Czy w polskich sklepach sprzedawana jest zdrowa żywność?

W polskich sklepach jest sprzedawany Polakom koń trojański. Nie jest realizowana żadna polityka zdrowotna ani ochronna konsumentów. Stąd bardzo duża liczba chorób nowotworowych. Większość polityków z każdej partii dokładnie o tym wie. Raporty Najwyższej Izby Kontroli są powszechnie znane.
Czy cała żywność w polskich sklepach jest zła, czy gdzieś sprzedawana jest dobra?
Należałoby najpierw znaleźć tego, kto pozwolił na nazywanie żywności bio, eko i zdrową żywnością. Jeżeli wchodzimy do marketu i tylko jedna półka jest z tzw. zdrową żywnością, to gdzie jest definicja chorej żywności, czyli tej całej reszty, która znajduje się poza tą jedną półką? Czyli to jest żywność wywołująca choroby? Stwierdzono to zresztą w raportach NIK już w latach 2018, 2019 i 2021. I w tym temacie nic nie jest robione. Kolejne rządy bagatelizują sprawę, niezależnie od tego, kto akurat jest przy władzy. Społeczeństwo było trute, a korporacje mają potężne zyski.
A czy na tej półce ze zdrową żywnością jest rzeczywiście żywność zdrowa?
W mojej ocenie też nie. Dlatego, że jeżeli w ekologii dopuszczamy stosowanie środków grzybobójczych, chwastobójczych, takich jak Rundup, to jasno i wyraźnie trzeba powiedzieć, że to jest ewidentny bandytyzm. Oszukiwanie i nabijanie konsumenta w butelkę po to, żeby wyciągać od niego duże pieniądze. Żywność ma być naturalna, spełniać konkretne normy i kryteria bezpieczeństwa i być bezpieczna dla zdrowia całego społeczeństwa.
Od kiedy zajmuje się Pan de facto działalnością społeczną, w ramach której próbuje uświadamiać konsumentów, że żywność w sklepach niekoniecznie jest dobra dla naszego zdrowia?
Od momentu, kiedy sam wylądowałem w szpitalu. Dostałem udaru zakrzepowo-żylnego mózgowia. Zacząłem się interesować szerzej tematem, jeżdżąc na komisje sejmowe rolnictwa, przyglądając się, jak wygląda produkcja surowców. Mamy katastrofę, a nie rolnictwo. 97 proc. produkcji rolnej można nazwać produkcją onkologiczną opartą na nawozach sztucznych i chemii, a tylko 3 proc. obszarów wiejskich to uprawa w sposób naturalny i z tego tylko jakieś 60 proc. warte byłoby nazywania ekologiczną. Problem zakłamania polityków polega na tym, że oni chcą, by kontrolować i badać to, co napływa z zagranicy, ale nie chcą badać tego, co produkujemy w Polsce.
Co należałoby zrobić?
Musimy odbudować polskie rolnictwo w sektorze drobnych gospodarstw rolnych i hodowli zwierzęcej oraz powrócić do naturalnej produkcji. W 2000 r. mieliśmy ponad milion gospodarstw rolnych. Teraz mamy oficjalnie 1,3 mln, ale to jest fikcja statystyczna, bo nie każdy, kto otrzymuje dopłaty, jest w rzeczywistości rolnikiem. I nie każdy właściciel gruntu rolnego jest rolnikiem, bo adwokaci, lekarze i taksówkarze też mają ziemię, by płacić niższe składki na KRUS. Mafia narkotykowa przeniosła się do produkcji żywności. Za trucie ludzi można dostać do trzech lat pozbawienia wolności, a za handel narkotykami można złapać gruby wyrok. Zyski są na podobnym poziomie, a ryzyko mniejsze i odpowiedzialności nie ma. Mamy ewidentny wzrost chorób nowotworowych. Jest to wynik poszczepienny, ale jest to też rezultat złej jakości żywności. Pomidory to jest hydrokultura. Ludzie biorą do ręki pięknego pomidora i myślą, że ktoś go wyhodował ciężką pracą. Nie mają pojęcia, że ten pomidor nie miał w ogóle styczności z ziemią, że był nawadniany w szklarniach z chemią, by szybko rósł. Ma być nie jakość, tylko dużo i ekonomiczny zysk dla właściciela. To karygodne, że kraj, który był największym producentem trzody chlewnej, został największym importerem wieprzowiny z głębokiego mrożenia z zagranicy – z Chin, Belgii, Danii. Ludzie nie wiedzą, co za kurczaki jedzą. Dzwonił do mnie człowiek, który do jednej z bardzo znanych amerykańskich sieciówek wozi kurczaki trzyletnie z głębokiego mrożenia. Wiózł akurat do punktu w Rzeszowie, gdzie jest reklama, że kurczak jest bez GMO i pochodzi z rzeszowskich hodowli. A tak naprawdę jest to kurczak z ferm przemysłowych spod Tomaszowa.
Mamy kolejki w oddziałach onkologicznych. W tej chwili jest wzrost chorób nowotworowych na poziomie dwóch tysięcy procent! Lekarz główny weterynarii w rozmowie ze mną powiedział, że glifosat jest rakotwórczy i oni o tym wiedzą, no ale co można zrobić. Nawet gdyby ten człowiek cokolwiek chciał zrobić, to nie może. Prezes jednej z firm w swoich zeznaniach podczas procesu ze mną stwierdził, że padł ofiarą przestępczej działalności innej firmy. Był taki artykuł dotyczący dodawania komponentów do produkcji smarów technicznych do pasz dla kur i świń. Jednocześnie oni brali te komponenty do produkcji wędlin i parówek. Pan prezes stwierdził, że mają najlepszy system kontroli jakości. No to zadałem mu pytanie, w jaki sposób kontrolują komponenty, dodatki i te pasze?
A propos procesów – niedawno wygrał Pan w sądzie sprawę z Animex Foods i wyrok jest już prawomocny. O co chodziło?
Animex Foods kwestionował miernik i to, że ja mówię, że ich żywność w postaci parówek jest niebezpieczna. To był miernik do mierzenia szkodliwych substancji znajdujących się w produktach mięsnych: azotyny, azotany, fosforany. Pani sędzia, słuchając świadków w tym procesie, stwierdziła, że ona sama nie chce wiedzieć, co w tych parówkach się znajduje.
Jaki był wyrok?
Zostałem uniewinniony od wszystkich zarzutów z aktu prywatnego Animex Foods. Oni mi zarzucali, że mówię nieprawdę, że miernik pokazuje źle. Sąd stwierdził całkowicie inaczej.
To jakie parówki można jeść?
Żadnych parówek nie można jeść, dlatego że nie ma surowca. Kiedyś świnię hodowało się dziewięć, dziesięć miesięcy i to mięso miało jakość. Dzisiaj świnię hoduje się trzy miesiące i ona nie ma jakości. Piszą, że jest bio, eko, a to są chwyty marketingowe. Piszą „bez dodatków glutaminianu sodowego”, „bez dodatku fosforanu”. Pięknie to brzmi, ale kiedy zbadałem w Pradze parówki różnych producentów, to wyszło, że 100 proc. producentów w różnych wariantach mija się z prawdą. Ale nie można powiedzieć, że nie mówią prawdy. Bo jeśli te fosforany się tam znajdą, to oni powiedzą: „myśmy ich tam nie dodawali, one są z produkcji zwierzęcej”. Firma w sposób wymijający jest zawsze w stanie walczyć z konsumentem. W laboratorium ALS w Pradze zbadaliśmy, że w jednej trzeciej parówki znajduje się dzienna dawka spożycia fosforanów, które uszkadzają nerki dzieciom. Walka Animeksu ze mną to była walka z konsumentem. Gdzie jest państwo? Czy w telewizji o tym mówią? Nie ma rzetelności dziennikarskiej. Też udział w produkcji tych świń i kur mają polscy rolnicy. Życie ludzkie jest dla polityków nic niewarte. Jesteśmy przedmiotem. Jak świeczka, która się wypali.
Ma Pan inne sprawy w sądzie? Kto Pana pozywa i o co?
Agri Plus oskarża mnie o to, że na komisji sejmowej powiedziałem, że są pośrednim importerem antybiotyków do hodowli zwierząt. Ten proces jeszcze nie ruszył od 2019 r. Jestem też oskarżony przez obywatela Ukrainy, któremu Animex sfinansował proces sądowy w Łodzi. To był pracownik Animeksu, który chce 10 tys. zł za to, że go oszkalowałem. Zadzwonił do mnie i mi na live opowiedział, jak oni stare mięso ze zwrotów ze sklepów odświeżają i wtórnie mielą parówki. Zostałem pozwany za ten filmik. Zrobiłem też filmik z Kauflandu z Dzierżoniowa. Źródłem konsumpcji związków chemicznych, włosów Chińczyków itp. są marketowe piekarnie. Tam nie ma świeżego pieczywa. Tam jest pieczywo mrożone, które niejednokrotnie leżało rok. Jako spulchniacza do tych bułek i chlebków dodawana jest L-cysteina. Robi się ją z włosów Chińczyków. A ludzie zajadają się pieczywem tego typu jakości. To jest wysoce niebezpieczne z punktu widzenia zdrowotnego. Kaufland podał mnie do sądu z powództwa cywilnego. Mam jeszcze cywilny proces z Animeksem w Jeleniej Górze. Także ze spółką Wodnik w Jeleniej Górze – za to, że oskarżyłem ją, że dostarcza złej jakości wodę z radonem. W chwili obecnej mam około trzydziestu otwartych procesów w sądach. W znakomitej większości wygrywam te procesy. Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze, uchylając wyrok sądu rejonowego, stwierdził, że moja działalność jest wręcz potrzebna i konieczna, dlatego że jesteśmy truci chemikaliami, w tym glifosatem.
Co należy jeść i gdzie kupować żywność?
Dzisiaj kupowanie żywności, nawet tej od rolników, jest jak wróżenie z fusów. Cała polityka rolna resortu rolnictwa nie służy polskim rolnikom, zwłaszcza hodowcom, producentom bydła mięsnego, mlecznego, tylko korporacjom. Po to jest, byśmy byli zmuszeni do pójścia do marketu. Trzeba czytać etykiety, starać się to analizować. Ja jem dziczyznę, baraninę, wołowinę. Omijam kurczaki i wieprzowinę oraz pieczywo marketowe. Kupuję mąkę orkiszową z produkcji naturalnej i z takiej mąki piekarz robi mi chleb. Nie jesteśmy w stanie uchronić się przed czymkolwiek, jeśli całe społeczeństwo nie zrozumie, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. Gdyby ludzie tych parówek i tych kurczaków nie kupowali od tych wszystkich producentów, to w ciągu miesiąca oni by splajtowali.