fbpx
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonBunt na „Bounty”

Bunt na „Bounty”

Każdy z nas marzył o dalekich morzach południowych i słonecznych krainach na drugim końcu świata. O wyrastających ze śnieżnobiałego piasku palmach kłaniających się ciepłym falom błękitnej laguny, na których delikatnie kiwają się majestatyczne żaglowce. O orzechach kokosowych, które są na wyciągnięcie ręki. O przyjaznych tubylcach wiodących spokojne i beztroskie życie wśród bezkresu oceanu.

Czy takie romantyczne wizje mieli też żeglarze Portugalczyk Afonso de Albuquerque, Holender Abel Tasman czy Anglicy James Cook lub William Bligh? Ten ostatni znany jest w związku ze słynnym buntem na okręcie „Bounty”, który miał miejsce pod koniec XVIII w. na środku Oceanu Spokojnego.

Misja specjalna

Relacja Williama Bligha z wielomiesięcznej podróży na Tahiti, pobytu na wyspie, buntu części załogi i pozostawienia kapitana w szalupie z kilkunastoma marynarzami oraz jego szczęśliwy powrót do Anglii niedawno została opublikowana przez wrocławskie wydawnictwo Erebus, które specjalizuje się w wydawaniu wspomnień podróżników i odkrywców sprzed wieków (np. moja recenzja Jak Stanley odnalazł Livingstone’a). Z dzisiejszego punktu wiedzenia te wszystkie przygody Bligha i jego załogi wydają nam się niemal nierealnie z uwagi choćby na czas, jaki był wtedy potrzebny, by przepłynąć na przeciwległy kraniec Ziemi, na warunki, w jakich żyli ówcześni marynarze bez wielotygodniowego schodzenia na suchy ląd, czy prymitywne narzędzia nawigacyjne oraz mapy, jakimi dysponowali żeglarze. Samo przeżycie liczonej w latach podróży na XVIII-wiecznym statku było już wielkim osiągnięciem.

Kapitan Bligh na 26-metrowym okręcie płynął na Tahiti ze specjalną misją. Chodziło o przewiezienie sadzonek drzewa chlebowego, które miały być potem zasadzone w karaibskich koloniach Wielkiej Brytanii, by żywiły pracujących na tamtejszych plantacjach niewolników. Pierwotna trasa wiodła przez Przylądek Horn, ale z uwagi na nieprzyjazne wiatry trzeba było zawrócić i stamtąd skierować statek na wschód. Po drodze załodze udało się odkryć nowe wyspy. Na przykład Wyspy Bounty, tak nazwane na cześć statku, które leżą na pełnym oceanie na południowy wschód od Nowej Zelandii. A czy ktoś z czytelników słyszał o bardzo trudno dostępnej Wyspie Amsterdam albo Wyspie Świętego Pawła na południu Oceanu Indyjskiego, do których dotarł Bligh?

Dalekowzroczność naszych przodków

Na Tahiti żyli ludzie o stosunkowo łagodnych obyczajach. Szczególnie jeśli porówna się ich z tubylcami mieszkającymi wtedy na innych wyspach Pacyfiku, jak Tonga czy Fidżi (o ludożercach z tych wysp można przeczytać w innej książce wydawnictwa Erebus prof. Damiana Leszczyńskiego pt. „Fidżi. Tajemnice archipelagu kanibali”, o czym napisałem na tych łamach w recenzji Tajemnice Archipelagu Kanibali). Ale i tak na Tahiti nie było całkiem sielankowo. Na przykład pod pretekstem obawy o przeludnienie wyspy, co mogłoby doprowadzić do powszechnego niedostatku, zabijano bezbronne dzieci. Już wtedy w głowie kapitana Bligha pojawił się pomysł, by nadmiar ludności z wysp Pacyfiku przenieść do niemal pustej Nowej Holandii (Australii).

Sama idea zorganizowania wyprawy po sadzonki drzewa chlebowego świadczy o wielkiej dalekowzroczności ówczesnych ludzi, którzy myśleli na dekady do przodu. Ale życie na takim małym stateczku wśród ogromnych fal najpierw Oceanu Atlantyckiego, potem Indyjskiego i Spokojnego musiała być prawdziwą udręką. Jeszcze bardziej niewiarygodna wydaje się podróż po bezkresach oceanu na szalupie ratunkowej po buncie załogi (głównym motywem buntu było prawdopodobnie to, że żeglarze mieli na Tahiti swoje kobiety i chcieli do nich wrócić). Łódź ta miała zaledwie siedem metrów długości (to typowa wielkość łódki przeznaczonej na mazurskie jeziora), a przez półtora miesiąca musiało się na niej zmieścić 19 osób.

Ratunek na szalupie

I właśnie na tej szalupie ratunkowej Bligh – posiadający niewiarygodne zdolności nawigacyjne – wraz z załogą przepłynął 6700 km na Timor, unikając między innymi śmierci z rąk tubylców na Tonga, a potem płynąc niemal bez schodzenia na ląd. Po 48-dniowej podróży, na Timorze został przyjęty przez holenderskiego gubernatora placówki w Kupangu. Tam też kapitan kupił nieco większą, 10-metrową łódź, którą przedostał się do Batawii (dzisiejsza Dżakarta), skąd już normalnym statkiem powrócił ostatecznie – po niemal dwóch i pół roku – do Anglii.

Ładnie wydana w twardej oprawie książka „Podróż na okręcie »Bounty« na morze południowe” to nie tylko sucha relacja z morskiej wyprawy. Tam naprawdę wiele się dzieje! To także dokładne mapy, grafiki oraz kolorowe i czarno-białe ilustracje z epoki. Natomiast od samej relacji jeszcze lepiej czyta się kilkudziesięciostronicowy wstęp napisany przez prof. Damiana Leszczyńskiego. Dowiadujemy się z niego między innymi tego, co stało się z buntownikami z okrętu „Bounty”, o czym z oczywistych względów nie pisze Bligh. Część buntowników wróciła na Tahiti, a pozostali ostatecznie dotarli na wyspę Pitcairn na środku Oceanu Spokojnego, której nie było jeszcze wówczas na brytyjskich mapach. Ci ostatni nie ponieśli odpowiedzialności karnej za swój czyn.

William Bligh, Podróż na okręcie „Bounty” na morze południowe, wydawnictwo Erebus, Wrocław 2023.

Tomasz Cukiernik

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Tomasz Cukiernik
Tomasz Cukiernik
Z wykształcenia prawnik i ekonomista, z wykonywanego zawodu – publicysta i wydawca, a z zamiłowania – podróżnik. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz studia podyplomowe w Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Jest autorem książek: Prawicowa koncepcja państwa – doktryna i praktyka (2004) – II wydanie pt. Wolnorynkowa koncepcja państwa (2020), Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa (2005), Socjalizm według Unii (2017), Witajcie w cyrku (2019), Na antypodach wolności (2020), Michalkiewicz. Biografia (2021) oraz współautorem biografii Korwin. Ojciec polskich wolnościowców (2023) i 15 tomów podróżniczej serii Przez Świat. Aktualnie na stałe współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Forum Polskiej Gospodarki” (i z serwisem FPG24.PL) oraz tygodnikiem „Do Rzeczy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

Etapy rozwoju Unii

Niektórzy zarzucają mi, że bez powodu nienawidzę Unii Europejskiej. Albo uważają, że nawet jeśli mam jakiś powód, to nie mam racji, bo przecież Unia jest taka wspaniała i chce wyłącznie naszego dobrobytu. To kompletna nieprawda.
5 MIN CZYTANIA

Sri Lanka nie tylko tuk tukiem

Podczas targów książki w Łodzi, na których odbyła się prapremiera mojej najnowszej książki „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”, jedna z czytelniczek napomknęła, że planuje wyjazd na Sri Lankę. Odpowiedziałem, że właśnie cały styczeń przebywałem w tym kraju i co nieco wiem o wyspie. Kobieta spytała mnie, czy da się tam przeżyć za 20 dolarów. Spytałem, czy ma na myśli jeden dzień, ale po jej minie wywnioskowałem, że chyba myślała o znacznie dłuższym okresie czasu. Stwierdziłem, że jeden dzień jedna osoba może jakoś przeżyć za tę kwotę, ale na pewno nie cała rodzina przez miesiąc.
7 MIN CZYTANIA