
O tajemniczych okolicznościach śmierci Młota na Kozaków napisano już wiele książek i artykułów, choć do dzisiaj życie i czyny księcia Jeremiego Michała Korybuta Wiśniowieckiego, zwanego też Jaremą, nikną w mrokach dziejów. Krótko mówiąc, nie pamiętamy o dokonaniach zwycięskiego wodza, dzięki któremu los Rzeczypospolitej mógł zostać odwrócony po bitwie pod Beresteczkiem. Artykuł ten zacząć chciałem jednak nie od tajemniczej śmierci księcia, lecz od zupełnie innego wątku – od (jak się niestety okazało) przepowiedni prawdziwego wojennika, jakim był książę. Oto jego słowa i rady z okresu rebelii kozackiej: „Aby (…) z nimi [Kozakami – aut.] traktament miała Rzeczpospolita pacyfikować, żadnego w tem nie widzę fundamentu (…). Jeżeli tedy Rzeczpospolita tak nadmierne rany od tych zdrajców zadane (…) twardym snem pokryje – nic innego sobie obiecywać nie może, tylko ostateczny upadek i zgubę”.
Takie słowa padły z ust księcia w czasie, kiedy potężna niegdyś Rzeczypospolita miast zdecydowanie walczyć zaczęła uciekać się do układów z buntownikami. Książę Jeremi Wiśniowiecki podczas powstania Chmielnickiego reprezentował orientację wojenną. Opinia szlachecka domagała się oddania mu zwierzchnictwa nad wojskiem, do czego jednak nie doszło na skutek małości ówczesnej elity Rzeczypospolitej. Do głosu znowu doszła zazdrość i patrzenie nie na dobro kraju, ale na własne ambicje. Wojenne poglądy popularnego wśród szlachty księcia nie w smak były kanclerzowi wielkiemu koronnemu Jerzemu Ossolińskiemu, który ferował rozmowy i układy, zwłaszcza po kolejnej przegranej przez Rzeczypospolitą bitwie – pod Piławcami.
Anonimowy autor „Wierszy na pogrom J.M.P.P. hetmanów pod Korsuniem” w te słowa pisał o Jaremie:
„(…) Kiedy wszystkich strach był opanował,
On odbieżoną ojczyznę ratował.
Zdrad swych uszedłszy, jako Pollux drugi,
On Wiśniowiecki przez okraj tak długi
Z Zadnieprza tak idzie i rozwija znaki:
Niedługo radzi, gdy w potrzebie takiej.
Do niegoż! Komu nie ciążą rękawy,
Jako dziś wodza wszystkiej Polskiej sławy.
On (zdarzy niebo) chłopstwo to ukróci,
I pierwsze imię ojczyźnie swej wróci”.
Autor wiersza najprawdopodobniej był uczestnikiem haniebnej bitwy pod Piławcami, kiedy to plotka o ucieczce regimentarzy z obozu wojskowego połączona z drugą plotką o przybyciu ogromnych posiłków tatarskich (przybyło jedynie 4 tys. wojska) doprowadziły do sromotnej ucieczki pospolitego ruszenia. Książę Jeremi Wiśniowiecki wycofał się z pola bitwy ze swoimi wojskami jako jeden z ostatnich. Pod Piławcami nie wygrał Chmielnicki, ale tak naprawdę panika i strach, którym akurat Wiśniowiecki nie uległ. Potem jego talent błyśnie w bitwie pod Konstantynowem latem 1648 r., gdzie książę zadał Kozakom ogromne straty (10-15 tys.) wobec znacznie mniejszych (200-300) strat własnych.
W 1649 r. Wiśniowiecki dowodził legendarną obroną Zbaraża. W 1651 r. w pogromie wojsk kozackich pod Beresteczkiem odegrał bardzo ważną rolę, zwycięsko szarżując ze swoimi oddziałami na buntowników. Zaledwie miesiąc po zwycięskiej bitwie, która mogła całkowicie zdławić bunt Chmielnickiego, Wiśniowiecki zmarł w obozie pod Pawołoczą.

Po bitwie pod Beresteczkiem był opromienionym blaskiem chwały wodzem, któremu wojsko ufało bezgranicznie. Podążając śladami kozackich niedobitków, Wiśniowiecki stanął obozem pod Pawołoczą, gdzie zapamiętano, iż był wesół, zapewne także z powodu możliwości zdławienia buntu, jak i odzyskania własnych dóbr. Jednak nazajutrz po biesiadzie książę poczuł się wyjątkowo słabo: „W poniedziałek z pragnienia zjadł ogórków, po tym się miodu napił, z czego żołądek zepsował i w gorączkę wpadł, któremu ksiądz Cunasius [Canasius – aut.] doktor jmp. starosty kałuskiego [Jana Zamoyskiego, szwagra Wiśniowieckiego – aut.] nie mógł rady dać do dnia dzisiejszego. Odniesiony będąc do zamku pawołockiego, Panu Bogu ducha oddał. Zaraz tego a die 20 Augusti o 11-tej przed południem według zwyczaju uznawszy prędką śmierć, wnętrze z niego wypruto: płuca w nim bardzo zniszczały, a serce było jak pęcherz” – pisał anonimowy autor diariusza i współczesny świadek wydarzeń w obozie w Pawołoczy. Książę zmarł w wielkich mękach. „Obawiamy się, żeby nie trucizną był zniesiony” – czytamy w relacji.
Nad tym, kto mógł skorzystać na śmierci zwycięskiego wodza, nie trzeba się było długo zastanawiać. Jest to już jednak zupełnie inny temat. Na koniec ponownie przypomnijmy słowa obrońcy Zbaraża: „Aby (…) z nimi [Kozakami – aut.] traktament miała Rzeczpospolita pacyfikować, żadnego w tem nie widzę fundamentu (…). Jeżeli tedy Rzeczpospolita tak nadmierne rany od tych zdrajców zadane (…) twardym snem pokryje – nic innego sobie obiecywać nie może, tylko ostateczny upadek i zgubę”.