Od pewnego czasu mówi się o tym, że w obecnych trudnych czasach, warto skorzystać z wakacji kredytowych, nawet jeśli jeszcze udaje się spinać budżet domowy i bez nich. Warto chociażby po to, aby zmniejszyć swoje zadłużenie.
Przypomnijmy – wakacje kredytowe mogą dotyczyć jednej umowy zawartej w złotych polskich w celu nabycia nieruchomości przeznaczonej na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych. To nawet 8 miesięcy bez spłaty rat kredytowych: po 2 miesiące w trzecim i czwartym kwartale 2022 r. i po 1 miesiącu w każdym z czterech kwartałów 2023 r. Wakacje kredytowe dotyczą zarówno części kapitałowej, jak i odsetkowej kredytu. Terminy na spłatę rat zostaną przedłużone bez żadnych dodatkowych odsetek. W sumie można zatem przesunąć w czasie zapłatę aż 8 rat.
Oczywiście zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można wydać na dowolny cel. Jeśli jednak inflacyjna rzeczywistość nie zmusza nas do spożytkowania wstrzymanych rat na bieżące wydatki, warto z ich wykorzystaniem zaoszczędzić nieco pieniędzy, dokonując nadpłaty kredytu lub innych zobowiązań które mamy. Dlaczego?
Otóż jako posiadacz kupionego całkiem niedawno – za pożyczone w banku pieniądze – wymarzonego mieszkania, sprawdziłem to właśnie na własnej skórze. Poza kredytem mieszkaniowym (na 15 lat), którego rata zdążyła urosnąć już do prawie 5 tys. zł, bo chociaż kredyt nie jest porażająco duży, to jednak krótki okres spłaty robi swoje, postanowiłem skorzystać z tzw. wakacji kredytowych. Ma to oczywiście swoje mankamenty, bo obniża moją wiarygodność wobec banków (co jednak ma szansę szybko się zmienić). Ale w sytuacji, gdy nie planuje się nowych pożyczek nie ma to praktycznie żadnego znaczenia. Szczególnie, że obecnie nie jest najlepszy czas na dodatkowe zadłużanie się, jeśli tylko nie jest to z jakichś powodów absolutnie konieczne.
Zauważmy, że przesunięcie rat w takich warunkach i przy założeniu, że to, co musiałbym już teraz wpłacić do banku odkładam, a nie wydaję pozwala mi „zaoszczędzić” 20 tys. zł w tym i kolejne 20 tys. zł w kolejnym roku. To całkiem sporo.
Jak już wspomniałem, pieniądze przeznaczone dotychczas na spłatę kredytu nie zostały przeze mnie wydane, ale odłożone po to, aby zmniejszyć moje zadłużenie. Oczywiście wymaga to odrobiny samodyscypliny. Trzeba bowiem przyznać, że przy szalejących cenach pokusa ich wydania była duża, szczególnie, że moje zobowiązania bankowe pożerają dziś blisko 2/3 moich zarobków.
Po dwóch miesiącach wakacji odłożone 10 tys. zł postanowiłem wykorzystać do nadpłaty zobowiązań w bankach. Do wyboru miałem kredyt hipoteczny na zakup mieszkania i pożyczkę (na 10 lat) zaciągniętą w innym banku, po to aby mieszkanie wykończyć i jak najszybciej przestać płacić za wynajmowanie miejsca do życia. Obydwa zobowiązania zaciągnięte zostały na początku ubiegłego roku – tuż przed pierwszymi podwyżkami stóp przez NBP.
W moim przypadku decyzja była prosta, a kryteria dokonania wyboru oczywiste. Zamiast nadpłacać kredyt hipoteczny oprocentowany obecnie na 8,55 proc., postanowiłem zmniejszyć zadłużenie z pożyczki z oprocentowaniem które doszło już do 14,09 proc. i która w związku z tym – mimo niższej raty – kosztować będzie mnie znacznie więcej. Odsetki od każdego pożyczonego 1 tys. zł są sporo wyższe niż dla pożyczki hipotecznej. W ramach pożyczki, do spłaty nadal pozostawało mi 73 tys. zł (rata to nieco ponad 1200 zł). Wpłaciłem w ramach nadpłaty całe zaoszczędzone 10 tys. zł. Zadłużenie spadło zatem do 63 tys. zł.
Przy nadpłacie bank dawał mi do wyboru dwie możliwości: zmniejszenie raty pożyczki i skrócenie okresu jej spłaty. I to najważniejsza decyzja, jaką musimy podjąć. Trzeba bowiem pamiętać, że pożyczając w banku 100 tys. zł wcale nie oddajemy mu tylko tej kwoty, ale także odsetki. Im dłuższy okres kredytowania, tym więcej odsetek trzeba oddać.
Biorąc to pod uwagę, jako wariant spłaty wybrałem skrócenie okresu kredytowania. W ten sposób okres kredytowania skrócił mi się o 25 miesięcy (pożyczka brana była na 10 lat). Szybciej zatem uda mi się pozbyć zadłużenia. Najważniejszym zyskiem jest jednak to, że koszt pożyczki (suma odsetek które muszę oddać jako wynagrodzenia banku) zmalała mi aż o 20,5 tys. zł.
Gdybym wybrał wariant z obniżeniem raty zamiast ze skróceniem okresu spłaty pożyczki, zyskałbym 171 zł miesięcznie, a odsetki w całym okresie kredytowania zmalałyby o niecałe 10 tys. zł. Wybór wariantu był dla mnie zatem prosty. Zdecydowałem się na to, co dało większe oszczędności, nawet jeśli wymaga to ode mnie dalszego, mocniejszego zaciskania pasa w kolejnych miesiącach. Cały zabieg zamierzam zresztą powtórzyć pod koniec roku, po skorzystaniu z wakacji kredytowych w kolejnym kwartale. A później także w kolejnym roku. Oczywiście ten plan ma szansę się ziścić, o ile – dzięki niewielkiej pomocy NBP – nie nastąpi jakaś totalna katastrofa w moich domowych finansach.