Przez wieki poszczególne regiony Polski wykształciły unikatowe zwyczaje związane ze Świętami Wielkiej Nocy, które stały się ważnym elementem folkloru polskiej wsi. Na szczęście niektóre z nich przetrwały do dziś – choć nierzadko w zaledwie paru wsiach. Przypomnimy kilka takich zwyczajów z obszaru Małopolski.
Śmigus-dyngus i Dziady Śmigustne
Śmigus-dyngus – czyli dawny zwyczaj oblewania panien wodą, który przekształcił się w oblewanie wodą wszystkich kobiet (a nierzadko i w wodne „wojny osiedlowe”) znany jest dzisiaj w każdym zakątku Polski. O wiele mniej znane są natomiast Dziady Śmigustne, gdyż zwyczaj ten zachował się jedynie we wsi Dobra koło Limanowej. Dziady Śmigustne, czyli przebierańcy owinięci w słomę, od świtu chodzą po wsi, stukając w drzwi domów i prosząc o niewielkie datki, które mogą uchronić mieszkańców przed „potopem” – ilość wylanej wody na gospodarza może bowiem zależeć od jego hojności.
Gdy datek jest marny, Dziady Śmigustne wody nie żałują. Oczywiście oblanie takie ma przynieść szczęście gospodarzowi, a pannie ma zwiastować szybkie zamążpójście. Zwyczaj ten związany jest z legendą o jeńcach, którym udało się uciec przed wiekami z niewoli tatarskiej właśnie do Dobrej koło Limanowej, a którzy w tej to wiosce szukali pomocy. Dziady Śmigustne owinięte są w słomę na pamiątkę owych pokaleczonych uciekinierów, którym nierzadko słoma musiała zastąpić podarte ubranie.
Siuda Baba
Z kolei w podkrakowskiej Wieliczce oraz w pobliskiej wsi Lednica Górna w Wielkanocny Poniedziałek chodzi w uroczystym orszaku i w asyście Cygana z batem Siuda Baba, czyli przebrany za kobietę i „umalowany” czarną sadzą mężczyzna. Strój Siudej Baby dopełnia różaniec z ziemniaków i bat w ręku, który jest elementem presji, by napotkani parafianie nie szczędzili datków. Siuda Baba – w przeciwieństwie do Dziadów Śmigustnych – ułatwia sobie „pracę”, gdyż na mieszkańców Wieliczki i Lednicy Górnej oczekuje głównie przed kościołami po Mszach Świętych. Wieliczanie i ledniczanie nie unikają jednak przebierańca, gdyż spotkanie z Siudą Babą (i posmarowanie przez niego sadzą) ma przynieść szczęście na cały rok.
Ten zwyczaj ma się wywodzić – według legend – od słowiańskiej kapłanki bogini Ledy. Przez okrągły rok pilnowała świętego ognia (od niego właśnie była tak usmolona) i źródełka na wzgórzu w Lednicy Górnej koło Wieliczki i tylko raz w roku mogła opuścić świątynię i znaleźć (złapać) swoją następczynię wśród dziewic z okolicy.
Pucheroki
W kilku podkrakowskich wsiach (Zielonki, Bibice i Trojanowice) przetrwał z kolei zwyczaj zapoczątkowany przed wiekami przez krakowskich żaków. W Niedzielę Palmową już wczesnym rankiem chłopcy-przebierańcy chodzą po domach. Z buziami wysmarowanymi sadzą, ubrani w przepasane powrósłami kożuchy odwrócone futrem na wierzch i w kolorowe, stożkowe czapki z bibuły chodzą śpiewając dawne pieśni wielkopostne, życząc gospodarzom Świąt Zmartwychwstania Pańskiego i opowiadając zabawne wierszyki. Dostają za to do koszyka jedzenie, słodycze i drobne datki.
Wytłumaczenie, dlaczego pochód ten przemierza kilka podkrakowskich wiosek już w Niedzielę Palmową, a nie w Święta Wielkanocne, wydaje się prosty. Otóż na Święta Wielkanocne żacy rozjeżdżali się do domów, a w Niedzielę Palmową obchodzeniem gospodarstw z wesołymi przyśpiewkami dawni studenci Akademii Krakowskiej mogli urozmaicić swój studencki wikt.
Rękawka i Emaus na Salwatorze
Opowiadając o wielkanocnych zwyczajach, nie sposób nie wspomnieć, iż w niektórych parafiach Wielkanoc trwała… trzy dni. Do dzisiaj w wielkanocny wtorek, po mszy św. w kościółku św. Benedykta krakowianie hucznie bawią się na Rękawce – jest to odpust odbywający się na Kopcu Kraka. Nazwa pochodzi od legendy o budowaniu kopca, która głosi, że ludzie nosili ziemię na kopiec w… rękawach swych ubrań. W XVII wieku właśnie we wtorek, tuż po Świętach Wielkanocnych, bogaci mieszczanie ze szczytu Kopca Kraka zrzucali monety, słodycze, owoce i jajka. U stóp wzgórza czekali na te dary ubodzy, żacy i dzieci. Początkowo Święto Rękawki odbywało się tylko pod kopcem. W późniejszym czasie zabawa przeniosła się również pod kościół św. Benedykta. Święto rozpoczyna się od rozpalenia ognia na Kopcu Kraka, a potem przenosi się do kościoła przed którym już od rana rozkładane są kramy. Dzisiaj odwiedzający i turyści mogą również oglądać zainscenizowane walki wojów i zobaczyć, jak wyglądało życie w średniowieczu i praca ówczesnych rzemieślników.
Krakowianie w Wielkanoc mogą świętować „na okrągło”, gdyż dzień wcześniej świętowany jest Emaus w Salwatorze – to odpust odbywający się w Poniedziałek Wielkanocny przy klasztorze Norbertanek urządzany na pamiątkę objawienia się Chrystusa uczniom będącym w drodze do Emaus. By upamiętnić to biblijne zdarzenie, w dawnej Europie rozpowszechniła się tradycja odwiedzania w Poniedziałek Wielkanocny kościołów za miastem. Należy pamiętać, że klasztor Norbertanek znajduje się około 1,5 km od bram średniowiecznego Krakowa. Jak nakazuje stary zwyczaj, Emaus odbywa się więc poza dawnym centrum miasta.
Kur na Krzyżu
I na koniec o „znaku”, który nie jest żadnym obrzędem czy folklorem ludowym. Wędrując (nie tylko po Małopolsce), można się natknąć na bardzo widoczny znak nawiązujący do Świąt Wielkanocnych, czyli do Męki Pańskiej, Ukrzyżowania i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Mowa o kogucie wykutym razem z krzyżem. Kogut (kur) ma nawiązywać do zaparcia się Chrystusa przez jego ucznia św. Piotra – „nim trzeci kur zapieje”. Taki właśnie starodawny krzyż znajduje się np. w siedzibie (założonego przez ks. Piotra Skargę) Arcybractwa Miłosierdzia, czy też na drzwiach w drugim klasztorze Norbertanek w Imbramowicach (w całej Polsce są dwa klasztory Norbertanek). Krzyż z kurem wieńczy także starą kapliczkę w maleńkiej wsi Zasępiec nieopodal Imbramowic. Kur na Krzyżu miał przywoływać na myśl Mękę Chrystusa. Chłop czy szlachcic – przechodząc traktem obok takiej kapliczki miał wspomnieć – „obym i ja się Boga nie zaparł”.