolnicy wyprodukują mniej żywności z powodu Europejskiego Zielonego Ładu, to skutek będzie taki, że tę brakującą ilość trzeba będzie importować (jeśli będzie skąd), a po pierwsze, będzie to już żywność nieekologiczna, a po drugie, oznacza to zwiększenie, a nie zmniejszenie emisji dwutlenku węgla, ponieważ do emisji związanej z produkcją dojdzie emisja związana z transportem. Mało tego, jeśli nawet Unia wyssie żywność z innych krajów, płacąc wyższe ceny (bo ją na to stać!), to może to oznaczać głód w tych państwach, które żywność wyeksportują albo w tych, do których jej nie wysłano. Dlatego Wielkopolska Izba Rolnicza słusznie oświadczyła, że w nowej sytuacji „kraje członkowskie nie mogą sobie pozwolić na zmniejszanie produkcji żywności, ekologię i pozostanie elitarnym klubem konsumentów o wysokich dochodach”. Z kolei Federacja Branżowych Związków Producentów Rolnych zaapelowała do Komisji Europejskiej o odłożenie wejścia w życie Europejskiego Zielonego Ładu i zawieszenie funkcjonowania systemu handlu emisjami, gdyż efektem może być dalszy wzrost kosztów produkcji, a co za tym idzie, zagrożenie bezpieczeństwa żywnościowego.
Niestety stanowisko przedstawicieli WWF popierają także inne organizacje ekologiczne, np. Koalicja Żywa Ziemia. Z kolei 66 organizacji tzw. społeczeństwa obywatelskiego, w tym Koalicja Future Food 4 Climate, Green REV Institute czy Akcja Demokracja uważają, że polityki klimatyczne UE, w tym strategia „Od pola do stołu”, powstały, by przeciwdziałać skutkom zmian klimatycznych i nie mogą być odkładane na potem. W związku z tym podpisały apel nie tylko wzywający Komisję Europejską, Radę UE oraz Parlament Europejski do realizacji tych polityk, ale i ich zaostrzenia! Otóż żądają przyjęcia nowego pakietu regulacji klimatycznych pod nazwą Fit for 65 oraz wdrażania działań na rzecz przyspieszenia zielonej transformacji.
Podobne stanowisko podzielają niektórzy eurokraci. Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans, odpowiedzialny w Komisji Europejskiej za politykę zielonej transformacji, powiedział, że w obliczu wojny na Ukrainie nie ma mowy o odłożeniu w czasie osiągnięcia przez Unię Europejską celów klimatycznych. Tymczasem według najnowszego badania holenderskiego Uniwersytetu i Ośrodka Badawczego Wageningen w rezultacie wdrażania unijnych regulacji średnia produkcja rolna spadnie o 10-20 proc., a w przypadku niektórych upraw nawet o 30 proc. Natomiast badanie Uniwersytetu Kilońskiego informuje o średnim 20-proc. spadku produkcji wołowiny w UE oraz 17 proc. spadku produkcji wieprzowiny. Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Producentów i Hodowców Bydła Mięsnego, powiedział wprost, że Frans Timmermans dąży do ograniczenia produkcji żywności w Europie.
W tej sytuacji, aby przeciwdziałać realizacji tych niekorzystnych pomysłów, na początku kwietnia we Frankfurcie nad Menem odbył się kongres założycielski #EUnitedAgri, w którym udział wzięli przedstawiciele organizacji rolnych z trzynastu krajów UE, w tym Polski, Niemiec, Holandii, Belgii, Francji. – Stawiam jedyną, możliwą w tej sytuacji, logiczną tezę; otóż każdy, kto ogranicza dziś produkcję rolną w Polsce, występuje przeciwko rozbudowie gospodarstw rolnych, lub prowadzi działania mające na celu zmniejszenie potencjału produkcji żywności w Europie, gra dziś w jednej drużynie z Putinem. Motywacje mogą być dwie, albo robi to w pełni świadomie, albo jest pożytecznym idiotą Kremla! – mówi Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej.
To nie pierwszy raz, kiedy Unia Europejska postępuje w sposób całkowicie nielogiczny i oderwany od realiów, tym samym szkodząc całej Wspólnocie. Przyspawanie eurokratów do urojonych celów klimatycznych jest tak wielkie, że wszelkie fakty i argumenty nie działają. Jeśli kraje członkowskie nie chcą doprowadzić do drastycznego wzrostu cen żywności, bez względu na ewentualne procesy przed TSUE, muszą postępować wbrew Europejskiemu Zielonemu Ładowi, wbrew strategii „Od pola do stołu”, wbrew unijnej polityce bioróżnorodności oraz wbrew Fit for 55. Natomiast pytanie podstawowe brzmi: czy finansowanym w pokrętny sposób organizacjom ekologicznym i mającym niejednokrotnie lepkie ręce eurokratom chodzi wyłącznie o ideologię klimatyczną, czy jednak przyczyna jest bardziej przyziemna i gra toczy się o wielkie „zachęty finansowe”?
Tomasz Cukiernik