Film „Chleb i sól” swoją polską, kinową premierę miał 27 stycznia. Już wcześniej seans pokazywano na zagranicznych festiwalach, gdzie został obsypany nagrodami i wyróżnieniami. Ktoś mógłby jednak dziwić się otrzymanym laurom, gdyż Damian Kocur – reżyser i scenarzysta filmu – w produkcji wykorzystał… naturszczyków. Aktorów amatorów, którzy z występowaniem na wielkich ekranach wcześniej nie mieli dużo wspólnego.

Fot. PAP/Radek Pietruszka

Pełnometrażowy debiut Damiana Kocura okazał się wielkim sukcesem zarówno na scenie międzynarodowej, jak i krajowej. Rozpoczynając opowieść o tym pełnym niedomówień i tajemnic filmie, warto wspomnieć o jego już osiągniętych sukcesach. Produkcja zgarnęła Nagrodę Specjalną Jury na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji i statuetkę Brązowej Piramidy dla najlepszego debiutu w Kairze. Polska premiera filmu, który jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, miała miejsce na 47. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Tam Damian Kocur otrzymał trzy nagrody. Produkcja na pewno została więc doceniona przez świat filmowy. Co jest jednak w dziele polskiego reżysera tak atrakcyjnego, że przyciąga widzów i z Gdyni, i z Kairu?

Krótko o fabule

Bohaterem, wokół którego cała historia się obraca, jest doskonały pianista – Tymek. Tak jak prawie wszystkie ukazane w filmie postacie jest w wieku studenckim. Poznajemy go, gdy uczęszcza do warszawskiej Akademii Muzycznej i przygotowuje się do światowej kariery. Tymek pochodzi ze śląskiego małego miasteczka i – w przeciwieństwie do swoich kolegów z dzieciństwa – ma ambicje i stara się je wykorzystać. Jego znajomi z dawnych dni są raczej pasywni w myśleniu o swojej przyszłości, studiach czy wcale nie tak odległym dorosłym życiu. Wolą pić piwo nad jeziorem, uprawiać hip-hopowy freestyle czy… chodzić do nowo powstałego baru z kebabem – centralnego punktu w filmie. Chłopaki z osiedla, bywając w knajpie, by niejako zabić nudę, śmieją się z obsługujących ich przyjezdnych z Bliskiego Wschodu, wymagając od nich traktowania samych siebie niczym osiedlowych bogów. Imigranci nie zostają przyjęci tytułowym chlebem i solą, a raczej wyzwiskami i agresją. Obsługujący lokal starają się zachować spokój, z czasem jednak konflikt zaostrza się. Spirala strachu i zagrożenia zaczyna się nakręcać, a Tymek znajdzie się w samym jej centrum.

Naturalność i improwizacja

W produkcji zagrali sami naturszczycy, m.in. Tymoteusz Bies i Jacek Bies, którzy i w filmie, i w prawdziwym życiu są braćmi. Podobnie jak ich postacie również skończyli szkoły muzyczne i wywodzą się z Górnego Śląska. Reżyser i scenarzysta Damian Kocur już wcześniej produkował filmy krótkometrażowe (m.in. „Nic nowego pod słońcem”, „1410” czy „Dalej jest dzień”), w których również wykorzystywał brak doświadczenia i naturalność aktorów. – Nie pracuję z aktorami i nie przechodzę całej tej drogi pracy nad rolą. Prób, uczenia się tekstu, szlifowania dialogów i emocji. Zamiast tego korzystam z wrodzonych cech osób, które zapraszam do swoich filmów. Łączę ich naturalną obecność z fikcyjną historią. Przekazuję im informacje o czym jest scena, jak mniej więcej sobie ją wyobrażam i do czego chcemy dojść. Czasami potrzebuję, by użyli bardzo konkretnego słowa czy zdania, ale to wszystko. Poza tym uruchamiam kamerę i pozostawiam im sporo wolności. Jest w tym rodzaj dokumentalnej prawdy, której nie znajdziesz w filmie fabularnym – mówi.

Oglądając film, można odnieść wrażenie, że reżyser nie inscenizuje, a jedynie podgląda improwizowane sceny – jest w nich tak wiele naturalności. Bohaterowie mówią jednocześnie, dialogi nakładają się, a nieprofesjonalni aktorzy zdają się być po prostu sobą. W tej bezpretensjonalności i swobodzie czuć wyjątkową rękę Kocura do prowadzenia aktorów niezawodowych, z których potrafi wydobyć to, co najcenniejsze – wiarygodność.

Mimo że produkcja pozornie przedstawia utarte schematy i krzywdzące stereotypy, to jednak reżyser próbuje z nimi walczyć pojedynczymi scenami – na osiedlowej ławeczce późną nocą bracia rozmawiają o zawiłościach pianistyki, ich kumple rapują do dźwięków fortepianu, a największy osiłek w chwili słabości nie będzie potrafił ukryć łez.

Pozornie mozaikowa konstrukcja zamyka się w spójną historię, z której być może nie wynika żaden morał, ale pełno w niej niezwykle cennych obserwacji, które przemówią do każdego.

Poprzedni artykułJakie wyzwania stoją przed polskim rynkiem pracy?
Następny artykułCzechy umacniają relacje z Tajwanem? Protest Chin