Podczas wizyty w USA Oliver Zipse zauważył, że w efekcie zbyt szybkiego przejścia na elektromobilność z oferty producentów znikną samochody przystępne cenowo, co może mieć daleko idące skutki polityczne i społeczne – informuje serwis Interia.pl. Dodał, że „odbierając samochody na mocy przepisów, na miejscu polityków byłby bardzo ostrożny”.
Samochody elektryczne są nie tylko drogie w momencie ich zakupu, ale także eksploatacji. Nie wydaje się, by mogło się to zmienić. Dlatego prezes Zipse słusznie podkreślił, że nic nie wskazuje na to, by – w skali świata – silnik spalinowy „stał się przeżytkiem w perspektywie najbliższych 15 lat”.
Unia Europejska zdecydowała, że samochody spalinowe będą mogły być rejestrowane tylko do 2035 r. W przeciwieństwie do zamordyzmu Brukseli władze amerykańskie (poza lewacką Kalifornią) nie narzucają ludziom konkretnych rozwiązań w postaci zakazów i starają się pozostawiać im wolny wybór. Jeśli planowane zakazy wejdą w życie, na mobilność będzie stać wyłącznie ludzi bardzo bogatych.
Tymczasem zakaz rejestracji samochodów spalinowych w Unii Europejskiej spotyka się ostatnio z coraz głośniejszą krytyką także ze strony szefów największych koncernów samochodowych. Podobnego zdania co Zipse są m.in. Luca de Meo, prezes Renault czy Carlos Tavares, prezes koncernu Stellantis (produkującego m.in. samochody marek Fiat, Peugeot, Citroen, Opel, Chrysler, Alfa Romeo, Lancia czy Jeep).
Zobacz także: Komisja Europejska chce zakazać tirów