„Doskonały”, „bezkompromisowy”, „precyzyjniejszy od najnowszych technologii”, „podejmujący na boisku same trafne i dobre decyzje”. To tylko kilka epitetów, jakie po finale MŚ, w którym Argentyna pokonała po rzutach karnych Francję, pisano pod adresem jednego z bohaterów tego spotkania. I wbrew pozorom nie chodziło o Leo Messiego, który sięgnął wreszcie po Puchar Świata, tylko o pewnego sędziego z Płocka. Szymon Marciniak bowiem udowodnił, że w świecie sędziowskim jest tym, kim Messi w świecie piłkarskim.
Howard Webb, były angielski arbiter, który jako pierwszy i dotychczas jedyny sędziował w jednym sezonie (2009/2010) dwa najważniejsze spotkania (finał MŚ i finał Champions League) uznał katarski finał z ubiegłego roku w wykonaniu Marciniaka za „najlepszy sędziowski występ w historii mundialu”.
Marciniak nie spoczął na laurach, czego dowodem było wyznaczenie go do prowadzenia rewanżowego półfinału Ligi Mistrzów pomiędzy Manchesterem City a Realem Madryt. Po remisie 1:1 w pierwszym spotkaniu uznano, że rewanż będzie zdecydowanie najtrudniejszym z punktu widzenia arbitra spotkaniem w tym sezonie Champions League. I nawet jeśli tak było, to Polak ze swojego zadania po raz kolejny wywiązał się perfekcyjnie. A już „zgaszenie” zapędów gwiazdora City Erlinga Haalanda pokazywały stacje telewizyjne na całym świecie, a w sieci do dziś fragment ten robi furorę. Gdy rozwścieczony Norweg po faulu kolegi z drużyny podszedł do polskiego sędziego z pretensjami, Marciniak nieprzejęty miał odkrzyknąć do piłkarza: „Powtórz to jeszcze raz, a wyrzucę cię z boiska”. I choć dokładnie tego cytatu nie udało się oficjalnie potwierdzić, wszystko wskazuje na to, iż treść komunikatu trafiła do Haalanda, bo po chwili odbiegł i do końca meczu koncentrował się już na grze. Eksperci zresztą zgodnie uznali, że właśnie ta reakcja mogła ostatecznie przesądzić o wyznaczeniu Marciniaka do gwizdania w finale Ligi Mistrzów.
Polak słynie z pewności w podejmowaniu decyzji. I mimo że po meczu w Manchesterze wielu określiło go „najlepszym na murawie”, nie dawano mu większych szans na poprowadzenie meczu finałowego. – Oczywiście stuprocentowej pewności mieć nie możemy, ale byłoby to jednak wstrząsające. UEFA nie praktykuje bowiem takich sytuacji, by po półfinale arbiter dostał jeszcze do sędziowania finał – mówił w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” były sędzia Rafał Rostkowski. A jednak…
Marciniaka – choć jego kariera wciąż trwa – już porównuje się do dwóch innych sędziowskich legend: Włocha Pierluigiego Colliny i wspomnianego Anglika Howarda Webba. Poza talentem do gwizdania na murawie łączy jeszcze jedno – pełna łysina. Może to ona jest właśnie kluczem do sukcesu?
Przy okazji warto pochylić się nad zarobkami Marciniaka w trwającym sezonie Ligi Mistrzów. Sędziowie główni za każde spotkanie w tych rozgrywkach otrzymują od UEFA 10 tys. dolarów (stawka jest taka sama niezależnie od rundy, w której rozgrywane jest spotkanie). Biorąc pod uwagę aktualny kurs walutowy, daje to niespełna 41,7 tys. zł. Dla Marciniaka finał Manchester City – Inter Mediolan będzie ósmym meczem w tym sezonie Champions League. Tym samym tylko w bieżącej edycji LM zarobi 80 tys. dolarów (ponad 333,6 tys. zł).
A finał Ligi Mistrzów już 10 czerwca o godzinie 21.00 w Stambule. Polscy kibice – jeśli chodzi o kibicowanie City lub Interowi – będą zapewne podzieleni. Podziału za to żadnego nie będzie, jeśli chodzi o trzymanie kciuków za Szymona Marciniaka. Talentem i ciężką pracą zaszedł na samy szczyt sędziowskiej hierarchii. I niech zostanie tam jak najdłużej.