fbpx
piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonCzym różni się współczesne państwo od I Rzeczypospolitej?

Czym różni się współczesne państwo od I Rzeczypospolitej?

Z pewnością teraz mamy większą wolność gospodarczą niż w czasach Pierwszej Rzeczypospolitej, ale wtedy przynajmniej urzędnicy nie wtrącali się na każdym kroku do życia Polaków, bo ich po prostu… nie było.

„Upadek wczesnego państwa – przez dawniejszych historyków traktowany jako katastrofa i zagłada cywilizacji – dla jego mieszkańców oznaczał często wzrost poziomu życia. Rozpadała się bowiem opresyjna struktura, która wyciskała poddanych do cna, odbierając każdy gram wyprodukowanego zboża, który przekraczał minimum wystarczające do przeżycia. Rozpad organizmu państwowego był zatem katastrofą tylko dla elity. Ta niewielka grupa albo ginęła, albo rozpraszała się, a reszta poddanych oddychała z ulgą – do momentu, w którym państwo odrodziło się ponownie, z nową dynastią i w nowych granicach” – pisze dr hab. Adam Leszczyński w książce pt. „Ludowa historia Polski”.

To spostrzeżenie można łatwo przenieść na czasy dzisiejsze. Mamy właściwie bardzo podobną sytuację. Wtedy, w okresie wczesnego średniowiecza i później, gnębiony i wykorzystywany był chłop (pańszczyźniany), a teraz każdy podatnik, na którego państwo narzuca coraz większe ciężary fiskalne i nie tylko. Wtedy rozpad państwa był katastrofą dla rządzącej wąskiej elity, która stanowiła ułamkową część społeczeństwa. Podobnie dzisiaj upadek rozpasanego państwa opiekuńczego byłby przede wszystkim katastrofą dla setek tysięcy biurokratów, którzy zajmują się najpierw pobieraniem podatków, a następnie rozdzielaniem pieniędzy publicznych. Gdyby nie istniało państwo, nikt by ich na takim stanowisku nie zatrudnił. To samo dotyczy Unii Europejskiej. Szkodzący na każdym kroku wspólnemu rynkowi i wolnościom gospodarczym oraz osobistym eurokraci nie byliby nikomu potrzebni i musieliby się zatrudnić w uczciwej pracy. Wtedy mieszkańcy państw członkowskich naprawdę odetchnęliby z ulgą, a setki miliardów euro mielone przez Unię Europejską nie byłyby regularnie zabierane z ich kieszeni.

Jak pisze Leszczyński, przedrozbiorowa Rzeczpospolita była państwem, które de facto nie istniało: „Państwo wycofało się z relacji pomiędzy szlachcicem a poddanym i próbowało do niej powrócić ponownie w ostatnich latach Rzeczypospolitej. Przez dwa stulecia z okładem na dobrą sprawę go jednak nie było: pojawiało się, nieudolnie i z opóźnieniem, głównie w obliczu wielkiego buntu. Obciążenia podatkowe pozostawały bardzo niskie. Sądownictwo miało charakter prywatny. Policji nie było. Administracja w nowoczesnym sensie tego słowa nie istniała”. Można powiedzieć, że w pewnym sensie był to libertariański ideał. Ale tylko dla szlachty, która stanowiła mniej niż 10 proc. społeczeństwa. Nie dla chłopów, których było ponad 90 proc. społeczeństwa i którzy nie mieli niemal żadnych praw.

„W czasach świetności Rzeczpospolita była federacją mikropaństewek szlacheckich, w których to ziemianin sprawował władzę” – pisze Leszczyński. Dodaje, że „w praktyce więc państwo zaczęło ingerować w społeczne relacje władzy dopiero w czasach zaborów”. Czyli w Pierwszej Rzeczypospolitej nie było całej tej biurokracji, która współcześnie wtrąca się w każdy aspekt naszego życia pod pretekstem, że lepiej od piekarza wie, jak należy piec chleb, a od rolnika – jak uprawiać pole. Nie było państwowych menadżerów z politycznego nadania, który rzekomo lepiej od prywatnych przedsiębiorców wiedzą, jak wydobywać węgiel czy produkować cukier i nie było eurokratów, którzy już dawno zadecydowali, że lepsze od energetyki węglowej i gazowej są odnawialne źródła energii, a od samochodów spalinowych – auta elektryczne. Na dodatek taka Fundacja Geremka za pieniądze zabrane unijnym podatnikom poucza ich, że należy ograniczyć produkcję mięsa, krótkodystansowe loty i ogólnie konsumpcjonizm oraz masową produkcję.

Niemal cała gospodarka Pierwszej Rzeczypospolitej opierała się na pracy chłopów w polu. Niebywałe jest to, że ta prymitywna wtedy i mało efektywna działalność rolnicza była w stanie wyżywić i utrzymywać przy życiu nie tylko włościan, ale właśnie z niej całkiem nieźle żyła cała szlachta i rodziły się bajeczne fortuny magnatów. Tymczasem w dzisiejszych czasach, kiedy rolnicy mają do dyspozycji nowoczesny sprzęt, wiedzę i nawozy sztuczne, nie tylko ich udział w PKB jest nikły, ale na dodatek reszta społeczeństwa do nich dopłaca. Wszystko jest postawione na głowie. Jak to możliwe, że pięć wieków temu prymitywna gospodarka rolna bez problemu utrzymywała całe społeczeństwo i szybko bogacące się elity oraz osoby będące na szczytach społecznej hierarchii, a teraz, kiedy dramatycznie wzrosła wydajność rolnictwa, podobno konieczne są dopłaty do hektara? Niewiarygodne, jak źle politycy mogą pokierować sprawami, by doprowadzić do takiej absurdalnej sytuacji. To pokazuje też, że założenie, które stoi przy tworzeniu Wspólnej Polityki Rolnej, że bez niej wszyscy w Europie pomarliby z głodu, jest wierutnym kłamstwem i manipulacją.

Pierwsza Rzeczypospolita poza tym, że uskuteczniała program państwa minimum, miała niestety też wady, które we współczesnych państwach nie występują lub występują w znacznie mniejszym zakresie. Wtedy z wolności osobistych mogła się cieszyć tylko szlachta, teraz (przynajmniej oficjalnie) równe wobec państwa jest całe społeczeństwo. Wtedy niestety brakowało też wolności gospodarczych: z reguły bardzo trudno było chłopu opuścić wieś, aby robić coś innego w życiu, a mieszczanie nie mogli nabywać dóbr ziemskich, w miastach pilnowano dostępu do cechów i były one też ograniczane możliwościami organizowania targów i jarmarków. Pojawiły się też monopole propinacyjne czy młyńskie. W ten sposób pilnowano przywilejów, które współcześnie też występują, ale w znacznie ograniczonym zakresie. Są raczej wyjątkiem przy zasadzie wolności gospodarczej, a nie na odwrót.

Czy w takim razie lepiej żyło się Polakom w Pierwszej czy żyje się lepiej w Trzeciej Rzeczypospolitej? Zależy którym. Tak samo jak nielicznym magnatom żyło się wtedy lepiej niż włościanom, tak i współczesnym milionerom teraz żyje się lepiej niż zdecydowanej większości społeczeństwa. Bogata elita zawsze sobie poradzi, a biedny lud musi na nią pracować w pocie czoła. Forma transferu bogactwa nie jest już tak istotną kwestią. Czy mamy do czynienia z pańszczyzną, czy z wysokimi podatkami, skutek jest taki sam: w ten sposób utrudnia się biednym poprawę swojego stanu posiadania. Takiego wniosku w książce Leszczyńskiego nie zauważyłem.

Tomasz Cukiernik

Tomasz Cukiernik
Tomasz Cukiernik
Z wykształcenia prawnik i ekonomista, z wykonywanego zawodu – publicysta i wydawca, a z zamiłowania – podróżnik. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz studia podyplomowe w Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Jest autorem książek: Prawicowa koncepcja państwa – doktryna i praktyka (2004) – II wydanie pt. Wolnorynkowa koncepcja państwa (2020), Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa (2005), Socjalizm według Unii (2017), Witajcie w cyrku (2019), Na antypodach wolności (2020), Michalkiewicz. Biografia (2021) oraz współautorem biografii Korwin. Ojciec polskich wolnościowców (2023) i 15 tomów podróżniczej serii Przez Świat. Aktualnie na stałe współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Forum Polskiej Gospodarki” (i z serwisem FPG24.PL) oraz tygodnikiem „Do Rzeczy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

Etapy rozwoju Unii

Niektórzy zarzucają mi, że bez powodu nienawidzę Unii Europejskiej. Albo uważają, że nawet jeśli mam jakiś powód, to nie mam racji, bo przecież Unia jest taka wspaniała i chce wyłącznie naszego dobrobytu. To kompletna nieprawda.
5 MIN CZYTANIA

Sri Lanka nie tylko tuk tukiem

Podczas targów książki w Łodzi, na których odbyła się prapremiera mojej najnowszej książki „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”, jedna z czytelniczek napomknęła, że planuje wyjazd na Sri Lankę. Odpowiedziałem, że właśnie cały styczeń przebywałem w tym kraju i co nieco wiem o wyspie. Kobieta spytała mnie, czy da się tam przeżyć za 20 dolarów. Spytałem, czy ma na myśli jeden dzień, ale po jej minie wywnioskowałem, że chyba myślała o znacznie dłuższym okresie czasu. Stwierdziłem, że jeden dzień jedna osoba może jakoś przeżyć za tę kwotę, ale na pewno nie cała rodzina przez miesiąc.
7 MIN CZYTANIA