Wzrost cen energii elektrycznej reaktywował debatę na temat reformy europejskiego rynku energii. Dyskusja na temat cen energii elektrycznej już parę miesięcy temu utknęła w Brukseli, gdzie państwa członkowskie reprezentujące wyraźnie sprzeczne stanowiska nie mogły dojść do porozumienia. Kraje południa, czyli Hiszpania, Francja, Włochy i Portugalia, są zwolennikami oddzielenia cen gazu od cen energii elektrycznej, podczas gdy Niemcy, Dania i Holandia odrzucają ten pomysł. Neutralne stanowisko do tej pory zachowywały kraje bałtyckie, pozostawiając kwestię cen energii elektrycznej mechanizmom rynkowym. Kryzys na Ukrainie zwiększył obawy południowców w zakresie wysokich kosztów energii, a przez to przyspieszył powrót do odkładanej w czasie debaty na temat unijnego rynku energetycznego.
Obecne przepisy uzależniają cenę energii elektrycznej od ceny gazu. Tego typu rozwiązanie w normalnych warunkach służy zwiększeniu zysków z odnawialnych źródeł energii i sprzyja przemianie ekologicznej. Jednak od zeszłego lata na rynku energii doszło do poważnych zakłóceń, a cena gazu wzrosła dziesięciokrotnie, co przyczyniło się do wzrostu rachunków za energię elektryczną. Sytuacja ta jest szczególnie niekorzystna dla krajów takich jak Hiszpania, które wytwarzają dużo energii odnawialnej, ale wciąż są uzależnione od gazu.
Dla przykładu na hiszpańskim rynku krajowym cena energii elektrycznej na początku marca osiągnęła poziom 700 euro za megawatogodzinę (MWh), mimo że kraj ten nie jest uzależniony od rosyjskiego gazu. Nic więc dziwnego, że premier Hiszpanii Pedro Sanchez postuluje ograniczenie cen energii elektrycznej do 180 euro za megawatogodzinę na poziomie europejskim. Innymi słowy, Hiszpania i pozostałe kraje chcą, aby dodatkowe koszty elektrowni gazowych były pokrywane bezpośrednio z funduszy europejskich, tak aby różnica w cenach nie wiązała się z dodatkowymi kosztami dla iberyjskich konsumentów. Jak dotąd, propozycja południowców nie znalazła wystarczającego poparcia wśród innych członków wspólnoty.
Głównym oponentem są Niemcy – najbardziej uzależnione od rosyjskiego gazu i najmniej zdolne do dywersyfikacji źródeł energii państwo UE. Nasz zachodni sąsiad aż w 60 proc. uzależniony jest od rosyjskiego gazu. Tak duża zależność od Moskwy sprawia, że oddzielenie ceny gazu od ceny energii elektrycznej nie oznacza dla Berlina dużej różnicy kosztów. Zdaniem Bundestagu, skoro Niemcy nadal będą dużo płacić, to jakiekolwiek zmiany na poziomie unijnym są zbędne. Oficjalnie Berlin swój opór uzasadnia obawą przed niekontrolowanymi zakłóceniami w handlu energią w czasie wojny.
Południowcy liczą na to, że w negocjacjach z Niemcami uzyskają wsparcie krajów nadbałtyckich, które do tej pory pozostawały neutralne, a które od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę opowiadały się za nałożeniem najsurowszych kar na Kreml. Innymi słowy, wsparcie krajów takich jak Polska, Litwa czy Łotwa może okazać się kluczowe do przeprowadzenia reformy energetycznej Unii.
Oczekuje się, że przed czwartkowym posiedzeniem Komisja Europejska przedstawi alternatywny zestaw środków wspierających państwa członkowie w obliczu rosnących cen energii elektrycznej. O ile wiadomo, proponowane rozwiązania koncentrować się mają na wspieraniu konsumentów za pomocą bonów i częściowych dopłat do rachunków oraz pomocy państwa dla poszkodowanych przedsiębiorstw. Pakiet wsparcia obejmować ma również ukierunkowane obniżki podatków np. akcyzy i stawek VAT.
Wśród rozważanych propozycji jest ustalenie ceny referencyjnej dla rynku hurtowego i wprowadzenie dopłat do tzw. ujemnego salda, czyli różnicy między ceną referencyjną a średnimi cenami energii elektrycznej płaconymi przez przedsiębiorców.
Komisja Europejska zamierza również dokonać przeglądu regulacji dotyczących unijnego rynku energetycznego i przedstawić ewentualne zagrożenia dla bezpieczeństwa dostaw i zakłócenia w handlu energią w przypadku każdego z proponowanych rozwiązań.