fbpx
piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonProf. Mearsheimer: To Zachód jest winny wybuchu wojny na Ukrainie

Prof. Mearsheimer: To Zachód jest winny wybuchu wojny na Ukrainie

Prof. John Mearsheimer wyjaśnia przyczyny konfliktu na Ukrainie, do którego doprowadziły nieodpowiedzialne decyzje i działania państw Zachodu wobec Rosji i Ukrainy.

Wśród zdecydowanej większości polskich polityków i pracowników mediów panuje jednoznaczne i ich zdaniem oczywiste przekonanie, że jedynym odpowiedzialnym i winnym wojny na Ukrainie jest Rosja i jej krwawy dyktator Włodzimierz Putin. Inny pogląd na przyczyny tej wojny nie jest w Polsce popularny. A tymczasem całkowicie odrębne stanowisko w tej sprawie prezentują nie tylko niektórzy politycy Konfederacji, ale również poważni Amerykanie. Jednym z nich jest John J. Mearsheimer, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Chicago, gdzie został nawet wyróżniony tytułem R. Wendell Harrison Distinguished Service Professor of Political Science. Co głosi prof. Mearsheimer?

W niedawno wydanej w Polsce jego książce pt. Wielkie złudzenie. Liberalne marzenia w rzeczywistość międzynarodowa prof. Mearsheimer przypomina katastrofalne dokonania Waszyngtonu w Afganistanie, Egipcie, Iraku, Libii i Syrii, które „nie tylko nie zdołały ochronić praw człowieka i zaprowadzić (…) liberalnej demokracji, ale także w znacznym stopniu przyczyniły się do wywołania krwawych konfliktów oraz chaosu”. Nie inaczej jest w przypadku Ukrainy. Akademik udowadnia, że odpowiedzialność za ten konflikt „ponoszą głównie Stany Zjednoczone i ich europejscy sojusznicy”, a podstawową przyczyną jest realizacja strategii mającej na celu wyprowadzenie Ukrainy z orbity Rosji i zintegrowanie jej z Zachodem.

Jak opowiada prof. Mearsheimer, strategia ta składa się z trzech powiązanych ze sobą elementów: rozszerzenia NATO, ekspansji Unii Europejskiej i przekształcenia Ukrainy w prozachodnią demokrację liberalną. Omówię je po kolei. Po upadku ZSRR nastąpiły dwie transze rozszerzenia NATO o państwa Europy Środkowo-Wschodniej, co mocno oprotestowywała Moskwa, ponieważ Sojusz Północnoatlantycki zbliżał się do jej granic, ale jeszcze jakoś to przełknęła. Prawdziwe kłopoty zaczęły się dopiero, kiedy na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 r. zaczęto zastanawiać się nad członkostwem w Sojuszu właśnie Ukrainy i Gruzji. Oba te kraje bezpośrednio sąsiadują z Rosją. Rosyjscy przywódcy zaczęli mówić o ogromnym błędzie strategicznym, poważnych konsekwencjach dla bezpieczeństwa europejskiego i bezpośrednim zagrożeniu dla Rosji. Efektem była wojna rosyjsko-gruzińska.

Po zakończeniu zimnej wojny również Unia Europejska rozpoczęła swoją ekspansję na wschód. Nastąpiły cztery transze jej rozszerzenia. A już w 2009 r. Bruksela przedstawiła inicjatywę Partnerstwa Wschodniego, którego celem była integracja gospodarcza Europy Wschodniej (Ukrainy, Białorusi, Mołdowy, Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu) z Unią Europejską. Rosja uważa ekspansję Unii na wschód za konia trojańskiego rozszerzenia NATO. Coś w tym jest, bo w 2013 r. Bruksela namawiała władze w Kijowie do podpisania umowy stowarzyszeniowej, która dotyczyła nie tylko spraw gospodarczych, ale miała też wymiar strategiczny (sprawy zagraniczne, bezpieczeństwo). Równocześnie Waszyngton cały czas „inwestował” w Ukrainę. Wiktoria Nuland, asystentka amerykańskiego sekretarza stanu do spraw europejskich i euroazjatyckich, oceniła, że w latach 1991–2013 USA wydały 5 mld dolarów na pomoc Ukrainie. Za pomocą tych pieniędzy Ukraina miała zostać przekształcona w prozachodnią liberalną demokrację. Miało się to ziścić poprzez tzw. pomarańczową rewolucję z 2004 r., a dekadę później Euromajdan.

Zdaniem prof. Mearsheimera kierowana z Zachodu pomarańczowa rewolucja dała prezydentowi Putinowi bezpośredni sygnał do działania, który „dał jasno do zrozumienia, że prędzej zniszczy Ukrainę jako zdolne do funkcjonowania społeczeństwo, niż pozwoli na istnienie zachodniego przyczółka u progu Rosji”. Do Rosji przyłączono Krym, a separatyści zajęli ukraiński Donbas, który od tej pory był trawiony wojną domową. A to dlatego, że opisane działania Zachodu zagrażały kluczowym interesom strategicznym Rosji. Mimo to Zachód nie zamierzał się cofnąć. W rezultacie mamy teraz wojnę na Ukrainie.

To tak jakby na granicy amerykańsko-kanadyjskiej czy amerykańsko-meksykańskiej stacjonowały rosyjskie czołgi. Poważne państwo, a w szczególność państwo mające imperialne ambicje, na coś takiego nigdy by się nie zgodziło. Może się jeden z drugim oburzyć: a gdzie suwerenność państwowa Ukrainy? Gdzie możliwość decydowania Ukraińców o samych sobie? W wywiadzie dla „New Yorkera” prof. Mearsheimer tłumaczy wprost: „Jeśli żyjesz w kraju takim jak Ukraina i twoim sąsiadem jest mocarstwo takie jak Rosja, musisz zwracać baczną uwagę na to, co Rosjanie myślą, ponieważ jeśli weźmiesz kij i wetkniesz im go w oko, nie puszczą tego płazem. Państwa na półkuli zachodniej dobrze to rozumieją w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych”. Zresztą nie tylko państwa na półkuli zachodniej, ale i inne kraje będące w amerykańskiej strefie wpływów. Polska w 1939 r. tego nie rozumiała i z państw mocarstwowych (III Rzesza i ZSRR) zrobiła sobie wrogów na niemal całej granicy (poza południową). Skończyło się to totalną katastrofą.

„Ukraina wiąże się dla Rosji z podstawowymi interesami strategicznymi, w związku z czym dążenia Zachodu do wyrwania Ukrainy z orbity Moskwy i włączenia jej do zachodnich instytucji są absolutnie nie do przyjęcia. Z perspektywy Putina polityka Stanów Zjednoczonych i ich europejskich sojuszników stanowi zagrożenie dla przetrwania Rosji. Ten punkt widzenia każe Rosji podejmować ogromne wysiłki na rzecz uniemożliwienia Ukrainie przyłączenia do Zachodu” – podkreśla prof. John Mearsheimer. To wszystko oczywiście nie zmienia faktu, że z polskiego punktu widzenia najlepiej by było, żeby Rosja właśnie nie przetrwała. Niestety, taki rozwój sytuacji wydaje się mało prawdopodobny, a po drodze pojawia się na dodatek niebezpieczeństwo użycia broni atomowej. No i na wschodniej granicy mielibyśmy banderowskie mocarstwo.

Polityka, w szczególności zagraniczna, to nie zabawa. Politolog dr Bartłomiej Radziejewski w przedmowie do polskiego wydania Wielkiego złudzenia pisze, że prof. Mearsheimer uważa „stosunki międzynarodowe za brutalną grę, której ostateczną stawką jest przetrwanie, a podstawowym priorytetem – akumulacja potęgi”, a „będąc patriotą wielkomocarstwowego narodu dalekiej Ameryki Północnej, można zupełnie inaczej niż polscy patrioci widzieć te same sprawy”.

Tomasz Cukiernik

Tomasz Cukiernik
Tomasz Cukiernik
Z wykształcenia prawnik i ekonomista, z wykonywanego zawodu – publicysta i wydawca, a z zamiłowania – podróżnik. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz studia podyplomowe w Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Jest autorem książek: Prawicowa koncepcja państwa – doktryna i praktyka (2004) – II wydanie pt. Wolnorynkowa koncepcja państwa (2020), Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa (2005), Socjalizm według Unii (2017), Witajcie w cyrku (2019), Na antypodach wolności (2020), Michalkiewicz. Biografia (2021) oraz współautorem biografii Korwin. Ojciec polskich wolnościowców (2023) i 15 tomów podróżniczej serii Przez Świat. Aktualnie na stałe współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Forum Polskiej Gospodarki” (i z serwisem FPG24.PL) oraz tygodnikiem „Do Rzeczy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

Etapy rozwoju Unii

Niektórzy zarzucają mi, że bez powodu nienawidzę Unii Europejskiej. Albo uważają, że nawet jeśli mam jakiś powód, to nie mam racji, bo przecież Unia jest taka wspaniała i chce wyłącznie naszego dobrobytu. To kompletna nieprawda.
5 MIN CZYTANIA

Sri Lanka nie tylko tuk tukiem

Podczas targów książki w Łodzi, na których odbyła się prapremiera mojej najnowszej książki „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”, jedna z czytelniczek napomknęła, że planuje wyjazd na Sri Lankę. Odpowiedziałem, że właśnie cały styczeń przebywałem w tym kraju i co nieco wiem o wyspie. Kobieta spytała mnie, czy da się tam przeżyć za 20 dolarów. Spytałem, czy ma na myśli jeden dzień, ale po jej minie wywnioskowałem, że chyba myślała o znacznie dłuższym okresie czasu. Stwierdziłem, że jeden dzień jedna osoba może jakoś przeżyć za tę kwotę, ale na pewno nie cała rodzina przez miesiąc.
7 MIN CZYTANIA